___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 05.06.1992. nr. 28 _______________________________________________________________________ W numerze: Jacek Arkuszewski - Konstanty "Kot" Regamey (1907 - 1982) Witold Pasek - Kadeci Pulaskiego - Sieroty po Mecenasie (Rozmowa z Andrzejem Wyszynskim) Henryk Modzelewski - Wolnosc, Sprawiedliwosc, czy Chleb (opracowanie artykulu Pawla Boskiego) Dariusz Fikus - Targowica _______________________________________________________________________ Jacek ArkuszewskiKONSTANTY "KOT" REGAMEY (1907 - 1982) ===================================== Oto kilka slow o bracie ciotecznym mojej matki Kocie opartych raczej na wspomnieniach osobistych i informacjach rodzinnych, choc bede sie faktologicznie podpieral jego biografia piora Nicole Loutan-Charbon. Urodzil sie w 1907 roku w Kijowie w rodzinie o niebywale skompli- kowanym pochodzeniu: ojciec, nauczyciel muzyki, o krwi szwajcarsko - polsko - wegiersko - wloskiej uwazajacy sie troche za Polaka, troche za Szwajcara, matka pol Serbka, pol Szwedka uwazajaca sie za Rosjanke. W domu mowi sie po polsku, rosyjsku, francusku i niemiecku. Jest jedynakiem, gdzies w 1919 roku rodzice jego rozwodza sie, matka wychodzi powtornie za maz, ojciec zeni sie, znow rozwodzi i zeni ponownie w krotkim odstepie czasu. Z tego okresu pochodzi jego slynne powiedzenie: "Inne dzieci maja jednych rodzicow i coraz wiecej rodzenstwa, ja jestem sam i mam coraz wiecej rodzicow". W czasie wojny domowej maly Kot wraz z matka i ojczymem przedostaje sie przez Bulgarie i Rumunie do Warszawy. W trakcie tej podrozy 12-letni Kot wspiera mizerne zasoby finansowe rodziny dajac koncerty na ktorych wykonuje m.in. swe wlasne utwory. Ojciec jego zostaje w Taganrogu, dokad wyprowadzil sie po rozwodzie i Kot nigdy w zyciu juz go nie ma ujrzec. W Warszawie gimnazjum, kontynuacja studiow muzycznych, matura. Ma dobre stopnie z przedmiotow scislych, wiec zamierza poczatkowo wstapic na politechnike. Wie jednak, ze sa tu studia dlugie i absorbujace czasowo, a nie chce zrezygnowac z uprawiania muzyki. Za namowa zatem nauczyciela gimnazjum, indologa podejmuje studia orientalistyczne i lingwistyczne na UW. Caly czas komponuje, choc nigdy kompozycji nie studiowal - zaledwie kilka lekcji w Kijowie u Gliere, nauczyciela Prokofiewa. Ale wlasciwie traktuje muzyke jako hobby, nie zamierza sie jej oddac zawodowo. Drugim hobby jest nauka jezykow ktorych uczy sie kilka naraz. Sanskryt, tybetanski, chinski, japonski, urdu i hindi, takze jezyki skandynawskie. Ma wrecz fenomenalne zdolnosci jezykowe o czym swiadczy nastepujace zdarzenie. Ciotce Lidzie i Kotu nie powodzi sie najlepiej - Kot zyje wlasciwie z korepetycji: uczy jezykow, wyciaga z dwoj. Pewnego dnia otrzymuje bardzo atrakcyjna finansowo propozycje przygotowania do matury syna ambasadora holenderskiego; sek w tym, ze chlopak zna tylko holenderski. Kot powiada, ze moze sie tego podjac za trzy miesiace i w tym czasie uczy sie holenderskiego, by potem w tym jezyku i to z sukcesem nauczac leniwego Holendra. Pod koniec zycia powiedzial mi: "Wiesz, najtrudniej jest nauczyc sie pierwszych dwunastu, pietnastu jezykow - nastepne przychodza bardzo latwo". W 1931 otrzymuje dwa dyplomy: filologii klasycznej i filologii orientalnej. W 1933 podejmuje dalsze studia orientalistyczne na Sorbonie, ciotka Lida przenosi sie do Nicei. W 1935 powrot do Warszawy, doktorat i niedlugo potem docentura na UW i malzenstwo z Hanka Kucharska. Przyjazn z niebawem zmarlym Micinskim, Galczynskim, Braunem, Witkacym. Pisuje krytyki muzyczne do "Wiadomosci Literackich". Od kilku lat koresponduje ze swoim ojcem nadal zamieszkalym w Kijowie, w 1937 ojciec zostaje zeslany do gulagu tylko za to, ze zachowal swoj szwajcarski paszport. Gulagu nie przezyl. Kot jest - podobnie jak ojciec - obywatelem szwajcarskim, Szwajcarie jednak poznaje jako turysta dopiero w latach 1930 i 1932. To wlasnie obywatelstwo umozliwia mu oddanie znacznych uslug Podziemiu. Jest to stosunkowo malo znany element jego biografii. Oto co sam pisze 25 Listopada 1944 w raporcie "dla Londynu" o swojej dzialalnosci: "Jako czlonek Prezydium Instytutu Europy Srodkowej mialem powierzone funkcje stworzenia lacznosci pomiedzy Krajem a panstwami mogacymi wchodzic w sklad ewentualnej przyszlej Federacji Europy Srodkowej. W tym samym czasie powstal projekt powolania do Delegatury kogos, ktoby specjalnie zajmowal sie lacznoscia z Londynem. Przed tym funkcje te pelnil p. Baryka Gadomski (pseud.), kierownik wydzialu narodowosciowego, ktoremu trudno bylo polaczyc obie funkcje razem. Ze wzgledu na to, iz lacznosc z Londynem odbywala sie glownie przez Wegry i kraje lezace na poludnie od Polski, a ja mialem juz uruchomiony pewien aparat lacznosciowy w tym samym kierunku, zostalem powolany do Delegatury, by sie zajac sprawami prowadzonymi dotychczas przez p. Gadomskiego. Organizacyjnie funkcje te powierzono Sekretariatowi Delegata Rzadu, zostalem podporzadkowany bezposrednio Szefowi Biura Delegata p. Grabowieckiemu (pozniejszy pseudonim - Romecki). Funkcje moje objalem w grudniu 1942 r. [...]" Stary dokument lezacy przede mna liczy ponad piec stron drobnego maszynopisu- szczegolowy, suchy opis przerzutow i kontaktow siegajacych Wegier, Rumunii, Serbii, Chorwacji i Turcji. Oto co dalej pisze o swojej roli: "[...] Mnie jako obywatela panstwa neutralnego zakaz ten [podrozowania koleja] nie dotyczyl, przewozilem wiec od granicy i do granicy nie tylko poczte oficjalna, lecz rowniez korespondencje stronnictw. Okres powyzszy byl bardzo trudny, gdyz ze wzgledu na mala ilosc podrozujacych rewizje w pociagach byly bardzo dokladne, a wlasnie w owym czasie poczta byla szczegolnie obfita, zawierala nie tylko walizki pelne prasy zagranicznej, lecz takze znaczne przesylki pieniezne, wysylane ze wzgledow dla mnie niezrozumialych przewaznie w drobnych banknotach, co w sumie tworzylo niepotrzebnie duze paczki. Przesylek takich nie mozna bylo w razie rewizji ani ukryc ani wyrzucic. Dwaj kurierzy z Budapesztu, ktorzy mimo takich warunkow zaryzykowali podroz koleja w Kraju, musieli wyskakiwac w biegu z pociagu i stracili cala poczte. Ja osobiscie tylko dzieki przypadkowi zdolalem mimo rewizji ocalic kilkanascie milionow no i zapewne zycie." Opowiadal mi o tym zdarzeniu - pomiedzy Warszawa a Krakowem podrozowal zazwyczaj sleepingiem "Nur fuer Deutsche". Owego razu dzielil przedzial z generalem SS. Przed pojsciem spac wypili troche koniaku i "zaprzyjaznili" sie. W Kielcach do wagonu weszli SS-mani z poleceniem skontrolowania wszystkich, nawet Niemcow - mieli oczywiscie "tip", ze w pociagu jest wazna przesylka i to przewozona w niekonwencjonalny sposob. W kolejnych przedzialach slychac bylo protesty innych Niemcow nie przyzwyczajonych do tego rodzaju kontroli. SS-mani dotarli wreszcie do przedzialu Kota i tu rozwscieczony general poprostu ich wyrzucil nie pozwalajac skontrolowac nawet dokumentow. Gdyby los nie zlaczyl Kota wlasnie z generalem nastapila by niewatpliwa wpadka. Powstanie zastaje Kota na ul. Szustra na Mokotowie; opisuje je w oddzielnym raporcie. Oto jego wyjatki: "[...] W dniu wybuchu powstania odrazu wyszly na jaw trudnosci, jakie przedstawialo przejscie ze stamu konspiracji, opartej jedynie na osobistej znajomosci, do stanu jawnej dzialalnosci. [...] A wlasnie na Mokotowie, gdzie mieszkalem i gdzie mnie zastal wybuch powstania, nie mialem wcale kontaktow konspiracyjnych, nie dzialaly tam zreszta poza policyjna instytucja PKB zadne wladze Delegatury. Wsrod wladz wojskowych Mokotowa nie znalem nikogo osobiscie, ktoby wiedzial o mojej pracy w konspiracji. Mimo wiec wielokrotnego zglaszania sie do tych wladz, traktowany bylem z nieufnoscia, zwlaszcza wobec mego zagranicznego obywatelstwa. [...] W tych warunkach nie pozostawalo mi nic innego jak oddac sie do dyspozycji AK w charakterze "prywatnego czlowieka". Zostalem wyznaczony na niezbyt eksponowane stanowisko wojskowego komendanta bloku, w ktorym mieszkalem i funkcje te pelnilem do kapitulacji Mokotowa w dniu 28-go wrzesnia. Po kapitulacji podzielilem los innych mieszkancow i zostalem wyprowadzony do Pruszkowa. Nie usilowalem uciekac w drodze, bedac pewny, iz na mocy swego paszportu zostane natychmiast wypuszczony w Pruszkowie i zdolam bez trudu dotrzec do Krakowa albo nawet z powrotem do Warszawy, gdzie w prawdopodobnie nie jeszcze nie spalonym mieszkaniu mialem ukryte archiwum prasowe z ostatnich miesiecy prad wybuchem powstania i z czasow samego powstania. W Pruszkowie jednak sie okazalo, iz paszport nie daje mi prawie zadnych przywilejow i wraz z wielkim transportem zostalem wywieziony do obozu karnego w Stutthofie pod Gdanskiem. Dopiero stamtad na podstawie mojego paszportu zdolalem sie wydostac, ale nie na swobode, lecz do innych obozow tym razem obozow pracy. Tam dopiero sie okazalo, iz moge byc zwolniony jedynie dla bezposredniego wyjazdu do Szwajcarii. W celu zalatwienia koniecznych formalnosci pozwolono mi udac sie do Berlina, natomiast wszelkie moje starania o dostanie przepustki do "Gubernii" nie daly zadnego rezultatu." Relacja napisana jest w pierwszej osobie, nie mniej caly czas towarzyszy mu zona. Wszystkie raporty Kota pisane juz w Lozannie pod koniec listopada 1944 r. i podpisane jego pseudonimem "Drogowski" naleza prawdopodobnie do pierwszych relacji naocznego swiadka o przebiegu Powstania Warszawskiego i o losie warszawskiej ludnosci cywilnej po jego zakonczeniu, jakie przedostaly sie na Zachod. Obejmuja one sprawozdanie z calego przebiegu Powstania na Mokotowie, opisu Stutthofu i innych obozow, warunkow zycia i sytuacji Polakow w Niemczech. Raporty w tych czasach mogace miec dla Rzadu RP i Aliantow ogromne znaczenie. Kot nigdy nie dowiedzial sie jednak, czy raporty te w ogole dotarly do wlasciwych odbiorcow. Byc moze spoczywaja gdzies w archiwach; w kazdym razie mam ich kopie i sadze, ze zasluguja na uwage jako dokumenty zrodlowe. W Lozannie zaczyna sie nowe zycie w "ojczyznie-obczyznie". Bez dyplomow i papierow, jedynie z pomoca zyczliwych ludzi, do ktorych zaliczyc nalezy znanego dyrygenta Ansermet'a, Kot otrzymuje dwie profesury: literatur slowianskich na Uniwersytecie w Lozannie oraz orientalistyki na Uniwersytecie we Fryburgu. Trzeba tu dodac, ze katedre lozanska obejmowal niegdys sam Mickiewicz. Zaczyna sie bardzo owocny okres kompozytorski Kota: w 1947 r. komponuje jedno z najlepszych swych dziel, kwartet smyczkowy. Nie jestem muzykologiem i nie potrafie nawet faktograficznie podac w sensowny sposob jego dorobku muzycznego - staje sie jednak w bogatym swiecie muzycznym Szwajcarii Romanskiej osoba znana i popularna. Jest ponadto wyjatkowo uroczym czlowiekiem. Jest osobiscie zaprzyjazniony z Dalaj Lama, ktory go specjalnie ceni za biegla znajomosc tybetanskiego, takze z krolowa Sirikith z Thailandii, swoja byla studentka. "Tibetan Connection" nie konczy sie na tym: Kot adoptuje dwie male Tybetanki zamieszkale w Indiach. Jedna z nich, Nima, traci noge w wieku siedmiu lat w wypadku. Adopcja Kota mozliwia jej ukonczenie angielskiej szkoly. W 1978 r. Nima w wieku 18 lat przyjezdza do Szwajcarii by otrzymac nowa proteze. Poznaje tu w czasie swieta tybetanskiego w klasztorze w Rikon wychowanego w Szwajcarii Yardonga i oto mamy "coup de foudre" - Nima zostaje w Szwajcarii. Maja teraz dwie rozkoszne coreczki i tybetanskiego terriera. Druga przybrana corka Kota tez mieszka w Szwajcarii. Pamietam, jak pierwszy raz po wojnie przybywa do Warszawy. Do naszej nedznej rozwalonej, mroznej Warszawy przybywa elegancki Kot jak przybysz z innego swiata. Ze szwajcarska czekolada. Jest rok 1947, wlasnie zaczyna sie najbardziej mroczny okres stalinizmu i Kot jest osoba w Polsce niepozadana. Moze dlatego, ze jest przyjacielem Brauna? Do Warszawy moze przybyc dopiero w 1956 r. Potem przyjezdza juz corocznie, zwlaszcza w okresie Warszawskiej Jesieni Muzycznej. W czasie jednego z owych pobytow rozmawia w TV o muzyce z Witoldem Lutoslawskim. Kot jest w tym czasie czlonkiem prezydium Zwiazku Kompozytorow Szwajcarskich i jednoczesnie jego prezesem. Audycja idzie "live" na antene i Lutoslawski majac kolosalna treme przedstawia Kota jako "czlonka kompozytorow szwajcarskich". Kot ledwo moze powstrzymac smiech i gdy opowiada o tym zdarzeniu nazajutrz w trakcie kolacji u przyjaciol, starsza pani, matka gospodyni powiada powaznie: "Bo u nas to tak zawsze, panie profesorze, nie sprawdza, a mowia." To tylko jedna z jego anegdotek. Podobnie anegdotyczna jest historia odnalezienia przyrodniej siostry Swietlany. Z rzadkiej korepondencji ze swoim ojcem jeszcze z lat 20-tych Kot wie, ze ma siostre. W 1962 r. ma okazje pojechac do Moskwy jako pianista, ktorym zreszta wlasciwie nie jest. No, ale przyjmuje te propozycje tylko w celu odnalezienia Swietlany. Sytuacja wlasciwie beznadziejna, Swietlana niewatpliwie wyszla za maz i zmienila nazwisko. Urodzila sie w Kijowie, jak mizerne sa szanse, ze bedzie mozna ja z Moskwy odnalezc. W owym czasie w Moskwie istnialy tzw. "Sprawocznoje Biura": kioski na ulicy, gdzie za 5 kopiejek mozna bylo uzyskac adresy. W dzien koncertu Kot udaje sie do takiego biura i oto sukces! Swietlana Markus-Regamey, zachowala panienskie nazwisko, mieszka w Moskwie. Dzisiaj nie ma juz czasu na szukanie Swietlany, zrobi to nazajutrz. Tymczasem przed sala koncertowa czeka ona juz na niego - po prostu nazwisko Kota jest rozplakatowane po calym miescie. Rozpoznaja sie bezblednie. Swietlana jest architektem, podobnie jak jej maz. Borys jest do tego Bohaterem CCCP za swe wyczyny jako batalionowy "politruk"w trakcie walk przy slawnej Szosie Wolokolamskiej. Odznaczenia tego Borys nie uzyskal tylko jako polityczny komisarz - nie ma oka i czesci czaszki, zgruchotana i pozbawiona palcow dlon. Jego opowiesci o wojnie finskiej, obronie Moskwy i dalszych walkach w ktorych uczestniczyl az po Bulgarie i Wieden sa pasjonujace. W nastepnych latach Swietlana z synem Kostia odwiedza kilkakrotnie Lozanne. Kot komponuje opere-bajke dla dzieci "Mio mon Mio" i cykl piesni z sanskryckimi slowami. Czesto przyjezdza do Polski, choc w okresie po 1968 roku nie dostaje parokrotnie wizy - maja go za Zyda. Jak to; i Polak i Szwajcar i obce nazwisko, do tego muzyk - to moze byc tylko Zyd. Od 1977 r. moze kompozycji poswiecac wiecej czasu, przechodzi na emeryture. W 1980 r. rak kregoslupa poraza go w ciagu kilku godzin prawie calkowitym paralizem - od tego czasu wegetuje przed telewizorem w lozanskim szpitalu kantonalnym. Odwiedzam go co pare tygodni - Kot wraz z Hanka to nocne Marki, wiec nawet mimo choroby wizyty te trwaja do 2-gej a nawet 3-ej w nocy. Kot zachowuje doskonala sprawnosc umyslowa, rozmowy z nim sa pasjonujace. Od filozofii tybetanskiej i skladni Farsi, przez matematyczne podstawy kompozycji do historii Polski, tlustych kawalow i anegdotek. Ale nie moze tak dluzej trwac - odchodzi cicho i niespodziewanie 27 Grudnia 1982. Jeszcze przesiaknieta lzami biala jedwabna chusta wrzucona przez Nime do grobu i nie ma juz Kota, uczonego, artysty, postaci wrecz renesansowej. Jacek Arkuszewski _______________________________________________________________________ Witold Pasek KADECI PULASKIEGO ================= [Zycie Warszawy, 28.XII.1991, przytoczyl Zbyszek Pasek] Wlasciwie zadna uroczystosc polonijna odbywajaca sie na terenie stanow Nowy Jork, New Jersey, Pennsylwania i Connecticut nie moze sie obyc bez udzialu Kadetow Pulaskiego. Podczas tych oficjalnych wystepow ubrani sa zawsze w swe tradycyjne uniformy: granatowe spodnie z czerwonymi lampasami, biala kurtke mundurowa, czerwono-zloty pas i czarne czako z kita czarnych pior i wielkim, zlocistym orlem. A zaczelo sie to wszystko tak... W marcu roku 1778, w czwartym roku rewolucji amerykanskiej, general Kazimierz Pulaski (polecony przez Franklina Waszyngtonowi i mianowany przez tego ostatniego dowodca kawalerii amerykanskiej przedlozyl Kongresowi projekt zorganizowania niezaleznego legionu. Na miejsce formowania tej jednostki wybrano Baltimore. 15 wrzesnia 1778 "Pulaski Legion" wyruszyl na front. Pozniej przyszly bitwy pod Egg Harbor, Minisink, Charleston i wreszcie - juz w pazdzierniku 1779 roku - fatalne oblezenie Savannah, podczas ktorego general Pulaski zostal smiertelnie ranny. Po wojnie Legion Pulaskiego zostal odkomenderowany do obrony portu nowojorskiego, gdzie po kilku latach zatracil swa "polska" tozsamosc. Dopiero w roku 1833 potomkowie dawnych zolnierzy Legionu Pulaskiego utworzyli "wlasna" kompanie nazywana Pulaski Cadets (formalnie nalezala ona do 11 pulku gwardii miejskiej stanu Nowy Jork, ale miala prawo do swej tradycji, a przede wszystkim do swych historycznych mundurow). Byla to kompania tak elitarna, ze oficerowie armii federalnej - czesto absolwenci West Point - rezygnowali ze swych stopni, by moc sluzyc w Pulaski Cadets jako zwykli zolnierze. Nic wiec dziwnego, ze w momencie wybuchu wojny secesyjnej prawie wszyscy zolnierze tej formacji zostali mianowani oficerami i byli rozeslani na stanowiska dowodcze do wielu jednostek Unii. Po wojnie oficerowie ci wrocili jednak do swej kompanii. W roku 1868 kompania Pulaski Cadets zostala wlaczona - dekretem legislatury stanu Nowy Jork - w sklad gwardii narodowej tego stanu; utworzono nawet specjalny Batalion Weteranow Milicji Stanowej, ktorego pododdzialy zachowaly prawo do swych mundurow. Niestety, podczas pierwszej wojny swiatowej zaginela tradycja Pulaski Cadets i tzreba bylo az siedemdziesieciu lat, by ja "reanimowac" - dopiero w roku 1985 Kadeci Pulaskiego zostali, glownie dzieki staraniom generala Jana K. Krepy, przyjeci oficjalnie do Old New York Guard (jednostka ta tworzy cos w rodzaju "kompanii honorowej" gwardii narodowej i wystepuje podczas wszystkich uroczystosci oficjalnych). W kronice Kadetow Pulaskiego zanotowano "wersje dla dam i duchowienstwa": oto kiedy podczas defilady z okazji rocznicy powstania Stanow Zjednoczonych zaprezentowano mundury wszystkich jednostek uczestniczacych w walkach o niepodleglosc, ale zapomniano o Kadetach Pulaskiego, General Krepa zaprotestowal u amerykanskiego generala dowodzacego parada i uslyszal w odpowiedzi, ze "to Polacy musza sami zadbac o to, by organizacja o tak pieknych tradycjach zostala odbudowana". W rzeczywistosci odbylo sie to nieco inaczej: po suto zakrapianym obiedzie pulkownik Michael zapytal jakiegos amerykanskiego generala, dlaczego w historyczne mundury nie przebrano po prostu, jak to bylo w innych wypadkach, zolnierzy US Army. ""Because it's your Polish dirty fuckin business" - brzmiala odpowiedz ("bo to wasz wlasny polski pieprzony interes"). I tak doszlo do powstania Pulaski Cadets. Obecnie - po smierci pierwszego dowodcy, generala Krepy - komendantem Kadetow Pulaskiego jest pulkownik Ludwik E. Michael, z zawodu architekt (obecnie na emeryturze), a z powolania zolnierz (kampania wrzesniowa i francuska, pozniej w 1 Dywizji Pancernej generala Maczka; dwukrotnie odznaczony Krzyzem Walecznych). Major Tadeusz Wieniawa-Dziekanowski, zastepca komendanta i fundator sztandaru Kadetow Pulaskiego, jest "w cywilu" rzeznikiem i wlascicielem najwiekszej w USA polonijnej masarni "Teddy's Provision". Podczas wojny byl wiezniem hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Mauthausen, a po wyzwoleniu obozu przez aliantow zdecydowal sie na osiedlenie w USA. Kapitan Wiktor Cwalinski, oficer sztabowy Kadetow, ma z kolei zajecie zwiazane ze swa wojskowa specjalnoscia: jest czlonkiem ochrony osobistej Karoliny Kennedy, corki prezydenta Kennedy'ego (do USA przyjechal z Polski, gdzie pracowal jako radca prawny w Ministerstwie Finansow, na poczatku lat 70). Kapitana Zenon Kowalski, szef wyszkolenia, pracuje jako elektryk. Z Polski zostal wywieziony jako dziecko - w 1939 roku - przez Rosjan. Trafil na Sybir, a pozniej jako kadet ewakuowal sie z armia Andersa do Iranu. Nastepnie Wlochy, Anglia i wreszcie Stany Zjednoczone. Jako kapral USA Army walczyl w Korei. Kapitan Jan Sroczynski, kwatermistrz, zarabia na zycie jako zarzadca Jasnej Polany; polozonej w New Jersey posiadlosci Barbary Piaseckiej-Johnson. On takze opuscil kraj jako dziecko i trasa przez Syberie, Indie i Palestyne dotarl wreszcie - na poczatku lat 50 - do USA. Do kompletu brakuje jeszcze kapitana Adama Zamoyskiego - oficera prasowego, ksiedza kapitana Rudolfa Zubika (kapelana) oraz porucznika Franciszka J. Folty (adiutanta). Szczegolnie ten ostatni posiada sporo fachowej wiedzy wojskowej, gdyz przed wyjazdem z Polski (w roku 1969) sluzyl - jako podporucznik - w 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej (byl m.in. reprezntantem Polski na mistrzostwach Europy w skokach spadochronowch w 1959 roku). Poza nimi "bawi sie" w Kadetow jeszcze ponad dwiescie osob (najmlodszy ma 21 lat, najstarszy 76); sa wsrod nich biznesmeni, prawnicy, architekci, wlasciciele prywatnych przedsiebiorstw... Przyjmujac nowych kadetow zwracamy uwage na cztery rzeczy: sprawnosc fizyczna, wiedze wojskowa, stabilizacje zawodowa i ekonomiczna oraz opinie wsrod Polonii - podkresla porucznik Folta. Gdyby nie ta ostra selekcja, mielibysmy tu juz caly pulk. Chetnych nie odstraszaja nawet forsowne cwiczenia - zwykle w weekendy, kiedy inni odpoczywaja nad morzem, kadeci "bawia sie w wojne" na blotnistym poligonie w Camp David - ani niezwykle nuzace "obowiazki reprezntacyjne"; do swoistego "szyku" polonijnego nalezy pokazanie sie w mundurze kadeta. Witold Pasek _______________________________________________________________________ SIEROTY PO MECENASIE ==================== (Zadna demokracja nie wystawi zamowienia na piramidy) [Rozmowa z Andrzejem Wyszynskim, znanym architektem, wspolwlascicielem prywatnej pracowni architektonicznej; "Spotkania", 2-8 kwietnia, 1992, przytoczyl Zbyszek Pasek] - Czy plajta finansowa i kompromitacja moralna socjalistycznego, panstwowego mecenasa polskich architektow zmienila sytuacje i samopoczucie tego srodowiska? - Oczywiscie. Tak naprawde bowiem do 1989 roku niemal wszyscy architekci pracowali w panstwowych biurach, dostajac czasem w nagrode zgode na tzw. chalture, albo - od jakichs dziesieciu lat - rysujac (niby to w czynie spolecznym dla parafii) kosciolek. Taka byla rzeczywistosc jednego klienta i jednego mecenasa. I powiem szczerze: mozna tego mecenasa przeklinac, ale trzeba go tez blogoslawic. Najwieksze bowiem systemy totalitarne i tyranie to bardzo dobrzy klienci dla architektow. Na piramidy albo na bazylike sw. Piotra zadna demokracja nie wystawi zamowienia, bo to nie przejdzie w zadnym glosowaniu. - Zgodzi sie Pan jednak, ze wspolnym dzielem tyranow i pieszczonych przez nich architektow bywaja rzeczy kuriozalne. Czy w Polsce istnieje cos takiego jak odpowiedzialnosc architekta za to, co wybudowano wedlug jego projektu? - Mysle, ze w kategoriach ideowych i artystycznych - nie istnieje nigdzie na swiecie. Z historii znam tylko jeden przypadek ukarania architekta - Speera, i to tez nie za projekty, ale za to, ze byl ministrem Rzeszy. To jest bardzo delikatna sprawa. Trudno na przyklad winic architekta za to, ze wybudowal osrodek wypoczynkowy dla komunistycznych notabli albo nawet "internat" w stanie wojennym, tak jak trudno winic kogos za to, ze kladl asfalt dla komunistow. - To bylby oczywisty absurd. Ale wezmy warszawskie osiedla za Zelazna Brama. Ilekroc znajde sie tam w ktorejs z komorek mieszkalnych, pytam, czy czlowiek, ktory to projektowal, myslal co robi? - To bardzo dobry przyklad. Na projekt tego osiedla rozpisano konkurs i wygral, wyprzedzajac konkurencje o dwie dlugosci, naprawde modernistyczny projekt. Z dwoma rzeczami nie mozna bylo wowczas dyskutowac: z tzw. normatywem mieszkaniowym (tzn. ze M-3 ma miec tyle metrow kwadratowych, a M-4 - tyle) i normatywem urbanistycznym. Reszta nalezala do architektow i zrobili oni cos, co wtedy oznaczalo absolutny top: bloki ustawione w kierunku wschod-zachod, czyli optymalnie oswietlone wszystkie mieszkania, duza odleglosc miedzy blokami, wokol park, zielen, parkingi - wrecz ponad miare, na dole w blokach olbrzymie hole, kluby mieszkancow, kioski, pierwsze w Warszawie szwedzkie windy, pralnie, wozkownie, sklepy spozywcze... To sie zestarzalo, zdegradowalo, zaczyna przypominac slums. - Czyz nie dlatego, ze architekt uwierzyl w jakas absurdalna science fiction? - Oczywiscie, ze uwierzyl. Ci ludzie dzialali w najlepszej wierze. Doktrynie modernizmu dali sie poniesc swiadomie i z entuzjazmem, a z drugiej - socjalistycznej, w sytuacji jednego mecenasa, ulec musieli. Starali sie najlepiej jak mogli. Jedni byli przy tym kretynami, inni - dobrymi architektami. Jest ich wina, ze robili te bloki, ale dopiero dzis wiemy, ze jest to pomylka. WYobraza sobie pani osiedle Bemowo lub Chomiczowka za dziesiec lat? Radiowozem bedzie tam strach przejechac. Amerykanie powiadaja, ze polskie slumsy sa w niezlym stanie, bo u nich sa wypalone mieszkania. Juz teraz trudno jest sprzedac mieszkanie w bloku na peryferyjnym osiedlu. Wina projektantow jest brak wyobrazni. Mnie jest oczywiscie latwo mowic, bo zaczynalem kariere zawodowa w koncu lat siedemdziesiatych. Nie narysowalem ani jednego bloku. Wtedy bylo juz dla mnie oczywiste, ze to pomylka. - Dzialal Pan w architektonicznej opozycji? - Gdy powstala grupa Czeslawa Bieleckiego "Dom i Miasto", do ktorej nalezelismy z moim obecnym wspolnikiem, mowilismy, ze nie trzeba budowac osiedli, ale domy w miastach przy placach i ulicach; bylismy uwazani za wstecznikow, ktorzy chca wracac do XIX wieku i budowac ciemne podworka. Mysmy chciali wrocic do ciaglosci kulturowej, z ktora zerwali modernisci. Gdy architektura staje sie przedsiewzieciem o takiej skali spolecznej jak budowa miasta, to czlowiek - nawet fenomen jak Le Corbusier - czujac sie demiurgiem tworzy bzdure. Skala szkodliwosci spolecznej staje sie ogromna, bo nie starcza ludzkiego umyslu, by przewidziec wszystkie skutki tego przedsiewziecia. Mozliwosc takiej nieograniczonej dzialalnosci w Polsce spowodowala, ze architekci skompromitowali sie jako srodowisko. Trudno dzisiaj wmawiac, ze mamy genialnych architektow, nawet jesli ci sami, ktorzy budowali bloki, wygrywali jednoczesnie miedzynarodowe konkursy. - Jak sie odbywa tworzenie srodowiska? - Teraz jest okres zametu. Wali sie pewna uporzadkowana struktura, w ktora wpisani byli architekci w roznych rolach. "Wielki klient" podzielil ja na sluzby wedlug roznych kluczy: terytorialnego, branzowego, tematycznego. Wiadomo bylo, ze mleczarnie moze zaprojektowac tylko - powiedzmy - Mleczoprojekt, a o garazu na Mokotowie decyduje glowny projektant Mokotowa. Resztki tego systemu istnieja i bronia sie przed zaglada. - A stara struktura ma jeszcze jakas bron? - Podstawa do obrony sa stare znajomosci i przyzwyczajenia oraz prawo autorskie, ktore nadal dziala na opak, jako prawo wlasnosci do terenu i klienta, a nie do dziela. Zdarza sie, ze glowny projektant osiedla stawia przed sadem kolezenskim kogos, kto w miejscu, w ktorym on zaprojektowal smietnik, chce postawic garaz - osmiesza to srodowisko. Najgorsze, ze ludzie z wyzyn starej struktury garna sie teraz do tworzenia nowych zasad etyki zawodowej utrzymujacych te absurdy. Z kondycja zas pracowni panstwowych jest tak, ze probuja one teraz ratowac sie, wynajmujac np. polowe swej powierzchni prywatnym biurom albo wchodzac w spolki z wlasnymi pracownikami. - Czyli zarobic na nie swojej wlasnosci? - Dokladnie tak. Szefowie pracowni i glowni projektanci to sa ci, ktorzy maja najwiecej do stracenia. Inni probuja ich podgryzc lub wejsc na puste pola. Dzialaja dla nowej klienteli, projektuja warsztaciki, fabryczki, rezydencje lub domy jednorodzinne. - Czy to nie daje wymarzonej wolnosci tworczej? - Zaczac trzeba od tego, ze boom na takie budownictwo byl bardzo krotki i juz wlasciwie minal. W latach osiemdziesiatych wystarczylo wyjechac powiedzmy na rok na Zachod i mozna bylo za zarobione pieniadze budowac dom. Dzisiaj w Portugalii czy na wschodnim wybrzezu USA mozna kupic dom taniej niz w Polsce. Poza tym, budownictwo funkcjonuje tam, gdzie sa tanie kredyty, gdzie stopa refinansowania jest w miare stala. Nigdzie na swiecie, gdzie istnieje normalna gospodarka, domow nie kupuje sie z kieszeni. To jest mozliwe tylko tam, gdzie istnieje ogromna ekonomiczna "szara" strefa, czyli tam, gdzie robi sie szybkie interesy i szybko ucieka sie z pieniedzmi. - Czy Pan chce powiedziec, ze architekci zostali teraz zepchnieci wraz ze swymi klientami do tej "szarej" strefy gospodarki? - W latach osiemdziesiatych, grupujac sie np. wokol "Muratora", popieralismy ja programowo sadzac, ze skutecznie tworzy ona zdrowe wyrwy w owczesnym systemie. W 1989 roku naiwnie wierzylismy, ze teraz bedziemy juz we "wlasnym domu", ze wszystko zacznie normalnie funkcjonowac. Tymczasem fiskalizm epoki Mazwieckiego i Balcerowicza spowodowal wliczanie honorariow autorskich do funduszu plac. Od zamowienia np. wartosci 350 mln zl grozilo naliczenie karnych odsetek popiwkowych w wysokosci poltora miliarda. Zmusilo to architektow do tworzenia firm, by otrzymac zamowienia na duze projekty. Zaczeto tez szukac nowych form wykonywania zawodu, z gorycza patrzac na firmy handlujace szamponem, zwolnione z jakichkolwiek podatkow, i na swoja prace, ktora tez jest produkcja - tyle, ze glowa - grabiona 40- procentowym podatkiem. - A duzo jest jeszcze takich klientow, ktorzy nie potrzebuja rachunkow i usiluja z architektem "ubic interes", omijajac przepisy podatkowe? - Nie, teraz wszyscy chca rachunkow, liczac na ulge inwestycyjna. Ale powaznych zlecen brakuje. Dwa lata temu, jesli ktos zaczynal urzadzac sklep, to chcial robic to z rozmachem, po europejsku. Teraz swiadom, ze w kazdej chwili urzad moze mu wymowic dzierzawe, bo znajdzie kogos, kto da wiecej, ogranicza sie do pobielenia scian. Wsrod zamowien zdarzaja sie palace, rzadziej domy, bo wykruszaja sie klienci srednio zamozni. - Czy ci nowi bogaci klienci daja wam przynajmniej pole do artystycznej swobody? Kim sa ci ludzie, czego oczekuja? Czy daja wam szanse stworzenia jakiegos specyficznie polskiego stylu? - Na swiecie domy mieszkalne jakos sie nazywaja: jest dom wiktorianski, prowansalski, bawarski. Czasem sa to karykatury tych stylow. Kazdy z tych domow przeniesiony na grunt polski przy tutejszym poziomie wykonawstwa moze stac sie karykatura karykatury, a to juz jest rzecz straszna. W Polsce nie istnieja prawie zadne wzory, jedyny - to dworek, ale przeciez to nie jest architektura miejska. Wiec my rowniez nie mamy w naszej pracowni zadnego kanonu, poszukujemy roznych inspiracji i kierujemy sie kontekstem otoczenia. - Czym kieruja sie klienci? - Moda. Byla juz moda na klub w piwnicy, teraz w modzie jest basen, duzo lazienek, wanna z biczami wodnymi. Jesli ludzie maja juz jakis wzor - to jest to wzor amerykanskiego bungalowu. - A co jest ambicja takiej pracowni jak wasza? Nie jest nia stworzenia wlasnego stylu? - Raczej nie, bo to niesie niebezpieczenstwo powielania pewnych chwytow. Oczywiscie, chcemy miec odroznialny "charakter pisma" i marke. Nasza ambicja jest raczej normalne wykonywanie tego zawodu. W Polsce klient wciaz kupuje tylko dokumentacje. Potem sam to wszystko przerabia, z gory wie, jak sobie ten dom pomaluje, ulega podpowiedziom roznych panow Kaziow, ktorzy mu to buduja w ramach fuchy. Czlowiek poswieca sie budowie domu, trwoni na tym lata, wychodzi z calej tej inwestycji oszukany, nabrany, przeplacajac. Buduje drogo, wolno i zle. Za normalny tryb budowy domu ludzie nie chca placic. Normalnie architekt to jest czlowiek, ktory dom projektuje, potem organizuje przetarg na jego budowe, kompletuje firmy, nadzoruje budowe, odbiera ja i na jego polecenie wyplacane sa pieniadze. Na Zachodzie tego typu budownictwa strzeze surowy system ubezpieczen: nikt nie ubezpieczy domu, jesli nie zostal on zaprojektowany i wybudowany przez fachowcow. To gwarantuje rzetelnosc zawodowa, wykluczajac powszechne w Polsce fuche i chalture. Dwa lata temu wydawalo sie, ze sporo architektow, ktorzy wyemigrowali z Polski, sciagnie biznesmenow, aby robili najnormalniejszy w swiecie interes: kupowali ziemie, budowali na niej domy albo biura pod klucz i potem je sprzedawali lub wynajmowali. Ale rozpoczela sie wielka propagandowa heca z "wyprzedaza majatku narodowego" itd. Pieniadze na tego typu dzialanosc juz do Polski nie wroca.. Szanasa zostala zaprzepaszczona. Jesli jednak mowie o architektach projektujacych na Zachodzie, to wcale nie znaczy, ze maja tam oni idealna, uslana rozami droge. Tam inwestor, ktory dba o zarobek, skresla z planu wszystko, co zbedne: nie przejdzie zaden balkonik, za ktory klient nie zechcialby w przyszlosci zaplacic. A wiec to, ze czekamy na kapitalizm z prawdziwego zdarzenia, wcale nie oznacza latwego zycia. Jedni sie tego boja, inni na to licza i staraja sie przygotowac do wolnej konkurencji. _______________________________________________________________________ Henryk Modzelewski, opracowanie artykulu Pawla Boskiego WOLNOSC, SPRAWIEDLIWOSC CZY CHLEB ================================= [Na podstawie "Wolnosc, sprawiedliwosc czy chleb?" Polityka, 9/XI/91, Pawel Boski] Pawel Boski w swoim artykule w Polityce przedstawia wyniki badan, przeprowadzonych przez Instytut Psychologii PAN, dotyczacych ostatnich wyborow parlamentarnych w Polsce. Badania mialy wyjasnic przyczyny 60% absencji wyborczej oraz mialy sluzyc interpretacji wynikow wyborow. Autor nie przedstawil blizej kryteriow doboru ankietowanej grupy ani oceny jej reprezentatywnosci. Ograniczyl sie do stwierdzenia, ze byla ona "skrzywiona prowyborczo", jako ze tylko 36% deklarowalo (na krotko przed wyborami) brak intencji glosowania. Pierwszym z, wysnutych na podstawie badan, wnioskow byla znaczaca, wsrod wyborcow, nieznajomosc zarowno partii (ich skrotow lub symboli) jak i czolowych postaci zycia politycznego. Okolo 22% ankietowanych nie wiedzialo co to jest UD, 32% SdRP, 19% PSL, 45% ZChN, 28% KPN, 56% POC, 56% KLD i 37% PPPP. Powszechnie znana byla tylko NSZZ "S". Srednio, osoby deklarujace udzial w wyborach, znaly 9 partii, a nie zainteresowani 7 (na ponad 20, ktore znalazly sie w Parlamencie - H.M.). Powszechnie znanymi politykami byli J.Kuron, T.Mazowiecki, A.Michnik, J.K.Bielecki i L.Balcerowicz. 10% nie znalo L.Moczulskiego, B.Geremka i R.Bartoszcze. 16% nie wiedzialo kto to sa J. i L.Kaczynscy, 60% nie znalo obecnego premiera J.Olszewskiego, a 65% nie slyszalo o J.Sliszczu. P.B. stwierdza, ze zgodnie z wynikami badan, oprocz braku znajomosci partii i politykow na odmowe glosowania mialy wplyw dodatkowo: wysoki poziom alienacji politycznej, wysoki poziom pesymizmu oraz obawy o przyszlosc. Zaskakuje fakt, ze bierne osoby bierne wyborczo charakteryzowaly sie orientacja swiecko-socjalistyczna. Wskazuje to, w przeciwienstwie do potocznej opini, ze SDL mogl odniesc wiekszy sukces gdyby nie apatia wyborcza jego zwolennikow. Co spowodowalo taki brak orientacji na mapie partii politycznych kraju, nawet wsrod idacych do urn wyborczych? P.B. stwierdza, ze jest to wynikiem zamazanego obrazu tych partii, pogmatwanych programow, braku wyraznych orientacji politycznych przejawiajacym sie w zatarciu tradycyjnego podzialu: "Lewica-Centrum-Prawica". W programach nastapilo pomieszanie tresci lewicowych z prawicowymi, kwestii dotyczacych dystrybucji bogactwa i zroznicowania spolecznego z tresciami narodowosciowymi i religijnymi. Wszystko to doprowadzilo do dezorientacji spoleczenstwa. (Moim skromnym zdaniem (H.M.) do chaosu przyczynila sie dodatkowo: mnogosc partii oraz fatalnie przeprowadzona, w srodkach masowego, przekazu kampania wyborcza. Przygladalem sie uwaznie pierwszej i drugiej rundzie, i przyznam szczerze, ze po kilku programach Studia Wyborczego przestalem dostrzegac jakiekolwiek istotne (z punktu widzenia sytuacji w kraju) roznice w programach prezentowanych partii. Ten fragment kampani byl dla mnie po pierwsze przepychanka na temat 'ktora partia jest "naprawde" kontynuatorka jakiej partii z okresu miedywojennego', po drugie jedna wielka deklaracja 'nigdy nie bylismy i nie bedziemy komunistami' nawet jezeli z programu az bilo czerwienia.) Przy calej tej programowej plataninie warto zdac sobie sprawe czym charakteryzuje sie myslenie polityczne Polakow? Odpowiedz na to pytanie badajacy starali sie znalezc nie tylko w sferze wartosci abstrakcyjnych i gornolotnych hasel, ale tez w realnych, nurtujacych ludzi problemach, bedacych przedmiotem dyskusji publicystycznych i kampani politycznych. Badanych stawiano przed wyborem sposrod przeciwstawnych pogladow. I tak 28.3% spoleczenstwa stwierdzilo, ze celem panstwa powinno byc stymulowanie i wspieranie prywatnej przedsiebiorczosci, ktorej pomyslnosc spowodowala by wzrost dobrobytu dobrobytu calego spoleczenstwa. 71.7% zgadzalo sie, ze celem panstwa powinna byc glownie obrona godziwego poziomu zycia rodzin gorzej usytuowanych oraz ograniczenie, za pomoca sytemu podatkowego, mozliwosci zbytniego wzbogacania sie jednostek. Inny dylemat brzmial: kraj katolicki czy swiecki. Tutaj zdania badanych byly zrownowazone. 45.9% opowiadalo sie za panstwem katolickim, odzwierciedlajacym nauki Kosciola odgrywajacego wazna role w zyciu publicznym. 54.1% stwierdzilo jednak, ze panstwo powinno byc zdecydowanie swieckie a swiatopoglad religijny nie powinien miec znaczenia poza murami Kosciolow. Przedstawione powyzej dylematy pochodza z listy 17 par pozwalajacych na klasyfikacje elektoratu wedlug wyznawanych wartosci. Z badan wylonily sie dwie osie podzialu spoleczenstwa. Pierwsza z nich, rozciagajaca sie od laicko-lewicowego panstwa europejskiego do antykomunistycznego panstwa religijno-narodowego, charakteryzowala sie nastepujacymi wartosciami: panstwo raczej swieckie niz koscielne, demokratyczne i obywatelskie raczej niz 'Polska rzadzona przez Polakow dla Polakow', socjalizm to idea raczej piekna niz sprzeczna z natura czlowieka, afery to raczej cecha wprowadzanego kapitalizmu niz przejsciowe zaklocenia w odchodzeniu od komunizmu. Druga os, rozciagajaca sie od liberalnego kapitalizmu do opiekunczego panstwa socjalistycznego, charakteryzowala sie nastepujaco: bezrobocie sprawa raczej naturalna niz plaga spoleczna, dazenie do Europy bez barier ekonomicznych raczej niz strzezenie wlasnych granic, zachecanie obcego kapitalu raczej niz ochrona przed nim i radzenie sobie tylko wlasnymi silami, ochrona poziomu zycia raczej niz pobudzanie biznesu, bezplatne swiadczenia socjalne raczej niz regula 'panstwa nie stac na wszystko dla wszystkich', socjalizm raczej sprzeczna z natura czlowieka niz piekna ale zle realizowana idea. Jak na tych osiach plasuje sie elektorat partii, ktore odniosly najwieksze sukcesy wyborcze? Otoz wyrazna opcja na rzecz polaczenia ekspansji kapitalistycznej gospodarki wolnorynkowej z umiarkowana orientacja religijna skupia sie wokol KLD. Laicka wersja powyzszego to PPPP. Kolejna wyrazna opcja to polaczenie orientacji religijno-narodowo- antykomunistycznej z opiekunczo-socjalistyczna reprezentowana przez WAK/ZChN. Ostatnia wyrazna opcja to zwolennicy SDL/SdRP opowiadajacy sie za polaczeniem postkomunistycznego ateizmu z panstwem opiekunczym. Profile orientcji wartosciujacych elektorat innych partii sa znacznie mniej wyraziste. Jesli chodzi o politykow to L.Balcerowicz ma poparcie wsrod zwolennikow liberalnego kapitalizmu, J.K.Bielecki i przywodcy POC wsrod osob, ktore kapitalizm wzbogacaja o wartosci narodowo-religijne. A.Kwasniewski, L.Miller, A.Miodowicz i S.Tyminski wspieraja sie na obroncach swiecko- opiekonczego socjalizmu. Z.Bujak i A.Michnik popierani sa przez reprezentantow swieckich wartosci obywatelskich. Za przewodcami UD, B.Geremkiem, T.Mazowieckim i J.Kuroniem stoja zwolennicy centrum na osiach socjalizm a kapitalizm oraz panstwo religijno-narodowe a obywatelskie. Zwolennicy Prezydenta wiaza sie z nim znacznie bardzej przez symbol w klapie niz przez haslo 'przyspieszenia'. Wnioski? Zdaniem P.B. racje maja ci, ktorzy zwracaja uwage na szersze spektrum wartosci niz to reprezentowane przez haslo "Reforma, Kapitalizm, Europa". Wydaje sie, ze dla Polakow istotne sa zarowno sprawy dotyczace modelu gospodarki i zasad podzialu dobr, jak i kwestie odnoszace sie do wartosci narodowo-katolickich, swieckich czy obywatelskich. P.B. sugeruje politykom brac pod uwage na jakim organizmie operuja. Pokazuje, ze najmniej w Polsce jest zwolennikow kapitalizmu laicko-kosmopolitycznego. Dementuje tragizujace opinie o zagrozeniu reformy pod warunkiem, ze bedzie to 'reforma z ludzka twarza' czego, zgodnie z wynikami badan, zada zarowno aktywna wyborczo jak i pasywna wiekszosc spoleczenstwa. Henryk Modzelewski _______________________________________________________________________ Dariusz Fikus TARGOWICA ========= [Rzeczpospolita, 27 kwietnia, 1992] Mija wlasnie 200 lat od tego nieszczesnego aktu, ktory zostal nazwany od pogranicznego miasteczka na Ukrainie - Targowicy - Konfederacja Targowicka. Jak to zwykle w Polsce, data 14 maja 1792 roku byla data falszywa. Naprawde rzecz zostala przygotowana w Petersburgu, jeszcze zima, pod okiem Katarzyny II i jej czulym patronatem. Faktycznie konfederacja zostala zawiazana 27 kwietnia 1792 r. Na czele jej staneli najemnicy, magnaci: Szczesny Potocki, jako marszalek hetman, dwoch bezrobotnych hetmanow Franciszek Ksawery Branicki i Sewryn Rzewuski oraz bracia Kossakowscy. Wymierzona byla w Konstytucje 3 maja i cale dzielo Sejmu Czteroletniego. Znosila postanowienia tej konstytucji i przywracala stare prawa kardynalne. W jej nastepstwie w maju 1792 r. wojska rosyjskie przekroczyly granice Polski, rozpoczynajac kontrrewolucyjna kampanie skierowana przeciwko demokratycznej rewolucji. Jak napisal Norman Davies: "W oczach carskiej biurokracji sejm oczywiscie beznadziejnie sie skompromitowal. Jego kontakty z francuskim Zgromadzeniem Narodowym uznano za dowod istnienia miedzynarodowej konspiracji rewolucyjnej. Trzeba wiec bylo go zdlawic, razem ze wszystkimi jego dokonaniami". Znalezli sie, jak to bywa w historii, chetni do wykonania tego obrzydliwego zadania. Konfederaci bez powodzenia usilowali utworzyc wlasne wojsko. Posuwali sie wraz z armia carska, ustanawiajac swoje wladze najpierw w Brzesciu Litewskim, potem w Grodnie i konsekwentnie usuwajac organy powolane przez Sejm Czteroletni. Poczatkowo przystepowali do konfederacji ludzie zalezni od Potockiego materialnie, pozniej takze ze strachu przed przesladowaniami, w koncowej fazie, juz masowo, rowniez przeciwnicy opozycji magnackiej. W czerwcu 1792 r. Austria i Prusy zlozyly wspolna deklaracje uznajaca rosyjska interwencje w Polsce za uzasadniona. Krol Stanislaw Poniatowski traktowal walke jedynie jako srodek nacisku i bedac naczelnym dowodca prowadzil ja w sposob niezdecydowany. Wojsko dowodzone przez ks. Jozefa Poniatowskiego bilo sie dzielnie. Krol w strachu o utrate korony i pod naciskiem Katarzyny przystapil rowniez do Targowicy. Lud warszawski sie burzyl, ale kleska byla juz nieodwolalna. Rzady objeli targowiczanie, niszczac dzielo reformy, nie oszczedzajac nawet Komisji Edukacji Narodowej. Drugi rozbior Polski stal sie faktem. Patrioci szukali schronienia na emigracji. Rozpoczely sie represje wobec przywodcow obozu 3 maja. 15 XI 1793 r. w czasie sejmu w Grodnie Konfederacja Targowicka zostala rozwiazana, spelnila bowiem swoje zadanie. Okryla sie hanba na wieki, jak pisal Tadeusz Korzon: "zasluzyli sobie na jednomyslne przeklenstwo narodu". Mozna powiedziec, iz w jezyku polskim pojecie "targowicy" od tego czasu jest symbolem zdrady narodowej. Tak traktuje to pojecie rowniez "Wielki SLownik Jezyka Polskiego" pod redakcja Witolda Doroszewskiego. Paradoksalnie mozna powiedziec, ze historia Targowicy powtorzyla sie w XX wieku. Rosjanie, podobnie jak Katarzyna II, po zwycieskiej wojnie przekazali wladze w rece swoich wybranych protegowanych. Zeby bylo jeszcze smieszniej, rowniez sfalszowano date uchwalenia, napisanego w Moskwie, a ogloszonego w Chelmie, Manifestu Lipcowego. Antydatowano inne wazne dokumenty. Jak na szyderstwo rozmowy w sprawie Tymczasowej Rady Jednosci Narodowej toczyly sie w Moskwie rownolegle z procesem przywodcow Polski Podziemnej. O ksztalcie rzadu decydowal Stalin przy akceptacji naszych sojusznikow, czyli wielkiej Brytanii i Stanow Zjednoczonych. Swieto narodowe Polski 3 Maja zastapione zostalo swietem 22 Lipca, rzekoma data powstania Polski Ludowej. Historia zadrwila sobie z nas okrutnie. Norman Davies, historyk angielski, autor historii Polski pod tytulem "Boze igrzysko", nazwal te wydarzenia Targowica wspolczesnej Polski. I sie nie mylil. Byla to rzeczywiscie wspolczesna Targowica. Rowniez komunisci w okresie stanu wojennego siegali do pojecia "targowicy". Pamietam slynny plakat Witolda Mysyrowicza (dzisiaj czolowego grafika urbanowego "Nie") przedstawiajacy stary dab z rozgalezionymi konarami i korzeniami. Na pniu tego drzewa znajdowal sie wlasnie napis TARGOWICA, a na galeziach nazwiska: Seweryna Blumsztajna, Miroslawa Chojeckiego, Zdzislawa Najdera, Bogdana Cywinskiego, Zbigniewa Bujaka, Jozefa Piniora, Jerzego Giedroycia, Zdzislawa Rurarza i Gustawa Herlinga-Grudzinskiego, na korzeniach zas napisy: "rzadza wladzy", "sprzedajnosc", "zaslepienie" itd. Mialo to znaczyc, ze ludzie ci "pochodza z pnia narodowej zdrady", zaprzedali sie Stanom Zjednoczonym, zdradzili socjalizm. Bylo to strzelanie kula w plot, wielka mistyfikacja. Narod bowiem jednoznacznie rozumial i kojarzyl to pojecie juz od 1945 roku. Targowica znaczyla zaprzedanie sie Rosjanom i nic wiecej. Dariusz Fikus - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - [przyp. Introligatora Dyzurnego. Jest rocznica. Jest artykul. Osobiscie jestem zawiedziony banalnym potraktowaniem tematu przez Dariusza Fikusa i uwazam, ze przylepianie do wydarzen 1944 tej samej etykietki co w 1792 jest zubozaniem zagadnienia. Trudno porownywac zmasakrowana Polske z lat 1944/45 z okresem sprzed 200 lat. Gdzie w '44 byl ten krol obawiajacy sie utraty korony i ci bezrobotni hetmani? I gdzie ten Sejm Czteroletni? Jakie to "reformy" nasze polityczne podporzadkowanie ZSRR skasowalo? Wrecz przeciwnie, "reformy" wtedy dopiero nastapily!, Ha! A ponadto: Narod rozumial to pojecie "juz od 1945 roku"? Hm. Moze jednak troche wczesniej? Wiec nie krzywdzmy tez naszej swiadomosci politycznej i nie nazywajmy mialkich glupot mialkiego plakacisty "wielka mistyfi- kacja". A moze Czytelnicy maja jakies inne zdanie? Jurek K-uk] _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek ([email protected]) Zbigniew J. Pasek ([email protected]) Jurek Karczmarczuk ([email protected]) Mirek Bielewicz ([email protected]) Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed' dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish. ____________________________koniec numeru 28___________________________