__________________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
__________________________________________________________________________

    Piatek, 24.01.1992.                                            nr. 9
__________________________________________________________________________

W numerze:
         Zbigniew J. Pasek - Z czym do Europy czyli garb po PRLu
             Tomek Sendyka - Poludniowa Afryka
        Jurek Karczmarczuk - Zagadka logiczna
          Andrzej M. Kobos - Spojrzenie na "Spojrzenia" w "Spojrzeniach"
          Adach Smiarowski - Piesn dziadkowa ... (wierszem)
__________________________________________________________________________

Od red. dyz.


Dzis jak zwykle mieszanka roznych tematow, od calkiem powaznych
(tekst Zbyszka Paska), do mniej powaznych (tekst Druha Adacha,
tym razem nie proza a wierszem).


Posrodku mamy travelogue z Republiki Poludniowej Afryki, kraju
niezbyt czesto odwiedzanego, ktory ciagle jednak figuruje w czolowkach
gazet, oraz nowosc na naszych lamach, czyli lamiglowke logiczna
podobna do tych, ktore kiedys ukazywaly sie w "Zyciu i Nowoczesnosci"
w rubryce "Rozkosze lamania glowy". Autor, czyli Jurek Karczmarczuk
zarecza, ze lamiglowka jest calkowicie logiczna i ma tylko jedno
rozwiazanie. Wierze mu na slowo, bo sam nie rozwiazalem. Starcza mi
lamanie glowy przy innych zajeciach.


Zamieszczamy rowniez glos krytyczny Andrzeja Kobosa dotyczacy "Spojrzen",
tym razem z pozycji czytelnika tychze. Na krytyke te postaram sie
odpowiedziec w tekscie. W kazdym razie takie glosy sa zawsze
dobrze widziane.


J. K-ek

__________________________________________________________________________

                  Z CZYM DO EUROPY, CZYLI GARB PO PRL-u
                  =====================================

Zbigniew J. Pasek


Opracowane na podstawie artykulu Iwony Bartczak "W drodze do ziemi
obiecanej" z Zycia Warszawy (19.11.1991) oraz Kazimierza Obuchowskiego
"O mentalnosci Polakow. Informacje z pierwszej reki" z Tygodnika
Powszechnego (20.11.1991).

-----------------------------

    Ostatnio w prasie polskiej natknac sie mozna dosyc czesto na wyniki
roznorodnych ankiet, badajacych stosunek polskiego spoleczenstwa do
wielu, czasem krancowo roznych problemow. Taka mnogosc ankiet oprocz
tego, ze wskazuje na zupelnie dorywcze probkowanie postaw polskiej
populacji, jest tez dowodem na to, ze obecnie juz nikt nie wydaje sie
posiadac niezachwianej wiedzy na temat tego co polskie spoleczenstwo
mysli i jakie prezentuje postawy.


    To, ze Polacy A.D. 1991 sa wielka niewiadoma, wykazaly zarowno
wyniki ostatnich wyborow jak i na codzien wykazuja pewne
charakterystyczne sprzecznosci pomiedzy popularnymi, obiegowymi opiniami
a praktyka dnia codziennego. Z pewnoscia do takich naleza opinia o
polskiej religijnosci, nie wyjasniajaca np. poziomu alkoholizmu i liczby
aborcji, czy tez 'tradycyjna' polska tolerancja - nie potwierdzana przez
fakty.


    Wydaje sie, ze w nowa polska rzeczywistosc i w nowy ustroj Polacy
wchodza nie tylko z duzym balastem roznych patologii spolecznych i
gospodarczych, ale rowniez z bogactwem wyobrazen o swoich zdolnosciach,
przeznaczeniach i naleznosciach. Stad tez chyba biora sie te ostre
zgrzyty, bo nowy ustroj, w przeciwienstwie do realnego socjalizmu,
wymaga harmonii pomiedzy wyznawanymi pogladami a postawa zyciowa w
zakresie spraw publicznych czy gospodarki. Teraz nie daje sie juz
pracowac i wypowiadac 'na niby', czy 'dla idei', a wszystko trzeba jak
najbardziej traktowac 'na serio'.


    W prasie ostatnio ukazalo sie kilka omowien wynikow dlugotrwalych
badan socjologicznych, przeprowadzanych przez socjologow i psychologow z
PAN na przestrzeni ostatniego dziesieciolecia. Wyniki te z pewnoscia
serwuja prawdy niepopularne, ale zasadnicze dla przyszlych losow Polski.


    Przelom ustrojowy nie zmienil praktycznie rozmiarow postrzegania
grup niezasluzenie uprzywilejowanych. W spolecznej percepcji prawowitosc
obecnego systemu niewiele rozni sie od prawowitosci systemu poprzedniego.
W zasadzie nie ulegla zmianie wiara w nierzetelnosc prawa, jak i
proporcja tych, ktorzy sadza, ze bieda jest wynikiem niesprawiedliwosci.
Zaobserwowano rosnaca bezradnosc ludzi w osiaganiu waznych celow
zyciowych. Narasta frustracja z powodu ograniczenia mozliwosci
realizacji interesow ekonomicznych, i nie kompensuje jej zwiekszona
wolnosc.


    Nowe reguly gry gospodarczej nie sa dostrzegane jako szansa dla
kazdego: nieufna asekuracja goruje nad checia podejmowania ryzyka. Taka
sytuacja jest z pewnoscia pochodna kultury i mentalnosci Polakow,
wychowanych w realnym socjalizmie. O ile w 1984 roku 80% respondentow
podpisywalo sie obiema rekami pod haslem 'rynek', z chwila gdy
kapitalizm stal sie rzeczywistoscia, stosunek do niego jest bardziej
wieloznaczny. Rolnicy, najdawniejsi praktycy wolnego rynku, stanowczo
odzegnuja sie dzisiaj od rynkowych rozwiazan.


    Jeszcze kilka lat temu sektor prywatny byl postrzegany jako ucieczka
i ochrona przed niesprawiedliwoscia. Dzis z kolei sektor panstwowy
stanowi dla wielu osob symbol bezpieczenstwa. W wielu zakladach
pracownicy ostatecznie godza sie na prywatyzacje, ale asekuruja sie
przywiazaniem do samorzadow oraz warunkiem spolecznej kontroli
prywatnego kapitalu. Czwarta czesc ogolu badanych jest absolutnie
przeciwna jakiejkolwiek prywatyzacji wielkich zakladow przemyslowych.


    Sam fakt zmiany ustrojowej w Polsce z pewnoscia nie spowodowal, ze
swiat stal sie nieco bardziej przyjazny. Trzeba by byc nad wyraz
naiwnym, by sadzic, ze sama zmiana ustroju, eliminacja PZPR i jej
aparatu oraz pojawienie sie nowych szans stworza nowego czlowieka.
Dlatego tez jestesmy skazani na siebie, na wlasne wzory i dzialania.
Warunki do przyszlych zmian sa dopiero w fazie tworzenia. Nie sa one
jeszcze wsparte ani odpowiednia praktyka edukacyjna, ani ozywieniem
kultury, ani w ogole koncepcja czlowieka - Polaka XXI wieku. W tym celu
niezbedna jest wiedza z jakiej pozycji naprawde startujemy.


    W konkluzji swoich badan psycholodzy opracowali typologie polskich
metalnosci, obejmujaca wiele typow posrednich. Trzy podstawowe typy sa
nastepujace:


         A. Bierno-produktywno-antyindywidualistyczny

         B. Obronno-zachowawczo-roszczeniowy

         C. Przedsiebiorczo-podmiotowo-prospoleczny.


    Jak sie okazuje, typ A najbardziej odpowiada oczekiwaniom "realnego
socjalizmu"; jest to typ "bohatera pracy socjalistycznej - jest
skrzyzowaniem prospolecznej produktywnosci z biernoscia i rutyna, ciezko
pracujacy i posluszny wykonawca". Typ B mozna nazwac inaczej
"zlodziejsko-zebraczym", wykorzystujacy zastany stan rzeczy w swoim
interesie (pamietacie "rozbiegane oczka"? [dyskusja na Poland-L ok. rok
temu - przyp.red.]). Natomiast typ C "laczy podmiotowosc i aktywna
przedsiebiorczosc z nastawieniem dla interesu wlasnego, ale i przez to
dla interesu spolecznego".


    Ludzie typu C sa za wolna konkurencja w zyciu gospodarczym,
przeciwko centralnemu zarzadzaniu gospodarka, takze przeciwko pelnemu
zatrudnieniu i opowiadaja sie za "pelna swoboda (w granicach moralnosci)
zachowania, ubioru, wygladu, uczesania, zachowania sie na ulicy". Typy A
i B sa odwrotnoscia typu C. Wedlug nich wynagradzanie za prace w PRL
bylo sprawiedliwe i realizowano tam demokracje i praworzadnosc.


    Istotne jest pytanie kto do jakiego typu nalezal. Okazuje sie, ze
typ C to glownie mezczyzni, a w ogole ludzie mlodsi. Kobiety i osoby
starsze identyfikowano najczesciej w typie A. Natomiast typ B to glownie
... najstarsi i najmlodsi.


    Bezposrednie zwiazki istnieja pomiedzy przynaleznoscia do
konkretnego typu a poziomem wyksztalcenia. Typy A i B sa najczestsze
wsrod osob o podstawowym wyksztalceniu, natomiast typ C - wsrod osob
wyksztalconych.


    Istotnym czynnikiem, ktory interweniowal w typ mentalnosci, byl
udzial we wladzy. I tak u czlonkow PZPR i kadry kierowniczej wystepowaly
czesto wlasciwosci mieszane typu B i C. Typ A wystepowal najczesciej
wsrod wyzszych kadr, pracownikow fizyczno-umyslowych, wojskowych i
robotnikow niewykwalifikowanych. Typ B - wsrod rolnikow i robotnikow,
zarowno wykwalifikowanych jak i niewykwalifikowanych. Typ C byl
najczestszy wsrod rzemieslnikow, specjalistow, wyzszych kadr,
pracownikow umyslowych, technikow.


    Stwierdzona zaleznosc pomiedzy  pomiedzy typami mentalnosci a
wyksztalceniem pozwala na blizsze okreslenie rozkladu tych mentalnosci w
populacji naszego kraju. Wedlug danych oswiaty w 1984 r. 63.3% populacji
powyzej 15 lat to byly osoby z podstawowym i zasadniczo-zawodowym
wyksztalceniem, a stad pochodza typy A i B. Tylko 5.6% Polakow posiadalo
wyksztalcenie wyzsze, a 23% - srednie. Dla porownania we Francji, RFN,
Austrii, Grecji wyksztalcenie srednie posiadalo ponad 80%. A wiec
statystycznie jedynie okolo 20% naszej populacji to baza dla typu C.
Stan ten na dodatek pogarsza sie: w 1987 r. bylo 1221 studentow na 100
tys. mieszkancow, podczas gdy w Hiszpanii, Danii, RFN, Finlandii - 2
razy tyle, w Korei Pld. - 3 razy tyle, a w Kanadzie i USA - 5 razy tyle.


    Jest to wiec proporcja dokladnie odwrotna w stosunku do
zaawansowanych krajow Europy Zachodniej. A wlasnie ten uklad bedzie
decydowac o ksztalcie zarowno demokratycznie wybieranych struktur, jak i
o rozwoju owego 'high tech' society, stanowiacych warunek uformowania
sie struktur odpowiadajacyh warunkom swiata, do ktorego Polska chcialaby
sie przylaczyc.


    Jakie sa prognozy? Otoz rozpoczynajacy szkole podstawowa w 1991 r.
uzyskaja srednie wyksztalcenie okolo 2003 r., a wyzsze okolo 2008. Gdyby
wiec chciec uzyskac dla najbardziej produktywnych rocznikow
wyksztalcenie porownywalne ze standardem europejskim, juz od przyszlego
roku nalezaloby czterokrotnie zwiekszyc liczbe miejsc w szkolach
srednich, i piecio- szesciokrotnie w szkolach wyzszych. Szanse na to sa
zerowe.


    Zreszta nawet ci, ktorzy maja dostep do edukacji, nie zawsze sa w
stanie zrobic z niej wlasciwy uzytek. Otoz, 75% pojec uznanych przez
ekspertow za elementarne dla rozumienia wspolczesnej rzeczywistosci
kulturalnej, spolecznej, przyrodniczej (opisywanej jezykiem na
poziomie szkoly podstawowej) nie jest poprawnie rozumianych, lub nie sa
one znane mlodziezy. Nie ma wiec co liczyc na adekwatne rozumienie
gazet, ksiazek, czy TV, a ustawiczne uczenie sie pozostaje poza sfera
marzen. Okolo 30%  badanej populacji jest na poziomie analfabetyzmu
funkcjonalnego.


    Taki stan edukacji mlodziezy wywoluje dodatkowo negatywne zjawisko
zaniku "napiecia aksjologicznego", czyli spadku motywacji do realizacji
wlasnych ambicji zyciowych i okreslonego systemu wartosci - im gorsza
sytuacja ksztalcenia tym wiekszy brak krytycyzmu i wyzsza
'adaptacyjnosc'. Oznacza to praktyce silny relatywny spadek aspiracji do
ukonczenia nawet pelnej szkoly sredniej i relatywny wzrost liczby
mlodziezy pragnacej zakonczyc wyksztalcenie na szkole zasadniczej. A
wlasnie w tych ostatnich wyrasta nie tylko typ bierny, ale i calkowicie
niewymagajacy (typ A).


    W badaniach stwierdzono tez niski poziom refleksji i werbalizacji
waznych problemow zyciowych jako wynik nauczania zorientowanego na opis,
a nie na wnioskowanie oraz wynik wplywu tradycji wychowawczej srodowiska
rodzinnego, w ktorym nie jest kultywowane wyrazanie pogladow osobistych
i uczuc.


    Wszystkie badania dlugotrwale, wykonane na przestrzeni ostatniego
dwudziestolecia, wskazuja na to, ze ponad 2/3 populacji Polski
ksztaltowane jest do bycia w kategorii typu A lub B. Bardzo mozliwe, ze
to wlasnie te wlasciwosci psychiczne, wiedza, zakres sprawnosci w
rozumieniu swiata, poziomu kulturalnej inicjacji stana sie bariera
trudniejsza do pokonania niz bariery polityczne i ekonomiczne.

------------------

Zbigniew J. Pasek

__________________________________________________________________________

                           POLUDNIOWA AFRYKA
                           =================

Tomek Sendyka ([email protected])


W styczniu zeszlego roku odwiedzilem Republike Poludniowej Afryki.
Mysle, ze jest to kraj dosc egzotyczny i na tyle daleko, ze moze nie
kazdy dokladnie wie, jak tam sytuacja wyglada. Tak naprawde jak
sytuacja tam wyglada to na prawde nikt nie, wiec moze najpierw napisze,
jak wyglada ow kraj. Ale moze na poczatek pare danych:

Ludnosc:
--------

Republika Poludniowej Afryki ma okolo 1.2 mln kilometrow kwadratowych,
na ktorych zyje okolo trzydziestu trzech milionow ludzi. Z tego okolo
pieciu milionow bialych, w tym 2.9 mln Burow (Afrykanerow), i 1.9 mln
Anglofonow. 0.9 miliona Hindusow i 2.8 mln kolorowych. Reszta, to -
jak mozna sie latwo domyslic - Murzyni.


Jezeli ktos mysli, ze kolorowy to ot taki mulat, to jest w wielkim
bledzie. Kolorowi to potomkowie pierwszych osadnikow kolenderskich i
miejscowych kobiet. Jest to klasa z wlasna kultura i tradycjami, ich
ojczystym jezykiem jest Afrikaans. Maja swoja izbe w parlamencie
podobnie jak Hindusi. Lepszym tlumaczeniem "coloured" byloby
"podkolorowany", ale chyba nie przejdzie :-)


Kto to sa Hindusi mam nadzieje, ze wszyscy wiedza, Burowie pewnie
tez, ale przypomne - przyjechali oni dawno dawno temu (pierwsi ledwie
kilka lat po tym jak je Pan Zagloba Krolowi Szwedzkiemu podarowal) z
Niderlandow. Zagospodarowali teren, wykarczowali, zaorali no i maja.
No i chyba latwo nie popuszcza.


Kto to sa Murzyni tez wszyscy - a zwlaszcza czytelnicy z Ameryki wiedza.

Stolica:
-------

Ha!, i tu mamy problem; chyba jest to rekord, godny Ksiegi Guinessa.
Stolice sa trzy, a moze nawet wiecej, Pretoria (od Andreasa Pretoriusa
a nie od Rzymskich Pretorian) jest siedziba rzadu, Kapsztad jest
siedziba parlamentu, a wtajemniczeni Poludniowi Afrykanie mowia ze jest
jeszcze trzecia, nikt nie wie co tam wlasciwie ma siedzibe, niewielu wie
gdzie to jest, a sa tacy, ktorzy nie wiedza nawet ze owa stolica
istnieje. Jest szansa, ze tych stolic jest jeszcze wiecej, ale nie udalo
mi sie spotkac nikogo, kto by o nich wiedzial. Udalo mi sie wreszcie
ustalic, ze owa trzecia stolica jest Bloomfontein, i jest ona siedziba
centralnych wladz sadowniczych. Czyzby tworcy Republiki przedawkowali
Monteskiusza? :-)


Podzial:
-------

Poludniowa Afryka dzieli sie na cztery prowincje:


Kraj Przyladkowy - Cape Province (Kapsztad) najwieksza z tego zbiorku.
Nazwa pochodzi od Przyladka Dobrej Nadziei.


Transvaal (Johanesburg, Pretoria) to polnocna - polozona w
wiekszosci na wyzynach - czesc kraju. Przywedrowali Burowie i zobaczyli
rzeke. A, ze w rzece woda byla metna wiec nazwali rzeke Vaal, co znaczy
w ich narzeczu "brudny" (poeci, nie ma co). No a kraj za owa rzeka
nazwany zostal TRANSvaalem. Historie te opowiadal mi
poludniowoafrykanski Anglofon, jak widac do Afrykanerow szacunkiem ani
sympatia nie palajacy. Historie ta powtarzam dlatego, ze jest smieszna,
a nie dlatego ze prawdziwa. W Holandii plynie tez spokojnym nurtem rzeka
Vaal, i chyba jednak od niej tak na prawde nazwa pochodzi.


Orania (Bloomfontein) centralna czesc kraju. Anglofona ciezko
uswiadczyc. Nazwa nie ma nic wspolnego z pomaranczami, pochodzi od
Dynastii Oranskiej (tej od Wilhelma Oranskiego).


I wreszcie Natal (Durban), najmniejsza z prowincji. Okolice w
ktorych zyl i tworzyl (lepiej to brzmi niz "zyl i psul" albo "zyl i
destruowal" Zulus Shaka (po polsku pisal sie Czaka). Polozona na
wschodnim wybrzezu, wilgotny klimat w polnocnej czesci nawet malaryczny.
Bajecznie zielono.


Ale Kraj nie konczy sie na czterech prowincjach. Spod jurysdykcji
Poludniowej Afryki wylaczono "homelandy" (bantustany). Skoro Murzyni
nie glosuja w Republice, to wydzielono im kilka obszarow do glosowania.
Tam maja pelna wladze.


Te kraje to Transkei, Ciskei, Boputhaswana, Venda, i cos moze jeszcze.
Nie sa one uznawane przez ONZ, ale potrzeba osobnej wizy do kazdego z
nich. Po ostatnich zamieszkach i zamachach stanu nawet obywatele
poludniowoafrykanscy potrzebuja wiz. Zreszta ostatno malo sie tam kto
zapuszcza, bo o ile Poludniowa Afryka jest wciaz jeszcze sympatycznym i
wzglednie bezpiecznym krajem, to na przyklad w Transkeiu po przewrocie
w 1990 naprawde mozna oberwac.


Z "homelandami" bynajmniej prosze nie mylic Lesotho, panstewka w
Gorach Smoczych. Jest to jak najbardziej powazny, samodzielny,
niezalezny i powszechnie uznany kraj. Nawet snieg w nim czasami pada!


Jak ten kraj wyglada:
--------------------

Wyglada bardzo sympatycznie; zupelnie jak Europa. Czysty schludny, w
miare dla turysty bezpieczny. Wciaz mialem wrazenie, ze jakby kawalek
Europy ni stad ni z owad nagle od Macierzy odfrunal. Siec hoteli, o
roznych cenach i standarcie, stacji benzynowych; dobrze utrzymanych drog.
Troche gorzej z autostradami. Autostrada jako zjawisko co prawda
istnieje, podobnie jak (zaznaczona na mapie Europy!) Krakow -
Chrzanow Expressway.


Jezeli ma sie do dyspozycji samochod, to spokojnie jezdzi sie od
campingu do campingu, jak po Europie. Sklepy, supermarkety, informacja
turystyczna. Wszystkie osiagniecia zachodniej cywilizacji. Podkreslam
tutaj, ze kraj wyglada jak kawalek Europy, nie jak kawalek Ameryki
Polnocnej. Tych stacji benzynowych nie jest az tak duzo; drogi i drozki
maja po jednym pasie w kazda strone. Ciezko powiedziec na czym to
dokladnie polega, wygladalo mi to na Europe i juz.


Natomiast w miastach mieszanka iscie jak w wiekszym miescie na
Wschodnim Wybrzezu (Stanow). Policja, parkingowi, straz i obsluga
bankow, sklepow reprezentuje wszystkie mozliwe masci spoleczenstwa.


Wies:
------

Afrykanska "wies" wyglada niesamowicie, olbrzymie zagrodzone polacie
wyschnietej ziemi, na ktorej cos rosnie, pasa sie krowy, owce, strusie.
Pelno wiatrakow pompujacych wode, wokol wiatraka zielono. Na kazdej
farmie znajduje sie dom farmera. Schludny dom, czasem wiekszy czasem
mniejszy otoczony zielenia. Zawsze prezentujacy sie niezwylkle
dostojnie. Do domu prowadzi odboczka z szosy, z reguly po drodze stoi
malownicza murowana brama. Nazwiska farmerow to zwykle Bootha albo Van
der Merwe.


Opodal domu farmera znajduje sie kilka domkow, gdzie mieszkaja
robotnicy folwarczni - Murzyni. Sytuacja i stosunki tam panujace
wygladaja na typowe folwarczne stosunki, jest pan i parobkowie. Pan ma
na glowie caly raban, a parobkowie wikt i dach nad glowa. Od razu
zaznaczam, ze nie prowadzilem szeroko zakrojonych badan socjologicznych,
ale wygladalo na to, ze pan szanowal swoich parobkow, a i parobkowie
respektowali swojego pana. Uklad stabilny. Dwie zupelnie nie mieszajace
sie ze soba warstwy wspolzyjace w symbiozie. Burowie to narod naprawde
ciezkiej pracy. Taki urodzony gatunek farmera.


Dopiero jak sie wjedzie do jakiegos rezerwatu, to widac jak ten lad
przed nimi wygladal, jak niesamowity busz trzeba bylo wykarczowac i w
pole lub pastwisko przemienic. Ziemie tam maja zyzne, ale i duzo pracy
i rozumnej gospodarki wymagajace.


Jest tez i wies murzynska. Przejezdzalem w Natalu przez wioski,
tradycyjne chatki troche pola obok domu, czasem jakas koza albo inny
strus. Duzo ludzi dojezdza do miast do pracy. Biednie ale schludnie,
czysto i sympatycznie, w odroznieniu do slumsow i brudu osiedli
przemyslowych, zwiedzanie ktorych sobie odpuscilem. Tam moze byc
niebezpiecznie.


Krajobrazy:
----------

Kraj ladny, nawet bardzo ladny. Pewnie duzo ludzi powiedzialoby nawet
piekny. Slowo "piekny" jest zarezerwowane w moim slowniku dla
Skandynawii, a konkretnie dla Lofotow, i kilku miejsc w zachodniej
Norwegii. Kraj niesamowicie "zagospodarowany" turystycznie, wiele
parkow, rezerwatow; szlaki gorskie oznakowane, przygotowane i ... PLATNE.
niektore szlaki maja limit dzienny i trzeba robic rezerwacje. Na
najslynniejszy szlak, czterodniowa wedrowka wzdluz poludniowgo wybrzeza
jest tak oblezony, ze rezerwacje nalezy robic z okolo ... rocznym
wyprzedzeniem. Puszczaja tylko dwanascie osob na dobe, zeby sie przyroda
przypadkiem nie zniszczyla. Przy moim wagabundzkim sposobie podrozowania
(jezeli rano wiem, gdzie bede spal wieczorem, to wycieczka staje sie
nudna) nie dane mi chyba tych cudow zobaczyc.


Inne szlaki sa znacznie mniej oblezone, zwlaszcza te prawdziwe
gorskie. Gory maja niesamowite. Gory Smocze (Drakensberg) to stare
faldowanie. Zielone, dostojne, pelne dziwnych form i ksztaltow; ciezko
mi z czymkolwiek porownac, bo chyba nic podobnego nie widzialem.
Momentami tak moze troche, jakby kanion Kolorado trawa porosl. Inne
lancuchy, nizsze przypominaly juz troche bardziej "konwencjonalne" gory.


Stalo kilka gorek w srodku kraju, zaplacilem przepisowego randa i
wylazlem, cos badzo podobnego do naszych Tatr Zachodnich. Nawet
podobnie zimno na szczytach, choc bylem w srodku lata. Z tym randem, to
bylo tak: mieli dwa szlaki po randzie za szlak, kazdy obliczony na jeden
dzien, ale ze mnie sie spieszylo, to przespacerowalem oba za jednym
zamachem i w ten sposob wypsnalem sie surowym i niezwyciezalnym
mechanizmom poludniowoafrykanskiej biurokracji.


Duza czesc kraju to polpustynie przypominajace Utah, albo ugory jak z
Polnocnej Dakoty. Kraj jest w sumie niewielki, ale niesamowicie
zroznicowany krajobrazowo i klimatycznie. W okolicach Przyladka Dobrej
Nadziei wieje tak silny wicher, ze mozna odfrunac. A jak sie juz
pofrunie to potem sa klopoty z ladowaniem, widzialem jak ptaszyska kilka
razy do ladowania podchodzily, zanim im sie to wreszcie udawalo.
Roslinnosc i pejzaz, jak z Norwegii czy Szkocji. Skaly, dziki morza
brzeg, chmury, mzawka, obfita zielona roslinnosc. Zapomnialem przez
chwile o pawianach placzacych sie na parkingu miedzy turystami i
wydlubujacych smieci z koszy i wpatrzony w krajobraz myslalem, ze jestem
w Skandynawii. Nagle, tuz przed maske samochodu wyskoczyla zebra. Zawsze
myslalem, ze zebra to taki kon. Tak to taki kon tylko duuuuuzy! A jak
skacze! (Sa jeszcze male zebry, mozna je spotkac na spacerze. Pogapia
sie na czlowieka, po czym ida w swoja strone).


Na uwage zasluguje jeszcze Kapsztad, polozony malowniczo nad brzegiem
oceanu, o podnoza ponad tysiacmetrowej Gory Stolowej. Kazdy widzial
zdjecie. Ladne to, malownicze ale troche moim zdaniem przereklamowane.
Nie zrobilo az takiego piorunujacego wrazenia, moze dlatego, ze nie
lubie gor stolowych. Jako goral po kadzieli uwazam, ze jak gora, to
niech ze bedzie do szpica, a nie jakis taki ni pies ni wydra. Ale to sa
moje prywatne preferencje. Moze inni lubia przytepione gory, ja nie. Dla
cepra przytepiona gora moze akurat byc rzecza ciekawa.


Kraj naprawde warty ogladniecia, i nie taki straszny jak go
maluja. Jezeli ktos sie wybiera, to chetnie sluze dalszymi informacjami.

--------------------------

Tomek Sendyka

_________________________________________________________________________


                          ZAGADKA LOGICZNA
                          ================

Jurek Karczmarczuk


Ponizszy tekst jest calkowicie rzetelna zagadka logiczna posiadajaca
JEDYNE rozwiazanie. Autor przewiduje rozlosowac wsrod osob, ktore
nadesla poprawne rozwiazanie, wykwintna kolacje z szampanem brut,
pasujacym do dania jedzonego w Normandii zazwyczaj przed deserem.


                             ***

Dawno temu, w zamorskim mocarstwie zwanym Brie (a to dlatego, ze
ksztalt mialo regularny, a jego sasiedzi od wiekow specjalizowali
sie w sztuce eleganckiego odkrawania zen kawalkow) nastapila
dramatyczna zmiana ustrojowa i na tron wstapil samodzierzawca przez
lud ukochany, krol Gorgonzol Pikantny. Wsrod wielu przewrotow, ktore
nastapily w panstwie, byly i zmiany formalne, np. przemianowanie
krainy Brie na Brie Narodowa, Demokratyczna, Zjednoczona i
Antybolszewicka (w skrocie Brie-NDZA), ale przede wszystkim szereg
zmian w sposobie uprawiania Rzadu i innych rozrywek erotycznych.


Krol Gorgonzol panujacy niepodzielnie w swoim wielkim zamku
Camembert (zwanym tak, gdyz byl okragly i wszystko tam bylo okragle,
a zwlaszcza stoly oraz sumy lozone na wydatki reprezentacyjne)
postanowil kiedys w ramach uspole-gliwienia wladzy powolac
przyboczna rade starszych, tzw. Gabinet Odwieczny, ktory mial
reprezentowac wszystkie Kregi, Plastry i Sektory spoleczenstwa i
ktory mial przetrwac ewentualne kryzysy polityczne. Dlatego ten
Gabinet mial sie zwac Od-wieczny (ze staro-angielskiego: From-Ages).


Ludnosc Brie, ktora (niezaleznie od tego, ze przez mieszkancow
niektorych zaprzyjaznionych mocarstw byla nazywana brija) byla
wielosmakowa i miala zroznicowana konsystencje, miala sie
wypowiedziec w sprawie kryteriow powolania tego gabinetu. W koncu
ustalono co nastepuje:


A.Bedzie pieciu ministrow stanu.


B. Kazdy bedzie nalezal do jednej z pieciu glownych ORIENTACJI
POLITYCZNYCH, ktore w celu zmylenia przeciwnika posluguja sie
nazwami: skrajna lewica, umiarkowana lewica, centrum, umiarkowana
prawica, oraz skrajna prawica. Taka kolejnosc bedzie dalej istotna,
gdyz determinuje tzw. sasiedztwo polityczne.


C. Poniewaz byly trudnosci z ustaleniem kierunkow dzialania
ministrow, uzgodniono, ze kazdy wybierze sobie element, ktorego
zdecydowanie nie lubi i z ktorym zamierza walczyc w ramach ZADANIA
SLUZBOWEGO!


D. Sluzba sluzba, ale z czegos trzeba zyc. Kazdy minister
reprezentowal swoisty sposob godziwego i skutecznego ZARABIANIA na
zycie, aby dostarczyc ludowi godnego nasladowania przykladu.


E. Trzeba bylo mianowac do tego gabinetu ludzi z krwi i kosci, a nie
anonimowych urzednikow. Kazdy minister mial wiec swoisty NALOG,
slabostke, czy przyware, ktora pozwalala patrzyc na niego jak na
normalnego, godnego sympatii blizniego.


F. Kazdy minister mial swoje lata i wychowal dorosle juz DZIECI.
Poniewaz wlasciwe wychowanie i dojrzewanie we wlasciwej temperaturze
stalo sie jednym z kanonow nowego ustroju, wiec przynajmniej jedna
latorosl kazdego ministra byla znana z tego, ze idealy nowego Brie
wciela w zycie za granica, w jednym z zaprzyjaznionych mocarstw,
gdzie dba o popularyzacje pradu reprezentowanego przez swojego ojca.


Nasi historycy dotarli wreszcie do dokumentow z owej prehistorii,
ale te byly mocno podziurawione przez myszy, ktore nie wiedziec
czemu jakos bardzo sobie ulubily zerowanie na dokumentach i innych
pamiatkach tego minionego okresu. Czego sie dowiedzielismy?


1. Ksiaze Gruyere zdecydowanie nie lubil serka czosnkowego i w ogole
walczyl z tzw. Czosnkowymi, czyli osobami, znanymi ze swej
predylekcji do tej jarzyny. Takie mial zadanie sluzbowe, ot, co.


2. Niewinnym nalogiem Markiza Roquefort byly polowania na grubego
zwierza. Nalog byl to niewinny, gdyz grubego zwierza w ogole w Brie
nie bylo, ale niektorzy kmiotkowie z gorskich okolic mieli pretensje
do ministra za przylatywanie duzym i strasznie burczacym pojazdem
powietrznym do okolic zwanych dla niepoznaki rezerwatem i za palenie
z flinty do wszystkiego co sie rusza, przez co dramatycznie spadala
wydajnosc produkcji bundzu oraz oscypek.


3. Minister, ktorego skromne apanaze byly wspomagane przez
prowadzenie kramiku doradczego i ktory np. doradzal rajcom miejskim
czyjemu szwagrowi wynajac plac targowy, albo doradzal kuzynom swojej
malzonki do jakiego wielmozy zapukac grzecznie aby byc zwolnionym od
placenia slonego myta, mial nastepujace zadanie sluzbowe: walczyc z,
oraz unieszkodliwiac tzw. Entelektualistow, ktorzy byli zmora
publiczna i z reguly wypowiadali sie wbrew.


4. Dla odmiany, minister, ktorego zwano Hrabia Appenzell zarabial na
zycie inaczej: zalozyl byl firme majaca produkowac i zakladac
urzadzenia do rozmawiania i pisania na odleglosc. Urzadzen zadnych
nie bylo i nikt nie wiedzial kiedy beda, ale dzieki szczodrosci
kiesy krola Gorgonzola, i zaufaniu wielu dostojnikow, ktorym
obiecano w pierwszej kolejnosci owe urzadzenia, Hrabia A. sobie
jakos radzil.


5. Minister - przeciwnik Entelektualistow nalezal do partii tuz na
prawo od ugrupowania, ktore matkowalo ministrowi sluzbowo walczacemu
z inwazja Kupcow Wschodnich, ktorzy to Kupcy przyjezdzali masami w
swych niewielkich wozach drabiniastych, rozkladali swe dywaniki w
kazdej wsi i swym melodyjnym wschodnim dialektem zachwalali rozne
dziwne towary i uslugi wypierajac rodzima konkurencje, ktora nie
umiala tak doskonale poslugiwac sie spiewnymi dialektami ale za to
lepiej rurkami od gazu owinietymi w miekkie szmatki.


6. Minister, ktorego dorosla corka swiadczyla o nalezytym
wyksztalceniu prowadzac znakomity, prosperujacy domek nieopodal
stacji dylizansow w Lasku Nad Pieknym i Modrym Dunajem, w ktorym to
domku kazdego wieczoru pelno bylo przybyszow roznego koloru skory, a
perlisty smiech dziewczat rozlegal sie do poznej nocy, mial drobna
przyware, czy ulomnosc charakteru, mianowicie bardzo nie lubil (ze
skromnosci pewnie) podpisywac listow, w ktorych informowal krola
Gorgonzola o dzialalnosci pozostalych ministrow.


7.Minister, ktorego zadaniem sluzbowym bylo unieszkodliwienie i
wyplenienie bardzo szkodliwej dla gospodarki kraju warstwy tzw.
Malorolnych Chlopow mial juz doroslego, wyksztalconego syna, ktory
idealy wyniesione z domu wcielal w czyn pod sztandarami, a jakze, i
w mundurze, a jakzeby nie, byl mianowicie dowodca doborowego
regimentu strazy w Ksiestwie Poludniowej Afryki, ktory to regiment
byl wysylany do roznych Bantustanow w celu zwrocenia uwagi na
niestosownosc rzucania kamieniami tylko dlatego, ze ktos jest bialy.


8. Przedstawicielem partii centralnej w Gabinecie Fromages byl
minister, ktoremu budzet domowy polepszalo prowadzenie kantoru,
ktory zyczliwie i na stosunkowo nieznaczny procent pozyczal
wszystkim znajomym dukaty na rozkrecenie wlasnego interesu, a nawet
jesli dukatow w kantorze nie stalo, to zalatwial, ze podskarbi
krolewski wyplacal nalezna sumke zadowalajac sie wekslem, czesto
przysylanym zreszta z jakiegos odleglego, zamorskiego kraju.


9. Baron Mozzarella nalezal do skrajnej lewicy. Bardzo wszystkich
przepraszal za to, ale przeciez ktos w koncu musial, nawet jesli
nie chcial.


10. Dwoch ministrow opisanych ponizej nalezalo do partii
sasiadujacych politycznie ze soba. Pierwszy z nich mial drobny
przykry nawyk polegajacy na publicznej i nieumiarkowanej konsumpcji
egzotycznego napoju, o ktorym mowiono, ze byl "destylowany",
niestety historycy nie moga do dzisiejszego dnia przetlumaczyc tego
slowa, tak jak i nie sa w stanie odcyfrowac protokolu z obdukcji
owego ministra, na ktorym jakas tajna sekta magow wypisala magiczne
zaklecia jak np. "fuzel", czy "zacier".


Drugi z wyzej wymienionych politycznych sasiadow mial syna
zajmujacego zaszczytne stanowisku w odleglym cesarstwie zwanym
Zjednoczona Bratwurstia z Sauerkrautia. Ow syn, ambitny uczony i
technolog pasjami chlonal wiedze, dagerotypowal wszystkie
interesujace nowinki cywilizacyjne oraz ich plany w manufakturach,
ktore odwiedzal, a ze sobkiem nie byl, natychmiast wszystkim sie
dzielil ze swymi przyjaciolmi z Krain Poludniowo-Wschodnich, gdzie
wiekszosc wielmozow nosila wyraziste i sumiaste wasy.


11. W gabinecie byla i inna charakterystyczna para politycznych
sasiadow. Otoz, ow minister, ktorego syn wskazywal niegrzecznym
czarnoskorym z Afryki, ze kula z muszkietu jest szybsza od kamienia,
sasiadowal politycznie z ministrem, ktorego niewinne hobby polegalo
na lubowaniu sie w ogladaniu ruchomych malunkow przedstawiajacych
oble, okragle i podluzne przedmioty w kolorach cielistych, ktore
wykonywaly przerozne ewolucje posuwisto zwrotne w takt frywolnej
muzyki. To hobby zostalo niestety uznane za przyware, gdy ow
minister zaczal to czynic w towarzystwie dworek krolewskich w
godzinach pracy.


12. Minister, ktory zarabial na zycie prowadzac Towarzystwo
Charytatywne, ktore sprowadzalo do Brie w celach dobroczynnych rozne
pojazdy samojezdne, przyrzady do wyswietlania ruchomych malunkow,
tudziez wonne ziele dymne pakowane w papirowe tutki wychowal swoja
latorosl nader preznie: syn jego mial wlasna instytucje finansowa w
odleglej Helwecji i tam to jego przedsiebiorstwo, choc wlasciwie nic
konkretnego nie robilo, bylo bardzo pozyteczne, gdyz przekladajac z
szuflady do szuflady dukaty i talary przynoszone o zmierzchu przez
niezbyt higienicznych osobnikow syn naszego ministra szorowal i
chlorowal te dukaty pracowicie, aby zmyc z nich rozne bakcyle i
miazmaty, i aby swieze zloto i srebro moglo nadal sluzyc ludom
swiata.


13. Zas dla odmiany Lord Cheddar byl ojcem znanego podroznika i
milosnika dzieci, ktory podczas swych licznych wojazy nigdy nie
omieszkiwal obdarowywac lokalnej dziatwy wspanialymi zabawkami,
solidnie oksydowanymi, szbkostrzelnymi, prostymi w montazu,
ladowaniu i celowaniu, tudziez kolorowymi fajerwerkami, ktorymi
mozna bylo robic nie lada psikusy kolezkom, gdyz byly niezauwazalne
przez zlosliwych halabardnikow strzegacych wejsc do aeroplanow.


14. Pzekonania polityczne Barona Mozzarelli, aczkolwiek nie
identyczne, sasiadowaly z pogladami ministra, ktorego zadaniem bylo
wykrywanie i tracenie Urzedasow Bylego Oligarchy KomuToSluzacemu (w
skrocie tzw. Ubokow), ktorzy zreszta byli dosc latwi do rozpoznania,
gdyz nie potrafili odpowiedziec na pytanie: co robili 19 sierpnia
1971 roku przed nasza era i komu to sluzylo.


                               ****

No i teraz nasi historykowie byli w kropce. Tak zagubili sie w tej
masie mniej lub bardziej przypadkowych szczegolow, ze zapomnieli
jakiz to historyczny problem mieli rozwiazac, za co im obiecano
szampanski wyszynk w towarzystwie rozebranych ostryg. Wiec
przypomnijmy. Nalezy odpowiedziec na dwa naukowe pytania:


Q1. Kim byl minister, ktorego nalogiem bylo intensywne uzytkowanie
sluzbowych karoc, (ktore niestety przy nadmiernej predkosci ulegaly
dosc czesto nieodwracalnym uszkodzeniom dyszla, przez co szwagier
owego ministra mial okropnie duzo pracy w swoim kramiku naprawczo-
handlowym)?,


Q2. Ktory minister dorabial na zycie w ten sposob, ze sprowadzal zza
dalekich morz produkowane przez skosnookich chalupnikow paciorki do
liczydelek, montowal te liczydelka, nadawal im pieknie brzmiace
nazwy i sprzedawal dosc tanio, a wstydzac sie nieco, gdyz wiedzial,
ze liczydelka rozleca sie po trzech miesiacach likwidowal swoja
manufakturke, a nastepnie zakladal inna, w innym miescie i pod inna
sliczna nazwa?


---------------------
Jurek Karczmarczuk

___________________________________________________________________

                SPOJRZENIE NA "SPOJRZENIA" W "SPOJRZENIACH"
                =========================================


Andrzej M. Kobos ([email protected])


W kilku ostatnich numerach "Spojrzen" Redaktor Jerzy Karczmarczuk
zacheca czytelnikow do pisania listow do redakcji. Jak wiadomo, "ludzie
listy pisza", wiec i ja osmielam sie skorzystac z tego zaproszenia.


W "Spojrzeniach" nr 7, Eric Behr napisal bardzo trafny i bardzo
"ludzki", skondensowany nekrolog imperium sowieckiego. Rzeczywiscie,
przyczyny, skutki i same okolicznosci anihilacji tegoz, dostarcza
zapewne historykom, socjologom, pisarzom, poetom, etc. materialu do ich
tworczosci na nastepne kilka dekad.


Do tych najistotniejszych aspektow tego tragicznego sowieckiego
eksperymentu w "inzynierii dusz", ktore wypunktowal Eric, dodac pragne
jeszcze jeden: zmarnowane potencjalne szanse Rosjan i ujarzmionych przez
sowiecki komunizm narodow na wniesienie jakichs istotnych i trwalych
przyczynkow do dorobku intelektualnego (w szerokim sensie) ludzkosci.
Jezeli nawet mozemy wymienic garstke wyjatkow, to prawda jest to, co
napisal kiedys Zbigniew Brzezinski - Sowieci nie wniesli nieomal nic.
Nie wniesli dlatego, ze tyranski system "odmozdzyl" ich, aby uzyc
okreslenia Erica, pozbawil ich tworczych wyzwan, zastepujac je strachem.
I to jest ta wielka strata nie tylko narodow bylego CCCP, to jest strata
ogolnoludzka.


                                  * * *


Moje czytelnicze doznania sa jednak ostatnio mieszane. Na przeciwnym
biegunie tych doznan, wydaje mi sie, ze "Spojrzenia" staja sie
"festiwalem" jednego redaktora i jego dosyc jednostronnych pogladow.
Wyraznie dryfuja w strone "linii" publicystycznej dalekiej np. od
takiej, jakiej ja oczekiwalem. Moze jest to wynik niewielkiej ingerencji
Naczelnego, moze tego, ze inni pisza niewiele, a moze po prostu moje
subiektywne odczucie.


Aby jednak nie byc goloslownym, spojrzalem na swiateczne "Spojrzenia"
(nr. 6), "Spojrzenia" wydane w okresie Swiat Bozego Narodzenia, a nie,
bo ja wiem, Swiat Pierwszo-Majowych, czy Wschodzacego Slonca i Kwitnacej
Wisni.


Chodzi mi o artykul Andrzeja Pindora "Is Modern Society Doomed?" i
reakcje na niego Jerzego Karczmarczuka pt. "Czy kazdy uczciwy musi miec
dozorce".


Podczas gdy Andrzej stawia tylko zrozumiale pytania i stwierdza, ze
wierzy, ze "Supernatural" nie jest nieodzowny do stworzenia kodeksu
moralnego, Karczmarczuk twierdzi i podaje rzekome tego przyklady, ze
jest to mozliwe w ramach pewnych pogladow filozoficznych oraz konczy
atakiem na "grozenie ogniem piekielnym z ambon", dosyc typowym dla jego
wczesniejszej publicystyki.


Stwierdze tutaj tylko krotko, ze uznawanie "strachu przed pieklem" i
"smierci jako kary" za pierwszoplanowy motor moralnosci zbudowanej na
takiej czy innej ingerencji "Supernartural" jest wielkim
strywializowaniem zagadnienia. To jest nie tylko "strach przed pieklem",
tutaj dziala takze, a nawet przede wszystkim, sila przyciagajaca wskazan
od "Supernatural". Nawet jezeli te wskazania zostaly stworzone przez
"naturals", a tylko ubrane w szaty "Supernatural", to dla nadania im
wiekszego autorytetu. Dobrym, chociaz moze prostym, przykladem moze byc
zakaz spozywania wieprzowiny przez muzulmanow. W ich klimacie,
wieprzowina nie wysycha, ale psuje sie, wytwarzajac smiercionosne
substancje.



Jestem przekonany, ze jest mozliwe wytworzenie systemu moralnego, bez
obecnosci w nim "Supernatural", przez jednostki i na uzytek jednostek o
specyficznych cechach, rzeklbym, osobowo-intelektualnych (vide Abelard,
aby byc gornolotnym). Taka moralnosc zwykle nie odbiega od powszechnych
wartosci, a moze byc przestrzegana przez owe jednostki nawet bardziej
skrupulatnie niz moralnosc "supernatural" przestrzegana jest przez
zbiorowiska ludzkie.



Uwazam jednak, ze w zadnej wiekszej zbiorowosci spolecznej eksperyment
taki nie powiodl sie nigdy - i tutaj podzielam zdanie Leszka
Kolakowskiego.


Eksperymenty w tej dziedzinie zawsze konczyly sie tragicznie dla
olbrzymich spolecznosci. Siegajac do niedawnych przykladow: nazizm
probowal stworzyc moralnosc "wyzszej rasy", oparta w koncu na pewnych
teoriach filozoficznych, ktora rychlo rozpadla sie w ogniu armat,
pociagajac w gruzach dymie krematoriow dziesiatki milionow ludzkich
istnien i olbrzymi dorobek wytworzony wczesniej.


Karczmarczuk przytacza kodeks Bushido sprzed tysiaca lat i stawia go
jako przyklad kregoslupa systemu moralnego bez pojecia "Boga", implicite
godny nasladowania. Pomija tylko, ze w imie tegoz kodeksu, w tysiac lat
pozniej, tzw. "rycerze Bushido" wymordowali i zaglodzili miliony innych,
zoltych i bialych. Zreszta, tysiac lat temu mordowali oni zapewne takze.
Spodziewajac sie kontrargumentu "mordowania w imie chrzescijanstwa",
powiem tylko, ze nie bylo takiego od dobrych kilku stuleci, a poza tym
od dawna nikt nie podaje krwawego okresu chrzescijanstwa, jako wzoru.


A juz na makabryczny zart zakrawa cytowanie przez Karczmarczuka systemu
Hegla, nawet przy zastrzezeniu ze jest on "metny". Wszak, w ostatnich 75
latach, w imie systemu Hegla i jego pochodnych (prosze mi nie wmawiac,
ze te pochodne byly degeneracja pierwowzoru) i opartej na nich
"moralnosci socjalistycznej", setki milionow ludzi poddano
najwymyslniejszym cierpieniom i ponizeniom, wielu z nich zadano okrutna
smierc od glodowej, poprzez wyczerpanie w blaskach zorzy polarnej i na
chinskich pustyniach, do strzalu w potylice (wspomina ich teraz np. Eric
Behr). Rozbitkowie, ocaleni z tej "moralnosci", garna sie jakos teraz do
moralnosci "supernatural", raczej niz do moralnosci laickich i
racjonalnych.


Lepiej wiec pozostanmy przy kodeksach moralnych, na ktorych zapleczu
tkwi "supernatural" w najrozniejszych postaciach. Nie probujmy budowac
na uzytek zbiorowy jeszcze jednego systemu ktory chcielibysmy nazwac
"moralnym". Szanse powodzenia znikome, ryzyko olbrzymie.

----------------
Andrzej Kobos

_________________________________________________________________________

Od Nadredaktora :-)


Nie mam zamiaru zabierac glosu w materii sporu, chcialbym jednak
odpowiedziec na zarzut jednostronnego profilu "Spojrzen". Otoz bardzo
bym chcial, aby nasz magazyn nabyl jakiejs 'linii', ale na razie,
obawiam sie, jeszcze mu do tego daleko.


Profil taki, jesli kiedys powstanie, bedzie predzej dotyczyl poruszanych
tematow, byc moze rowniez formy. Nie bedzie mial nic wspolnego z
jednostronnoscia pogladow prezentowanych na naszych lamach.


Aby uzyskac pozadana wielostronnosc trzeba jednak, aby pisaly do nas
osoby, reprezentujace poglady odmienne od prezentowanych dotychczas.
Jesli takowych nie ma, albo jest malo, to naprawde trudno sie dziwic,
ze na lamach "Spojrzen" moze dominowac profil i poglady ich redaktorow.
Powtarzam wiec apel Jurka Karczmarczuka: piszcie do nas.


Jak dotad odmowa druku spotkala bodaj dwa teksty, i to wylacznie
z powodow pozamerytorycznych. Autorzy odmowami, na szczescie, nie
zrazili sie, czego dowodem obecnosc obydwu w niniejszym numerze
"Spojrzen".


Jurek K-ek
_________________________________________________________________________


Adach Smiarowski ([email protected])


Patrzaj Wasze, czego to sie nie znajdzie przy wstrzasnieniu!


          Piesn dziadkowa o ekstraordynaryjnie
          goracym lecie i zgola cieplej jesieni
          =====================================


    Strasne sie rzeczy prorobily latem
    Z tem niemozebnem rodzimem klimatem
    Bez sierpien, wrzesien rok po roku lalo
                            A latos grzalo.

        Nad aury figlem lamali se glowy
        Te z centralnego i te z powiatowych,
        Az wymienili, by upaly wstrzymac
                               Jeza na Grzyba.

    Ze sie nie bardzo udaly te czary
    Bo sie z nich obsmial i mlody i stary,
    Trza bylo walic, jak przycisla bida
                            Do Leonida.

        Roznie sie ludzie strasza jak swiat swiatem,
        Czemu nie mieliby sie straszyc bratem?
        Choc to czasami moze podniesc w gore
                                Temperature.

   Dziadka od wojny lupia tego stawy,
   Pazdziernik, grudzien - nijakiej poprawy,
   Przeto ruszylek ogrzac stare kosci
                            W "Solidarnosci."

        Co sie tu dzieje! Jakies MKR-y,
        Prezesow, czlonkow od ciezkiej cholery,
        Kazden drze gebe, zada, protestuje
                                I postuluje.

   Za mlodu mocnom nie byl w ciemie bity,
   Wiec moge przydac sie Rzeczpospolitej,
   Choc stary, gluchy i srodze slabuje,
                            Tyz postuluje:

        Zadam we wszystkich dziadkow tu imieniu,
        Zeby nie bylo zmian w zaopatrzeniu,
        Bo jak nie bedzie w ojczyznie kolejek,
                                 Gdzie sie podziejem?

[Chyba 1980]

___________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek     ([email protected])
                     Zbigniew J. Pasek  ([email protected])
                     Jurek Karczmarczuk ([email protected])

Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

      Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka

____________________________koniec numeru 9_________________________