_________________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _________________________________________________________________________ Poniedzialek, 05.05.1997 ISSN 1067-4020 nr 148 _________________________________________________________________________ W numerze: Jurek Krzystek - Konsul Sugihara Tadeusz K. Gierymski - Sugihara i Zydzi Izabella Wroblewska - Piotr Skrzynecki (1930-1997) Izabella Wroblewska - Dzwoneczek zamilkl Tadeusz K. Gierymski - Jom ha-Szoa _________________________________________________________________________ Jurek KrzystekKONSUL SUGIHARA =============== "In Search of Sugihara" by Hillel Levine (NY: The Free Press, 1996). Pozyczylem te ksiazke z biblioteki uniwersyteckiej z paru wzgledow. Po pierwsze, nazwisko Sugihary, konsula Japonii w Kownie w pierwszych latach II Wojny Swiatowej bylo mi znane od ponad dziesieciu lat, duzo wczesniej niz wyplynelo ono na lamy gazet amerykanskich. Po drugie, interesowaly mnie watki polskie w jego historii, a jest ich sporo. Zobaczywszy wiec ksiazke na polce zatopilem sie w lekturze, poczatkowo fascynujacej, potem jakby coraz mniej. Dlaczego? Sprobuje opisac. Chiune Sugihara Urodzony na japonskiej prowincji, nie nalezal z racji urodzenia do elity. Ojciec byl poborca podatkowym, potem administratorem kolonialnym w Korei po opanowaniu tego kraju przez Japonie w roku 1905. Wyksztalcenie zdobyl w bardzo ciekawym miescie Charbin (Harbin) w Mandzurii - miejscu o wyjatkowo kosmopolitycznym charakterze, zamieszkalym przez Chinczykow, Japonczykow, Rosjan, Polakow, Zydow i wiele innych nacji. W tym tez miescie zaczal swoja kariere jako specjalista od spraw rosyjskich - wladal bardzo biegle tym jezykiem, pojal za (pierwsza) zone Rosjanke z rodziny uciekinierow przed bolszewikami i nawet nawrocil sie na prawoslawie. Mandzuria miedzy 1905 i 1923 to temat fascynujacy sam w sobie. Formalnie nalezaca do Chin, w wyniku ekspansji rosyjskiej i japonskiej stala sie 'sfera wplywow', a rowniez terenem konfliktu miedzy tymi dwiema potegami. W latach mlodosci Sugihary status jej przypominal nieco 'wolne miasto'. Dla przykladu, galaz kolei transsyberyjskiej przebiegajaca przez Mandzurie nazywala sie Koleja Wschodniochinska i nalezala do Rosji, zas po 1918 r. przez kilka lat do Sowietow, ktorzy mieli prawo utrzymywac wzdluz niej personel, a rowniez i wojsko. W 1923 roku Japonia inscenizuje tzw. 'incydent mandzurski' bedacy odpowiednikiem napadu na radiostacje gliwicka w 1939 r (ciekawe, jak bardzo agresor potrzebuje pretekstu) i opanowuje sila caly region tworzac w nim marionetkowe panstwo Mandzuko. Sugihara zostaje urzednikiem panstwowym tego - formalnie niepodleglego - tworu. W 1939 roku zostaje wyslany z misja dyplomatyczna do Helsinek, gdzie zastaje go wybuch wojny w Europie. Kilka miesiecy potem otrzymuje polecenie udania sie do Kowna, stolicy niepodleglej ciagle Litwy, celem zalozenia tam konsulatu Japonii. Zdaniem Levine'a konsulat ten byl przykrywka dla dzialalnosci wywiadowczej - juz w latach mandzurskich Sugihara wydawal sie znacznie wiecej czasu poswiecac dla wywiadu niz dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Istnieja zapisy, ze w tamtych latach wielokrotnie jezdzil do- lub przez Zwiazek Sowiecki. Litwa w latach 1939-40 byla dobrym punktem obserwacyjnym w obliczu potencjalnie mozliwego konfliktu Niemcy - Rosja. W Kownie Sugihara zaczyna sie otaczac ciekawymi osobistosciami. Personel konsulatu stanowia niemal wylacznie Polacy, wsrod nich co najmniej dwoch, formalnie zatrudnionych jako szofer i kamerdyner, jest przedwojennymi oficerami wojska i wywiadu: Alfons Jakubianiec ("Kuba") i Jan Stanislaw Daszkiewicz. Dla obu Sugihara wystawia paszporty Mandzuko, umozliwiajace im podroze po Europie, w tym do Niemiec. Jest oczywiste, ze zajmowali sie oni raczej czym innym niz dzialalnoscia konsularna. Z innych zrodel pamietam, ze glowna ich dzialalnoscia bylo zabezpieczanie drogi ucieczki z Polski specjalnie cennym z punktu widzenia Rzadu Emigracyjnego postaciom. Sam znalem co najmniej jedna osobe, ktora w ten sposob via Kowno i Ryga opuscila Polske w 1940. Levine jednak nastaje, ze oficerowie ci trudnili sie rowniez zbieraniem informacji scisle wywiadowczych, w tym o koncentracjach wojsk itp. Nie jest jasne jednak, dla kogo mieli te informacje zbierac: Rzad polski byl w tym czasie we Francji i choc prawdopodobnie zalezalo mu na wszelkich informacjach, priorytety na pewno byly gdzie indziej. Autor ksiazki jest zdaje sie calkiem skonfundowany, piszac w pewnym miejscu, ze zebrane informacje ladowaly w Londynie i w Moskwie. W Moskwie??? Sugihara i Zydzi Glownym watkiem ksiazki nie jest oczywiscie omawianie wspolpracy Sugihary z polskim wywiadem. Konsul Japonii w Kownie wslawil sie czyms innym: udzieleniem wielu tysiecy japonskich wiz tranzytowych dla Zydow, w wiekszosci polskich, ktorzy znalezli sie w 1939/40 roku na Litwie. Levine probuje dojsc do zrodel tej akcji, bedacej w konflikcie zarowno z rutynowa dzialalnoscia konsularna, jak i szczegolnie z postawa konsulow innych krajow, szczegolnie W. Brytanii i USA. Temat "Japonczycy a Zydzi" jest sam w sobie ciekawy. Mimo, ze Zydzi w Japonii praktycznie nigdy nie mieszkali, "Protokoly Medrcow Syjonu" doczekaly sie wczesnego tlumaczenia na japonski, zas teoria konspiracji ogolnoswiatowej znalazla i tam zwolennikow. Wiele swiadczy, ze Zydzi fascynowali wplywowe kola japonskie, ktore probowaly zrozumiec ich fenomen, jak rowniez przyczyny przesladowan, ktorym byli periodycznie poddawani. Represje w Niemczech nazistowskich nie znalazly w Japonii zrozumienia: odwrotnie, zachowaly sie przekazy, ze przynajmniej niektorzy 'specjalisci od spraw zydowskich' z japonskiego MSZ postulowali, by emigrujacych z Niemiec Zydow sciagac do... Mandzurii i tam osiedlac. Niewatpliwy wplyw na te pomysly miala idea Birobidzanu, autonomicznej sowieckiej republiki zydowskiej, ktora zostala ustanowiona w latach 30-tych po drugiej stronie rzeki Amur. Skoro Sowietom udal sie taki trick propagandowy, to dlaczego go nie powtorzyc? Sugihara musial miec w Charbinie kontakty z Zydami, glownie rosyjskimi i polskimi. Na ile to rzutowalo na jego pozniejsze akcje? Levine'owi nie udaje sie odpowiedziec na to pytanie. W ogole nie znajduje wyjasnienia dla postepowania japonskiego dyplomaty. Jeden z rozdzialow ksiazki jest fikcyjnym listem (Levine nigdy nie spotkal osobiscie Sugihary, ktory zmarl w 1986 roku), dopominajacym sie odpowiedzi: "Dlaczego pan to zrobil?". Autor podaje jednak argumenty popierajace teze, ze przynajmniej do pewnego momentu dzialalnosc Sugihary byla inspirowana przez wyzszych urzednikow japonskiego MSZ. W owym czasie Holocaust jeszcze sie nie rozpoczal, a Hitler usilowal sie pozbywac Zydow metoda emigracji, o ile ktos ich w ogole chcial przyjmowac. Inne konsulaty japonskie w Europie rowniez wydawaly wizy tranzytowe na podstawie watpliwych paszportow czy wiz docelowych (np. konsulat w Pradze po marcu 1939). W ktoryms jednak momencie Sugihara przekroczyl magiczna bariere i zaczal wydawac wizy w ilosciach niebywalych, po pareset dziennie, w zasadzie kazdemu, kto sie zglosil i mial nawet ewidentnie nieprawdziwa wize kraju docelowego. Te ostatnie zapewnial honorowy konsul Holandii na Litwie, Jan Zwartendijk, wystawiajac wizy wjazdowe do... Curacao, kolonii holenderskiej na Karaibach. To nagle przyspieszenie i zaniedbanie elementarnych juz formalnosci zbieglo sie z opanowaniem Litwy przez ZSRR w czerwcu 1940 i nakazanym zamknieciem konsulatu. Tu rzecz charakterystyczna, swiadczaca o odwadze Sugihary: o ile wszyscy inni konsulowie stulili uszy po sobie i podporzadkowali sie rozkazowi sowieckiemu, on jedyny opoznil zamkniecie placowki az do sierpnia, wydajac w tym okresie jeszcze kilka tysiecy wiz. Jerozolimski Yad Vashem wydawal sie miec duzy klopot z przyznaniem w latach powojennych medalu i tytulu "Sprawiedliwego" Sugiharze, gdyz przysluguja one tylko temu, kto ratujac Zydow narazal swe zycie. Sugiharze z rak Niemcow raczej nic nie grozilo, bo choc jego dzialalnosc z pewnoscia byla znana Gestapo, to przypadala ona na okres, kiedy jeszcze sami Niemcy pozwalali na emigracje. Natomiast zupelnie inaczej przedstawiala sie sprawa zagrozenia ze strony Sowietow, o czym moze swiadczyc np. los Wallenberga. A jednak nawet Sowieci potraktowali Sugihare z szacunkiem. Przy okazji dygresja: ksiazka jest - nie wprost wprawdzie - straszliwym oskarzeniem sluzb konsularnych i ogolnie kol wplywowych na polityke imigracyjna mocarstw zachodnich, szczegolnie USA. Jak podaje Levine, nawet po drastycznym zmniejszeniu tzw. 'kwot imigracyjnych' w USA w latach miedzywojennych, konsulaty amerykanskie interpretowaly podania o wizy w sposob maksymalnie niezyczliwy dla aplikantow, pomimo spelniania przez nich wszelkich wymaganych kryteriow. W rezultacie, nawet ze skromnej kwoty okolo 6 tys. wiz imigracyjnych dla obywateli Polski przyznanych na lata 1939/40, udzielono jedynie okolo tysiaca wiz, zas 5 tysiecy przepadlo (!). Dyplomaci brytyjscy w Moskwie usilowali interweniowac u Sowietow, zeby ci zabronili tranzytu Zydow przez swe terytorium, nawet z waznymi wizami. A w tym samym czasie zdesperowani uchodzcy, Zydzi i nie Zydzi, kolatali bezskutecznie do bram konsulatow w calej Europie. Zaiste, na tym tle Sugihara jawi sie czlowiekiem swietym. Sugihara po wojnie Ciekawe sa losy Sugihary po ewakuacji konsulatu w Kownie. Opuscil on to miasto kierujac sie do Berlina, w towarzystwie zreszta obu wspomnianych oficerow polskich. Sposrod nich "Kuba" zostal w 1941 r. aresztowany przez Gestapo i zameczony torturami na smierc. Daszkiewicz przezyl wojne. Sam Sugihara otrzymal nominacje najpierw na konsula w Pradze, a potem, blizej konca wojny, w Bukareszcie, gdzie doczekal sie Sowietow, ktorzy go czym predzej zamkneli w lagrze i przetrzymali do 1946 r. Lagier ten jednak nalezal do gatunku 'luksusowych' i nic nie swiadczy, aby robiono mu zarzuty z powodu dzialalnosci w Kownie czy gdzie indziej. W 1946 r. zwolniono go i pozwolono na powrot do ojczyzny. Intrygujacy jest stosunek wladz japonskich do Sugihary i jego zycie ratujacej dzialalnosci. Poczatkowo, jak sie wydaje, wydawanie wiz nie bylo w sprzecznosci z polityka japonskiego MSZ. W miare jednak lawinowego przyrostu liczby tych wiz, z Tokio do Kowna szly telegramy dopominajace sie wyjasnien: kapitanowie statkow japonskich kursujacych na trasie Wladywostok - Japonia skarzyli sie na liczby pasazerow przybywajacych z ewidentnie nieprawdziwymi dokumentami podrozy, ale z prawdziwymi wizami tranzytowymi. Sugihara przestal odpowiadac na te telegramy. Zachowala sie w archiwach korespondencja pomiedzy nim a MSZem w okresie praskim i bukaresztanskim. Mozna w niej juz spostrzec wyraznie nieprzychylny ton ze strony japonskiej - tylko sytuacji wojennej nalezy przypisac, ze nie zostal on odwolany do kraju przed koncem wojny. Po powrocie do ojczyzny Sugihara nie zostal przywrocony do sluzby dyplomatycznej. Nie jest jasne znaczenie tego faktu. Sam konsul zmienial swa opinie z uplywem czasu, raz twierdzac, ze byla to kara za samowole w Kownie, innym razem zaprzeczajac temu. Levine wykonal dobra prace w archiwach, z ktorej wynika, ze mialo to wiecej wspolnego z powojenna sytuacja Japonii, ktora stala sie krajem pokonanym w wojnie, pozbawionym kolonii i na dodatek okupowanym przez Amerykanow. Nie bylo w niej zapotrzebowania na rozwinieta biurokracje dyplomatyczna, nie bylo wiec i miejsca dla Sugihary, ktory, jak pisalem na wstepie artykulu, nie nalezal do 'old boys network' stowarzyszonej z elitarnym Uniwersytetem Tokijskim. Smutna jest lektura ostatnich lat zycia Sugihary. Pozbawiony emerytury i stalej pracy, imal sie doraznych zajec, w tym komiwojazera. Najwiecej czasu, bo parenascie lat w latach 60. i 70. spedzil w... Moskwie, jako reprezentant japonskiej firmy produkujacej maszyny do szycia. Dopiero pod koniec zycia jego dzialalnosc kowienska doczekala sie uznania i zaczeto mu pomagac zza granicy. Umarl nie tak dawno, w 1986 roku. Sugihara i Polacy. Dla piszacego te slowa watek polski byl oczywiscie specjalnie interesujacy. O dwoch polskich oficerach pisalem juz wyzej. Skad wziela sie wspolpraca z nimi Sugihary? Levine pisze, ze wspolpraca miedzy Japonia a Polska na polu wojskowosci i wywiadu zaczela sie wraz z wizyta Pilsudskiego, a zaraz potem Dmowskiego w Japonii w 1905 r. O ile obie wizyty nie przyniosly bezposrednich wynikow, bo nie mogly, to wiezi pozostaly. Autor ksiazki doszukuje sie wspolpracy wywiadow podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. i twierdzi - raczej na wyrost - ze to dane japonskie zapewnily Polsce zwyciestwo pod Radzyminem i ogolnie w wojnie. Wspolpraca ta kwitla dalej w latach miedzywojennych, w niczym nie kolidujac z niuansami dyplomatycznymi, a szczegolnie zwiazkami miedzy Japonia a Niemcami. Wiadomo skadinad, ze kooperacja ta nie zostala nawet przerwana przez agresje niemiecka w 1939 r i japonskie placowki dyplomatyczne pomagaly Polakom nawet pod okupacja hitlerowska. Watek polski w recenzowanej ksiazce psuje jednak specyficzne nastawienie autora, ktore mozna dosc latwo zauwazyc w takim np. cytacie: "[On Sept. 7, 1939 the Jewish family Wahrhaftig] walked by night, trying to avoid German bombardment and strafers, as well as equally dangerous Polish soldiers..." Polscy zolnierze z 1939 r. wystepuja w ksiazce wylacznie jako "drunk, defecting, and wholly out of control." Oddajac sprawiedliwosc, rowniez i zolnierze litewscy i bodaj tez wegierscy sa zawsze pijani. Fragmentow takich jest w ksiazce wiecej. Ale etnocentryzm Levine'a nie jest skoncentrowany na Polakach i ma wieksza wage. Wezmy np. ilustracje jednego z antyniemieckich i antyjaponskich amerykanskich plakatow propagandowych z roku 1940. Pisze autor: "The US government and much of American public opinion exaggerated the strength of the connections between Nazi Germany and Japan and saw both countries as enemies. In reality, even after the Axis agreement was formalized, Japan did not share Germany's anti-Jewish policies." Znaczy: Japonczycy nie podzielalali antysemickiej ideologii nazistowskiej, ergo nie byli wrogiem Ameryki. Dech zapiera od takiego pojmowania historii, w wykonaniu profesora socjologii Boston University. I tu nasuwa sie piszacemu te recenzje nastepujaca uwaga: skoro autor ksiazki, inteligentny i wyksztalcony czlowiek w koncu XX wieku widzi historie glownie przez pryzmat etnocentryzmu, to o ilez bardziej zrozumiale moglo byc takie stanowisko w czasach 50-60 lat wczesniejszych? W tamtych czasach nacjonalizm nie razil tak, jak dzis, zas same czasy byly duzo bardziej okrutne. Ludzie walczyli wtedy o _przezycie_ i czy naprawde nalezy sie dziwic, ze tym bardziej mysleli w kategoriach "my" i "oni"? A przeciez w tak wielu powaznych ksiazkach historycznych czyni sie zarzuty, ze w kryzysowych sytuacjach II Wojny Swiatowej polskie wladze emigracyjne i podziemne dawaly preferencje etnicznym Polakom. Przykladem moga byc np. dwie ksiazki Davida Engela: "Facing Holocaust. The Polish Government-in-Exile and the Jews, 1943-1945" i "In the Shadow of Auschwitz", a jednym z problemow tam poruszanych kwestia ewakuacji ludnosci cywilnej z ZSRR w slad za Armia Andersa. Ale to jest temat na osobna okazje. Jurek ________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski SUGIHARA I ZYDZI ================ Bardzo ciekawy jest artykul Jurka Krzystka Konsul Sugihara. Rozwine i skomentuje jego czesc pierwsza - Sugihara i Zydzi - zaczynajac od wyjasnienia troche, przynajmniej dla mnie, dwuznacznego tekstu. Pisze bowiem p. Krzystek: Jerozolimski Yad Vashem wydawal sie miec duzy klopot z przyznaniem w latach powojennych medalu i tytulu "Sprawiedliwego" Sugiharze, gdyz przysluguja one tylko temu, kto ratujac Zydow narazal swe zycie. Sugiharze z rak Niemcow raczej nic nie grozilo, bo choc jego dzialalnosc z pewnoscia byla znana Gestapo, to przypadala ona na okres, kiedy jeszcze sami Niemcy pozwalali na emigracje. Moglby ktos pomyslec, a po pierwszym szybkim przeczytaniu ja tez tak to odebralem, ze Sugihara nie otrzymal Medalu Sprawiedliwych, a tego p. Krzystek nie napisal i nie napisalby. Ten medal reprezentuje tak piekne, tak godne szacunku i tak rzadkie motywacje i zachowanie sie podczas wojny, ze na wszelki wypadek podkresle jednak, ze Yad Vashem nadal mu ten medal, nr. 2861, w 1985 roku. Dr Mordecai Paldiel, sam uratowany przez francuskiego ksiedza Simona Galley, a obecnie Dyrektor Wydzialu Sprawiedliwych przy Yad Vashem, tak pisze o konsulu Sugiharze, nazywajac go "humanitarian par excellence": One morning in the early part of August [1940], as he was packing and winding up operations, Sugihara was surprised to see a huge crowd on the street outside the consulate. He sent his Polish-speaking secretary to see what the trouble was and received the following message in reply: "We are Jews from Poland. We will be killed if the Nazis catch us, but we can't get away without visas. Czy mozna wszystko co pisze p. Paldiel przyjac bez zastrzezen? Ja tak nie twierdze. Cytuje go ze wzgledu na jego wazne stanowisko w Yad Vashem, ktore nadaje specjalny autorytet jego slowom. Przypomne, ze Kowno, gdzie znajdowal sie Japonski konsulat, bylo wtedy formalnie w Zwiazku Sowieckim, i ze Sowieci rozporzadzili, iz wszystkie cudzoziemskie placowki dyplomatyczne na Litwie musialy byc zlikwidowane z koncem sierpnia 1940 roku. Until that moment Sugihara had been quite indifferent to the Jewish question and had paid no attention to the frenzied antisemitism engulging his country's German ally. His interest in the war had been strictly political, focussing on the advantages Japan could glean from the global conflict, but now, something inside him would not allow him to ignore the people milling about outside, pisze Paldiel. Sugihara, twierdzi on, zgodzil sie na spotkanie z delegacja Zydow pod przewodnictwem dr Zorach Wahrhaftig'a, w pozniejszych latach Ministra dla Spraw Religijnych Izraela. Zydzi, pisze, ze lzami w oczach blagali go o japonskie wizy przejazdowe. Potrzebne im byly na uzyskanie pozwolenia na przejazd przez Zwiazek Sowiecki do Japonii, skad dalej jechac chcieli do roznych krajow w Ameryce Lacinskiej, do Stanow Zjednoczonych i do Palestyny. Byli miedzy nimi, pisze p. Paldiel, tysiace (sic) uczniow i nauczycieli z jeszyw w Polsce, ktorzy uciekli na Litwe we wrzesniu 1939 roku. Dowiedzieli sie ci studenci, i to Dr Wehrhaftig mial tlumaczyc konsulowi z pomoca mapy, ze np. Curacao, wyspa w Holenderskich Indiach Zachodnich, nie wymaga wiz. You see, we have visas [sic] for Curacao. We can get here by way of Japan, sailing on a Japanese ship. Please give us transit visas that will permit us to travel through Japan. Ciekawe, ze konsul Holandii na Litwie, Jan Zwartendijk, takze pomagajacy Zydom i wydajacy im wizy do Curacao, jest pominiety przez p. Paldiela w obu jego ksiazkach (1993 i 1996), w ktorych pisze o konsulu Sugiharze. Dr Wehrhaftig zapytal tego gubernatora Curacao w 1965 r. czy pozwolilby tym uciekinierom zydowskim wyladowac. Odpowiedzial, ze Absolutnie nie! Odeslalbym ten okret na szerokie morze, tak samo jak Stany Zjednoczone i Kuba zrobily z "St. Louis". Sprawa okretu "St. Louis" nazwanego "the saddest ship afloat", ktory, pelny uciekinierow zydowskich z Niemiec tulal sie po oceanie i w koncu wrocil do Hamburga, to jedno z najwiekszych swinstw popelnionych przez rzad USA (i inne rzady i kola) podczas drugiej wojny. Ma racje p. Krzystek podkreslajac podlosc urzedasow Departamentu Stanu. Nie byl to jednorazowy przypadek. Casus "St. Louis" byl wynikiem swiadomych i majacych szerszy zakres decyzji administracji amerykanskiej, decyzji prowadzacych do smierci ludzi, ktorych i mozna, i trzeba bylo uratowac. Tokio nie odpowiedzialo na trzy kablogramy konsula Sugihary. Po latach tak wyrazil sie on o swej decyzji wydania, wedlug niego 3500, a wedlug dr Wehrhaftiga okolo 1600, wiz przejazdowych: I really had a difficult time, and for two whole nights was unable to sleep. I eventually decided to issue transit visas... on my own authority as consul. I could not allow these people to die, people who had come to me for help with death staring them in the eyes. Whatever punishment might be imposed upon me, I knew I had to follow my conscience. Od 10 sierpnia, pisze p. Paldiel, Sugihara wydawal wizy garsciami, bez wzgledu na na to czy aplikanci mieli czy nie mieli oficjalnie wymagane dokumenty, nawet gdy japonskie Ministerswo Spraw Zagranicznych zakazalo mu to robic. Gdy po Berlinie, Krolewcu i Rumunii p. Sugihara wrocil do Japonii dwa lata po wojnie, otrzymal dymisje bez zadnego wytlumaczenia jej powodu. Byc moze, ze cos tu sfingowano; p. Sugihara zajmowal sie przeciez wywiadem. Zarabiac mial na zycie w rozny sposob, zmienial prace, ciepial z rodzina niedostatek. Wnioskuje z fotografii w konsulacie, ze mial przynajmniej czworo dzieci. Pracowal jako przedstawiciel do zakupow dla armii amerykanskiej, byl tlumaczem w Japan Broadcasting Corporation i w innych firmach, a od 1961 roku reprezentowal w Moskwie eksportowe firmy japonskie. W 1985 roku Yad Vashem nadal mu medal Sprawieliwego. Ambasador Izraela wreczyl medal i swiadectwo zonie p. Sugihary, gdyz on sam byl juz bardzo chory wtedy. W 1992 r. p. Wahrhaftig, reprezentujac Izreal, a takze przedstawiciele Japonii byli obecni przy otwarciu pomnika (szczegolow nie znam) w rodzimym miescie tego jedynego Japonczyka odznaczonego przez Yad Vashem. Mimo rozglosu nadanego calej sprawie przez prase Japonia oficjalnie miala nie wypowiedziec sie o dymisji swego dyplomaty i zadnego zadoscuczynienia za brak emerytury rodzinie nigdy nie ofiarowala. Kwestie powodow dymisji i jej sprawiedliwosci poruszyl juz p. Krzystek, ale pewne wyjasnienia p. Levine'a nie trafiaja mi do przekonania. Japonia lat osiemdziesiatych nie byla biedna, pokonana Japonia konca wojny. Juz w 1952 odzyskala swoj przedwojenny poziom przemyslu. Nawiazujac do czesci "Sugihara i Polacy" artykulu p. Krzystka opisze osobno jak Japonczycy pomagali osieroconym dzieciom polskim, wnukom powstancow i innych wyslancow na carski Sybir. Japonski konsul we Wladywostoku pomogl w przewiezieniu ich do Japonii, skad wrocili do Polski. Z tej mlodziezy wywiazala sie specjalna organizacja, z niej grupa harcerzy warszawskich, a w konspiracji Powstancze Oddzialy Specjalne "Jerzyki", z ktorymi splotl sie i moj los. Japonczycy utrzymywali serdeczne kontakty z ta mlodzieza podczas dwudziestolecia, a podczas okupacji ambasada chronila ja w rozny sposob, wystawiajac nawet paszporty Mandzuko. Przyjazne kontakty z Japonia podtrzymane byly nawet po wojnie. tkg ____________________________________ [Material tkg o pomocy Japonczykow dzieciom polskim zamiescimy w nastepnym numerze "Spojrzen". M.B_cz] _________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska PIOTR SKRZYNECKI (1930-1997) ============================ Po dlugiej chorobie zmarl 27 kwietnia w Krakowie Piotr Skrzynecki, tworca i "spirytus movens" krakowskiej "Piwnicy pod Baranami". Przez ponad 40 lat prowadzil ten niepowtarzalny i slynny kabaret, ktory nam wszystkim w trudnych latach przywracal poczucie godnosci. W czasie "wielkiej opresji" stworzyl w Piwnicy miejsce wolnosci, miejsce, gdzie niby zartem, lecz przeciez calkowicie serio, publicznie broniono wartosci i przeciwstawiano sie przemocy i klamstwu. Piotr Skrzynecki urodzil sie 12 wrzesnia 1930 roku w Warszawie. Byl synem oficera III Pulku Ulanow i Zydowki z zasymilowanej rodziny. Bierzmowal go kardynal Sapieha. Dziecinstwo spedzil w Chelmie i Minsku Mazowieckim, gdzie jego ojciec byl ostatnim dowodca Pulku Ulanow Lubelskich. To wlasnie Minsk Mazowiecki nadal Piotrowi Skrzyneckiemu tytul Honorowego Obywatela miasta w 1992 roku, a wiec dwa lata wczesniej, niz zostal Honorowym Obywatelem Miasta Krakowa. Jego ojciec - Marian Skrzynecki zginal we wrzesniu. Potem dla Piotra nadeszly ponure lata wojny, o ktorych nie lubil opowiadac. Wiadomo, ze podczas okupacji cudem uniknal smierci w warszawskim getcie. Po wojnie zamieszkal w Lodzi, gdzie na poczatku lat 50-tych ukonczyl Panstwowa Szkole Instruktorow Teatrow Ochotniczych. W 1953 roku przyjechal do Krakowa. Przez pol roku prowadzil amatorski teatrzyk w Nowej Hucie i w krakowskich wodociagach. Jednoczesnie studiowal historie sztuki na UJ, oprowadzal wycieczki po wystawach i pisal recenzje z tych wystaw dla "Echa Krakowa". Niektorzy pamietaja, ze juz w tamtych latach oszalamial oryginalnoscia, humorem, czarnym kapeluszem, swoboda myslenia i czarem osobistym. Nic co ludzkie nie bylo mu obce... W polowie lat 50-tych wraz z kolegami znalazl w Rynku piwnice. Sami usuneli z niej wegiel, uporzadkowali ja i zaczeli sie tam spotykac. Czytali rozne teksty, spiewali piosenki, akompaniujac sobie na gitarach. Tak to stopniowo i spontanicznie powstawal kabaret - pozniejsza Piwnica pod Baranami. W 1956 roku oficjalnie powstala Piwnica, jedyny tego typu kabaret w calym bloku wschodnim, niezwykly splot blazenstwa i poezji, kiczu i wielkiej sztuki, ktory przez minione 40-lat wspoltworzyli najwieksi polscy artysci: malarze, kompozytorzy, rezyserzy, scenografowie, aktorzy i piosenkarze. Wszyscy oni przychodzili i odchodzili, a Piotr byl zawsze. Ale nie tylko dla niego bylo to swiete i magiczne miejsce. Mowi sie, ze o Piotrze Skrzyneckim jest prawie tyle anegdot, co o baronie Munchhausenie. Przeciez jeszcze do niedawna nie mial nawet wlasnego mieszkania, a jego zycie osobiste zawsze okrywala tajemnica. Jeden dzien trwal na przyklad w malzenstwie zawartym dla zabawy. W Krakowie mowilo sie, ze ma syna w Kanadzie. Malo juz dzisiaj jest na swiecie osob, ktore maja odwage zyc tak nietypowo, z taka wiernoscia sobie i swoim filozoficznym idealom. Szalony, wiodl z usmiechem tysiace Polakow pomiedzy meandrami naszej historii, naszej codziennosci, naszych wzlotow i upadkow. Od kilku lat ciezko chorowal, czesto przebywal w szpitalu, ale nawet stamtad kierowal swoim kabaretem. Mowil o nim niedawno Czym jest Piwnica? Miejscem odpoczynku, wytchnienia, balu, ktorego tak brakuje w naszym codziennym zyciu. A co ja bym robil bez Piwnicy, bez tych programow, bez tego szukania w szpargalach, w papierach... Czekam na te sobote, na ten wieczor, az sie zacznie. I zawsze mnie ciekawi, jak bedzie tym razem, jak wypadnie? Bo ja przeciez robie to wszystko dla siebie... I inni pewnie tez. Ja lubie "Piwnice", tak jak lubie zyc, jak nie lubie chorowac, jak lubie kwiaty, ludzi. Uwielbiam poezje. W wierszach tylko i w kwiatach ten swiat staje sie inny, piekniejszy, madrzejszy i lepszy. Nie odczuwal przemijania. Uwazal, ze "czasu podobno nie ma". Sugerowal, ze, jak w dobrym teatrze, zmieniamy tylko charakteryzacje. A jezeli czasu nie ma, to po co mamy sie nim przejmowac? Uwazal, ze jest bardzo waznym, zeby zycie przezyc przyjemnie. A ludzie na ogol strasznie przezywaja to swoje zycie, zbyt powaznie traktuja siebie samych. Staral sie by kazdy dzien i kazda noc byly mozliwie czarujaca przygoda. Zabiegal, by kazdego dnia udalo sie przeczytac wiersz, posluchac muzyki i porozmawiac z przyjaciolmi. Wyznawal zasade, ze jezeli sami sie nie zabawimy, to nikt nas nie zabawi, wiec wymyslal bale, rauty, spektakle i widowiska. Tacy jak On zjawiaja sie na tej ziemi rzadko. Charyzmatyczny Piotr Skrzynecki bedzie trwal w historii naszego miasta, w tekstach, piosenkach, a przede wszystkim w sercach ludzi. I takim bedziemy go pamietac. Izabella _________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska DZWONECZEK ZAMILKL ================== Mowi sie dzis, ze byl ostatnim wielkim przedstawicielem artystycznej cyganerii w tej czesci Europy. Przeciez dopiero premier Mazowiecki przydzielil mu sluzbowa kawalerke. Przedtem przemieszkiwal ka~tem u znajomych. Zwykle mozna go bylo spotkac na Rynku w kawiarence "Vis-a-vis". Wokol niego zasiadal piwniczny dwor. Spiewali Mu ci piwniczanie na jubileuszowym czerwcowym koncercie piesn Zbigniewa Preisnera "Badz, trwaj, tego nam trzeba, Piotrze!" Bardzo chcial byc z nimi. Ciezko chory, otoczony najlepsza, z mozliwych w Krakowie, opieka w klinice prof. Szczeklika, zdawal sie wielka wola zycia juz kilkakrotnie przezwyciezac straszna chorobe. Smierc jednak w koncu nadeszla zabierajac Go ze szpitalnego pokoju, pelnego zawsze kwiatow i przyjaciol, ktorzy nie chcieli pogodzic sie z tym co nieuchronne. Barbara Natkaniec pisze dzis [28 kwietnia] w "Gazecie Krakowskiej", ze w tej chwili wszystkie slowa, jakich bezradnie szuka sie w takich sytuacjach, wydaja sie banalne. Banalne dla pozegnania i opisu czlowieka, ktory dal Krakowowi i swiatu Kabaret z niczym nie porownywalny w stylu i dlugowiecznosci, Kabaret, ktory tkwi w pamieci i sercach tysiecy ludzi rozsianych po kraju i swiecie, Kabaret - instytucje i oaze wolnosci, radosci i swieta. Z kronikarskiego obowiazku odnotujmy, co mowia dzis o Piotrze jego znajomi, koledzy, wspolpracownicy : - Zygmunt KONIECZNY - kompozytor: Przyszedlem do Piwnicy pewnego dnia w 1959 roku. Bylem juz wtedy autorem 2 piosenek. Piotr zobaczyl mnie i zapytal: "Co pan tutaj robi? Tu sie odbywa proba, prosze pana". Za jego zgoda zostalem wtedy jednak, i az do dzisiaj dzialam, trwam w Piwnicy. Dzis nie potrafie nawet zastanowic sie nad tym, jak bedzie wygladalo miasto i Piwnica bez Niego. Trzeba zniesc jakos te tragedie. Pozniej bedzie czas na rozwazania o przyszlosci Piwnicy. - Jozef OPALSKI - krytyk: Wraz z Piotrem Skrzyneckim odchodzi cala epoka. Wszyscy ludzie sztuki w Polsce sa mu winni gleboka wdziecznosc. Nie byl artysta w sensie potocznym, ale byl kims wazniejszym. Byl autorytetem, z ktorym wszyscy musielismy sie liczyc. Pochwala Piotra, albo wykpienie kogos przez Niego bylo namacalnym dowodem prawdy, ktorej teraz tak bardzo nam brakuje. Ze smiercia Tadeusza Kantora skonczyl sie "Teatr Kantora", ze smiercia Piotra Skrzyneckiego skonczyla sie "Piwnica pod Baranami". Odszedl autorytet, ktorego nikt nie zastapi. W naszych czasach powoli gina autorytety. Piotr Skrzynecki byl jednym z ostatnich. Bez jego smiechu i bez jego dzwoneczka krajobraz polskiej sztuki staje sie jeszcze bardziej pustynny. - Jerzy TUROWICZ - redaktor "Tygodnika Powszechnego": To olbrzymia strata dla Krakowa, dla polskiej kultury Skrzynecki byl niemalze kloszardem, ale jednoczesnie artysta, a nawet kims wiecej niz artysta. Trudno wyobrazic sobie Krakow bez Piotra. Piwnica bedzie istniec bez Skrzyneckiego, ale nie bedzie to juz to samo. Byl czlowiekiem wielkiego uroku, niepowtarzalnego talentu, ktory przerodzil sie w prawdziwy artyzm. - Jerzy STUHR - aktor: Tak, jak bez Kantora, jego teatr nie jest tym samym, tak Piwnica bez Piotra tez nie bedzie tym samym. Mysle, ze trzeba sie zastanowic nad tym, jak dalej kontynuowac jego wielkie dzielo. Jedno jest pewne, ze nie mozna go nasladowac, bo tego sie nie da zrobic. Dla mnie Piotr Skrzynecki byl zawsze symbolem niezaleznosci. To mi w nim zawsze imponowalo. - Andrzej SIKOROWSKI z "Kabaretu pod Buda": Jeszcze we wtorek gralem koncert charytatywny w szpitalu, w ktorym lezal Piotr. Zyczac mu wtedy zdrowia nie zdawalem sobie sprawy, ze to potrwa tak krotko. Byl czlowiekiem wyjatkowym i niepowtarzalnym. Dla mnie byl przede wszystkim wybitnym intelektualista. Takich ludzi juz prawie nie ma. Mysle, ze "Piwnica pod Baranami" przetrwa. Wiem, ze niezrecznie jest jeszcze o tym mowic. - Anna SZALAPAK - artystka piwniczna: Wiedzialam, ze kiedys to musi nastapic. Ale Piotr umarl dopiero pare godzin temu i nie jestem jeszcze w stanie przyzwyczaic sie do tej mysli. Moze po pewnym czasie bede mogla o Nim cos powiedziec, ale na razie jest mi bardzo ciezko. - Tomasz ZYGADLO - autor filmu "Przewodnik": Wypilismy morze wodki, rozmawialismy o filozofii, a nad ranem czytalem Mu wiersze Rimbauda. Film "Przewodnik" robilem w stanie wojennym. W trakcie zdjec przyszla nagle wiadomosc, ze Piotr ma byc internowany. Chcialem chronic i Piotra i moj film, wiec ucieklismy razem z Krakowa. Bylo to jedno z naszych najbardziej prywatnych, intymnych wspolnych przezyc. W moim filmie nie ma tej wspolnej ucieczki. Dzis mowie o niej po raz pierwszy. Po trzech dniach wrocilismy, bo uznalismy, ze nie bedziemy sie wyglupiac i trzeba wracac do roboty. On byl niezwykla natura, ani rezyserem, ani aktorem, poza jakimis drobiazgami nie pisal tekstow. Taki sobie konferansjer, ktory siedzi przy barku, czasem wejdzie cos zapowiedziec, ale wszyscy wiedza, ze bez niego Piwnica nie istnieje. To byl duch tego miejsca. Piotr powinien byc pochowany na Skalce, albo na Wawelu, ale mowil mi, ze chcialby lezec na cmentarzu zydowskim w Lodzi, gdzie lezy jego matka, z domu Edelman. Jego smierc to moim zdaniem tragedia narodowa. - Jerzy BINCZYCKI - aktor: Ubyl Krakowowi jeden z Pieknych Kolorow, ubylo cos z jego krajobrazu. Odszedl od nas jeden z dobrych duchow naszego miasta. Wszyscy bedziemy o Nim pamietali, nic wiecej w tej chwili nie jestem w stanie powiedziec. - Michal ZABLOCKI - poeta: Poznalem Piotra w 1985 roku, a od pieciu lat spedzalismy razem sporo czasu. Kiedy lezal juz w szpitalu, mieszkalem w jego mieszkaniu. Zawsze duzo rozmawialismy. Byl jedna z wazniejszych osob jakie spotkalem w zyciu. Nie dlatego, ze nauczyl mnie czegos konkretnego, ale dlatego, ze otworzyl mi oczy na inny sposob zycia. Od Piotra uczylo sie wszystkiego naraz - podejscia do zycia, do ludzi, do obowiazkow i przyjemnostek. Mial wiele do dania, bardzo zaluje, ze nie wzialem od Niego wiecej. - Czeslaw ROBOTYCKI - socjolog, prezes Towarzystwa Przyjaciol Piwnicy: Popisywanie sie elokwencja w tej chwili byloby kiczem. Moze powiem tylko, ze dla mnie On byl Cesarzem Zycia. Tyle cytatow z dzisiejszej prasy krakowskiej. Na zakonczenie, zeby jednak nie zapomniec, jaki pogodny byl w rzeczywistosci Piotr Skrzynecki, przytocze za Joanna Olczak-Ronikier z jej ksiazki "Piwnica pod Baranami" pisemne wyjasnienie Piotra Skrzyneckiego, jakie skierowal do wladz po wystepie w 1981 roku w warszawskiej Stodole. Piotr musial wyjasnic, dlaczego jednym z elementow scenografii byla srebrna klatka, w ktorej umieszczono popiersie Lenina i zapalona swieczke. W wyjasnieniu tym napisal: Ja, nizej podpisany Piotr Skrzynecki, wyjasniam, ze w klatce miala byc papuga, ale sie nie zmiescila, wiec wlozylismy to, co bylo pod reka. Bylem przekonany, ze to popiersie Konfucjusza, ale w polowie programu okazalo sie, ze to jest Lenin, ale juz zdjac sie nie dalo. W zwiazku z zaistnialymi faktami zobowiazuje sie uroczyscie i na pismie, wiecej Lenina do klatki nie wsadzac. To byl caly Piotr Skrzynecki. Zachowajmy w pamieci te jego pogode ducha. Izabella _________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski JOM HA-SZOA =========== Dwudziesty siodmy dzien miesiaca Nissan (4 maja w 1997 r.) to Jom ha-Szoa, dzien upamietniajacy Zaglade i jej ofiary. Dzien ten, ustanowiony przez Knesset, w Izraelu ma obchodzony byc zamknieciem kin, teatrow, miejsc rozrywkowych, szkol, bankow, urzedow i przedsiebiorstw. Rytual tego dnia nie jest calkowicie uzgodniony, co wiecej, bardziej tradycjonalni rabini opieraja sie swietowaniu tego dnia. Inni rabini proponuja, ze Jom ha-Szoa nalezy obchodzic jako dzien milczenia, na przypomnienie i przemyslenie milczenia swiata i Boga - tak trudnego do pogodzenia z pojeciem Jego sprawiedliwosci - podczas tych strasznych dni Zaglady. Proponowano takze skomponowanie specjalnej liturgii na ten dzien, bo tradycyjna wyraza wiare w sprawiedliwosc i w specjalna opieke Boga nad szczegolnie sobie upodobanym ludem. Przypominam, ze wyrazenie "... po Auschwitz" wystepuje w tytulach artykulow i ksiazek, gdzie z bolem omawia sie ten temat. Tak, na przyklad, pisze rabin Richard L. Rubenstein [tlumaczenie tkg]: Nasz obraz Boga, czlowieka i porzadku moralnego zostal na zawsze uszkodzony. Zadna teologia zydowska nie bedzie mogla miec zadnego znaczenia dla naszego wspolczesnego zycia, jesli ignorowac bedzie ona sprawe Boga i obozow smierci. To jest najwazniejszy problem teologii zydowskiej naszego czasu. Niestety, wiekszosc zydowskich sformulowan teologicznych od konca drugiej wojny wydaja sie nie brac pod uwage obu tych najwazniejszych dla wspolczesnych Zydow wydarzen - obozow smierci i narodzin panstwa Izraela - jak gdyby nie ich nie bylo. Ustanowienie daty tego obchodu tez wywolalo kontrowersje. Proponowano bowiem, np., by go obchodzic w dniu postu dziesiatego dnia miesiaca tevet, polaczonego ze zburzeniem Swiatyni, lub podczas Tisza be-Av, upamietniajacego zniszczenie obu swiatyn i inne tragiczne wydarzenia, jak np. wygnanie Zydow z Hiszpanii w 1492 roku. A dlaczego Knesset wybral 27 nissan? Nie jestem pewny, czytalem rozne wyjasnienia tej decyzji. Najprawdopodobniej dlatego, ze wypada on miedzy upamietnieniem Powstania w Getcie warszawskim i Swietem Niepodleglosci (14 maj, 1948), obchodzonym w piaty dzien miesiaca ijar (przypadajacym na kwiecien i maj). Jom ha-Szoa przypominajac o tragicznym koncu jednej ery, lezy na progu drugiej - niepodleglego Izraela. IX. DO NIEBIOS Tak sie/ zacze/lo od pierwszej chwili... Niebiosa, czy wy to wiecie, Dlaczego oto na calej ziemi nie ma juz dla nas schronienia? Ziemia ogluchla, zamkne/la oczy... Lecz wy widzialyscie przeciez, Wyscie patrzyly tu z wysokosci, a blask wasz dalej promienial! Wasz tani ble/kit sie/ nie zachmurzyl i blyszczal zly i nieszczery, Slonce w czerwieni, jak kat okrutne, w wiecznej toczylo sie/ ciszy, Ksie/zyc jak stara kurwa wychodzil w te noce na swe spacery I gwiazdy znaki slaly zdradzieckie, skrzyly slepkami jak myszy. Precz z moich oczu, nie chce/ was widziec i slyszec nie chce/ juz o [was! Liche niebiosa, klamliwe nieba, jakiz mnie straszny zal sciska! Ja wam ufalem, wam powierzalem lez i radosci mej slowa - Wyscie nie lepsze od ne/dznej ziemi - tego wielkiego smietniska! Ja opiewalem was w moich wierszach i w kazdej piesni pokornej, Ja was kochalem wielka/ miloscia/, nie wiedza/c, ze sie/ rozwieje. A slonce wasze jeszcze za mlodu przyrownywalem wieczorne Do mej nadziei: "Tak sen moj gasnie, tak przemijaja/ nadzieje!"... O, precz, niebiosa! Wyscie moj narod oszukiwaly niegodnie, Wy nas od wiekow oszukujecie - moich praojcow, prorokow! Do was swe oczy wznosili ongi, by waszym plone/ly ogniem, Oni - na ziemi wam najwierniejsi, co wyslawiali was wokol... To do was najpierw wolali: - Slyszcie! Zrozumcie pierwsze! Tak trzeba. Po was dopiero ziemia! - tak Mojzesz i moj Izajasz wolali. - Rozsa/dzcie! - wolal Jeremiasz do was. I rozsa/dzalyscie, nieba! Czemuscie takie obce sie/ staly, wyzie/ble w najdalszej dali?... Czy nas nie znacie, nie poznajecie? Czyzby nas czas tak odmienil? Czyzby nas zmienil nie do poznania? Przeciez jestesmy ci sami - Lepsi niz ongis... Nie mnie sie/ mierzyc dzis z prorokami wielkimi, Ale ci wszyscy zabici moi, ci wszyscy na smierc pognani - Czyz nie sa/ wie/ksi? Cierpieli tyle, odwieczna/ ne/kani troska/! Wobec dzisiejszych Zydow - imiona tych dawnych, wielkich przygasly. W Polsce, na Litwie, Wolyniu - wsze/dzie - wybucha skarga/ zydowska/ Hiob boleja/cy, a z nim Jeremiasz i placze glos Eklezjasty! My wam, niebiosa, obcysmy dzisiaj, wy nas juz nie poznajecie. Jestesmy przeciez ci sami Zydzi, krzywdzimy wcia/z siebie samych - Wcia/z wyrzekamy sie/ swego szcze/scia, aby lzej bylo na swiecie. Czemuscie takie piekne i czemu swiecicie, gdy umieramy? Jak Saul, jak krol moj, rusze/ do wieszczki, tam, gdzie mnie oczy [poniosa/, Odnajde/ droge/, droge/ rozpaczy ku Endor z dusza/ zraniona/, Prorokow z ziemi wywolam, zaklne/: - O, zwroccie wzrok ku niebiosom I spluncie w niebo i zawolajcie: niechaj was piekla pochlona/! Wyscie widzialy tylu mych braci, ktorych dniem jasnym i noca/ ciemna/, Woda/ i pieszo, i pocia/gami uprowadzaja/ i na smierc wloka/. Miliony re/ce do was wznosily w godzine/ smierci, lecz nadaremno. Wyscie, niebiosa, nie drgne/ly nawet pod swa/ blekitna/, jasna/ [powloka/... Wy jedenastoletnich Jomelow znalyscie, dobrych, radosnych, smialych, Bencjonkow, mlodych uczonych moich... Pociechy moje, kosc moich kosci! I Chany, matki, co ich zrodzily, co ich dla Boga czystych chowaly, Wyscie widzialy... Nie ma w was Boga! Niebiosa puste! Pelne nicosci! Nie ma w was Boga! Wiec rozewrzyjcie na osciez swoje niebieskie bramy, Niech wszystkie dzieci zame/czonego narodu rusza/ w ostatnia/ droge/. Wniebowsta/pienie! Niech wnijdzie do was narod okrutnie ukrzyzowany, Otworzcie wrota!... Kazde z mych dzieci zgladzonych mogloby stac sie/ [Bogiem! Bezkresne nieba, martwe niebiosa, wyscie pustynia/ zla/ i zdziczala/. W was jedynego zgubilem Boga, a im - trzech nie dosc, wiecej im trzeba! Nasz Bog, duch jego i Galilejczyk zmarly na krzyzu - tego im malo, Wszystkich do niebios nas odeslali - ne/dzni, okrutni sluzalcy nieba! Radujcie-ze sie/! Bylyscie biedne, a los bogactwo przyniosl wam w dani! Jakiz urodzaj blogoslawiony: caly nasz narod. Szcze/sliwe zniwa! Wy sie/ radujcie Niemcami. Niemcy niech sie/ raduja/ dzis niebiosami. I niech ogarnia was ogien ziemi, a ogien niebios - ziemie/ przeszywa. Icchak Kacenelson 23-24-25-26 XI 1943 ____________________________________ "Dos lid fun ojsgehargeten jidiszen folk". "Piesn o zamordowanym zydowskim narodzie". Cz. I-XV Tlum.: Jerzy Ficowski Icchak Kacenelson, poeta i dramaturg piszacy po hebrajsku i po zydowsku, najpierw stracil zone, Chane, i dwoch synkow, Bencjona i Benjamina, wywiezionych 14 sierpnia 1942 r. z warszawskiego getta do Treblinki. Sam Kacenelson i syn Cwi, jego ostatnie dziecko, z Warszawy przeszli przez Vittel i Drancy, skad, 27 kwietnia 1944 r. odeslani zostali do Auschwitz, gdzie ich Niemcy zamordowali 1 maja 1944 r. tkg _________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":[email protected], oraz [email protected] Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: [email protected] (Jurek Krzystek) [email protected] (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. _____________________________koniec numeru 148___________________________