_______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Czwartek, 20.08.1992. nr 38 _______________________________________________________________________ W numerze: Zbigniew J. Pasek - Historia Polski dzien po dniu - Sierpien Jerzy Suszko - Szarza ulanow Jerzy Remigioni - Denazyfikacja - jak bylo? Janusz R. Kowalczyk - Normalnie sie pobeczalem. Rozmowa z Michalem Urbaniakiem Katarzyna Zechenter - "Weiser Dawidek" Pawla Huelle Pawel Huelle - Mecz Slawomir Mizerski - Pokochac reklame Adam Kreczmar - To jest wszystko... _______________________________________________________________________ [Od redaktora dyzurnego: Na poczatek nieco dat sierpniowych (tym razem krocej niz w lipcu - moze bedzie mniej bledow?). 15 sierpnia stal sie nowym Swietem Wojska Polskiego i z tej okazji male wspomnienie o polskiej kawalerii. Z tematow drazliwych - zanim byly "teczki" byla denazyfikacja. Potem nieco kultury - muzyka: wywiad z Michalem Urbaniakiem, literatura: o ksiazce "Weiser Dawidek". A na zakonczenie kilka slow o polskiej reklamie i wierszyk Adama Kreczmara... zjp] _______________________________________________________________________ Zbigniew J. Pasek HISTORIA POLSKI DZIEN PO DNIU - SIERPIEN ======================================== 1. 1589 Zabojstwo Henryka Walezego, krola Polski i Francji 1944 Wybuch Powstania Warszawskiego 1959 Utworzenie Funduszu Rozwoju Rolnictwa, uzywanego do finansowania kolek rolnicznych 1975 Podpisanie Aktu Koncowego helsinskiej Konferencji Bezpieczenstwa i Wspolpracy w Europie przez przedstawicieli 35 panstw 1987 Zmarla Pola Negri (Apolonia Chalupiec), aktorka 2. 1897 Zmarl Adam Asnyk, poeta (ur. 1838) 1949 Pierwsze "Stary 20" opuszczaja FSM Starachowice 1950 Zakaz dzialalnosci zrzeszenia "Swiadkow Jehowy" 4. 1944 W Powstaniu Warszawskim zginal Krzysztof Kamil Baczynski 1963 Poczatek druku noweli filmowej "Czlowiek z marmuru" A. Scibora-Rylskiego w warszawskiej "Kulturze" 5. 1772 Pierwszy rozbior Polski; podpisanie w Petersburgu trzech traktatow rozbiorowych 1864 Stracenie Romualda Traugutta i 4 innych przywodcow Powstania Styczniowego 1975 Uruchomienie pierwszych wydzialow Huty Katowice 8. 1940 Poczatek "Bitwy o Anglie" (do 31.X.1940) 1966 KC KP Chin oglasza "Wielka Proletariacka Rewolucje Kulturalna" 9. 1853 Zmarl Jozef Hoene-Wronski, filozof i matematyk 10. 1642 Poczatek obrony Zbaraza (do 25.VIII) 1943 Zgoda rzadu radzieckiego na formowanie 1 Korpusu Polskich Sil Zbrojnych; dowodca: gen. Z. Berling 1947 W Krakowie rozpoczyna sie proces 17 osob, glownie czlonkow WiN i PSL, zostaje wydanych 8 wyrokow smierci, w tym rowniez na plk. Franciszka Niepokolczyckiego 1959 Premiera filmu "Baza ludzi umarlych" w rezyserii C. Petelskiego wg opowiadania Marka Hlaski 11. 1945 Pogrom Zydow w Krakowie 1946 Zakonczenie dzialalnosci Zwiazku Patriotow Polskich 12. 1892 Urodzil sie Wladyslaw Anders, wojskowy i polityk 1957 Dwudniowy strajk tramwajarzy w Lodzi; Gomulka mowiac o strajkujacych robotnikach po raz pierwszy uzyl epitetu "warcholy" 1970 W Moskwie podpisano uklad miedzy NRF i ZSRR, regulujacy m.in. kwestie granic z Polska 13. 1920 Poczatek bitwy warszawskiej ("Cud nad Wisla", do 16 sierpnia) 1961 Poczatek wznoszenia Muru Berlinskiego 1976 Wprowadzenie biletow towarowych na cukier (2 kg miesiecznie na osobe) 14. 1862 Aresztowanie i osadzenie w Cytadeli J. Dabrowskiego 1941 W Oswiecimiu zmarl Maksymilian Maria Kolbe, duchowny 1980 Rozpoczecie strajku w Stoczni Gdanskiej 1982 Uroczystosci Wniebowziecia na Jasnej Gorze z udzialem 120 tys. pielgrzymow (600 lecie obrazu Matki Boskiej) 15. 1568 Zmarl Stanislaw Kostka, swiety kosciola katolickiego 1917 Roman Dmowski powoluje Polski Komitet Narodowy 1966 Zmarl Jan Kiepura, spiewak (ur. 1902) 1988 Rozpoczecie strajku w kopalni "Manifest Lipcowy", zadanie legalizacji "Solidarnosci" 16. 1919 Wybuch pierwszego powstania slaskiego 1941 Poczatek formowania Armii Andersa w ZSRR 1945 Polsko-radziecka umowa o granicy panstwowej, sankcjonujaca ustalenia konferencji jaltanskiej i poczdamskiej; umowa polsko-radziecka "o wynagrodzeniu szkod wyrzadzonych przez okupacje niemiecka" (ZSRR zrzekl sie roszczen do mienia niemieckiego na terytorium Polski, Polska zobowiazala sie do dostaw wegla "po specjalnej cenie umownej", czyli za darmo) 1980 Sformowanie Miedzyzakladowego Komitetu Strajkowego na Wybrzezu 17. 1980 MKS w Gdansku przedstawia 21 postulatow 18. 1951 Rozpoczela prace Stocznia Szczecinska 1980 Poczatek strajkow w Szczecinie 19. 1587 Zygmunt III Waza zostaje wybrany na tron polski 1970 Zmarl Pawel Jasienica, prozaik, publicysta (ur. 1909) 1981 Poczatek "Dni bez prasy", strajku drukarni, proklamowanego przez KKP 20. 1920 Wybuch drugiego powstania slaskiego 1940 Pierwsza walka dywizjonu 302 w bitwie o Anglie 1955 Utworzenie Instytutu Badan Jadrowych 1968 Oddzialy wojskowe pieciu panstw sygnatariuszy Ukladu Warszawskiego wkraczaja do Czechoslowacji 1981 I Ogolnopolski Festiwal Piosenki Prawdziwej w Sopocie 21. 1862 Wielki Ksiaze Konstanty zostaje namiestnikiem Ksiestwa Warszawskiego 1925 Wykonanie wyroku smierci na dzialaczach komunistycznych: Wl. Kniewskim, Wl. Hibnerze i H. Rutkowskim 1975 Zmarl Adolf Dymsza, aktor (ur. 1900) 1981 Jerzy Urban zostaje rzecznikem prasowym rzadu 22. 1585 Zmarl Jan Kochanowski, poeta 23. 1939 Pakt Ribbentrop-Molotow 1944 Wznowienie dzialalnosci Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego 24. 1989 Tadeusz Mazowiecki zostaje desygnowany na premiera 25. 1939 Polsko-brytyjski uklad o wzajemnej pomocy w razie agresji niemieckiej 1960 Olimpiada w Rzymie (do 11.IX); Polska zdobywa 21 medali 1948 Swiatowy Kongres Intelektualistow w Obronie Pokoju we Wroclawiu 1966 Zmarl gen. Tadeusz Bor-Komorowski 26. 1656 Najswietsza Maria Panna zostaje uznana Krolowa Korony Polskiej 1958 Transatlantyk "Batory" wraca na linie polnocnoamerykanska 1972 Olimpiada w Monachium (do 11.IX); Polska zdobywa 21 medali (7-5-9) 27. 1672 Kapitulacja Kamienca Podolskiego (wojna z Turcja) 28. 1953 Kardynal Wyszynski zostaje osadzony w areszcie domowym 29. 1918 Dekret rzadu Rad anulujacy podpisane przez Rosje traktaty rozbiorowe 30. 1942 Ewakuacja ostatnich oddzialow armii Andersa z ZSRR do Iranu 1980 Podpisanie porozumien miedzy MKS i Komisja Rzadowa w Szczecinie 31. 1945 Zmarl Stefan Banach, matematyk (ur. 1892) 1980 Podpisanie Porozumien Gdanskich 1988 Spotkanie Kiszczak-Walesa (przygotowywanie gruntu do "okraglego stolu") Zbigniew J. Pasek _______________________________________________________________________ [Zycie Warszawy, 27-28.06.1992] Jerzy Suszko SZARZA ULANOW ============= Rotmistrz Jerzy Urbankiewicz mowi o najbardziej zawadiackim sposobie wojowania - szarzy. Kawaleryjska szarza? - rotmistrz przeciaga slowa. I po chwili: zakladam najprostsza sytuacje, to jest uformowany w dwuszereg oddzial kawalerii (ostatnio bez lanc) kryje sie na skraju lasu, gotujac sie do szarzy na piechote, ktora maszeruje droga odlegla o 50 metrow. Dowodca ma nadzieje zaskoczyc nieprzyjaciela nim ten zdola uzyc broni maszynowej. To ona, wyrzucajaca tysiac pociskow na minute, polozyla kres dziejom kawalerii... - Jaka pada komenda? - W warunkach bojowych, gdy ma sie do czynienia z zaprawionym w szarzach zolnierzem, mozna sobie wyobrazic szarze bez slowa komendy. Dla uzyskania zaskoczenia oficer w milczeniu wyciaga szable, spina konia, daje zolnierzom znak i cwalem rusza na nieprzyjaciela. I to wystarczy, aby poszla za nim lawa jezdzcow i koni. Okrzyk "hurra" zrywa sie, gdy nieprzyjaciel spostrzegl szarze. - A na manewrach? - Na manewrach komendy oczywiscie padaly. Najpierw dowodca daje sygnal uformowania dwuszeregu, nastepnie podaje komende: "Szable w dlon!". Zolnierze wyciagaja szable i skracaja wodze tak, ze trzymaja je tuz za uszami konia. Na komende: "Klusem marsz!", oddzial rusza. Na komende: "Marsz, marsz!" - szarzuje. - Czy walczac szabla jezdziec nie rani konia? - Kawalerzysta szarzuje stojac w strzemionach silnie pochylony na konska szyje. Szabla zatem znajduje sie przed lbem konia. Gdy atakowany piechur przypadnie do ziemi, jezdziec zmienia nieco pozycje, pochyla sie w bok i tnie lub kluje w dol. - Ale oto piechota pierzchla i przed nami wyrasta szarzujacy na nas oddzial nieprzyjacielskiej kawalerii... - Obrazek jak z wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Kawaleria szarzowala wtedy na wszystko, na piechote, na tabory, na jazde. Walka z kawaleria Budionnego i Gaja polegala przede wszystkim na starciach niekiedy wielkich mas jazdy. Niektore nasze pulki, np. Jazlowiecki, w ciagu kilku miesiecy wojny wykonaly mnostwo szarz. Walczyly szarzami. 72 lata temu, 31 sierpnia pod Komarowem, na poludnie od Zamoscia, dywizja jazdy gen. Rommla stoczyla calodzienny, zwycieski boj z dwiema dywizjami Konarmii. Usilujac wydostac sie z okrazenia kozacy czesto szarzowali, nasi odpowiadali tym samym. Byla to ostatnia wielka bitwa kawalerii w dziejach swiata. We wrzesniu 39 polska kawaleria walczyla pieszo albo na czolgach, na koniach szarzowala 5-7 razy. W tym raz na niemiecka kawalerie. Natknal sie na nia szwadron 25 pulku Ulanow Wielkopolskich, szarzowal i zmusil do ucieczki. - Czy przezycia szarzujacego kawalerzysty mozna porownac z przezyciami piechura idacego do ataku na bagnety? - Piechur ma swiadomosc, ze w kazdej chwili moze przypasc do ziemi, kawalerzysta wie, ze nie moze zeskoczyc z konia ani go zatrzymac. Nikt nie jest w stanie wyrwac swego konia z pedzacego cwalem stada. - A tak sie pieknie pisze o porozumieniu jezdzca z koniem na parcourze. - Ten sam kon na hipodromie i w szarzy to dwa rozne stworzenia. Na hipodromie kon reaguje na nieznaczny ucisk lydki, w szarzy czlowiek nie ma nad nim wladzy. Kon staje sie czastka nieokielznanego zywiolu, jakim jest cwalujace stado. Ta psychoza zwierzat, zwierzecego tlumu udziela sie i jezdzcom, ktorzy wpadaja - jak by to okreslil Sienkiewicz - w szal bojowy. - Skoncentrujmy sie na tym niezwyklym momencie, na zderzeniu czolowym szarzujacych na siebie oddzialow kawalerii. - Czolowe zderzenie nie jest w tym przypadku trafnym okresleniem. Kon nie walczy cialem, nawet w najwiekszym pedzie stara sie ominac przeszkode. Podczas szarzy szyki rozluzniaja sie i konie znajduja przejscia miedzy konmi nadbiegajacego oddzialu. - A jezdzcy? Sieka sie szablami. Babel tak to opisal: "Hurra umilklo. I slyszelismy wielka cisze rabaniny". Ile w tej rabaninie jest z szermierki? - Niewiele. "Rabanina" to wlasciwie pare powtarzajacych sie ciec, ktorych jezdzcy nauczyli sie na cwiczeniach, tnac w galopie niewinna loze. Jedno z nich nazywa sie "od ucha tnij". Rzadko stosuje sie pchniecie. Wygrywa kto szybszy, mocniejszy w garsci, czyje konie mniej zdrozone. - Lubi pan konie? - Lubi? To moja milosc od dziecka. Gdy wyjezdzalismy z rodzicami na letnisko, ujezdzalem na oklep chlopskie koniki, trudno mnie bylo wypedzic ze stajni. Do wojska zglosilem sie zaraz po maturze, mlodzi ludzie nie uwazali wtedy sluzby wojskowej za dopust Bozy, zwlaszcza wychowani na Sienkiewiczu, Gasiorowskim, Przyborowskim. Wciaz byla zywa radosc z odzyskania niepodleglosci. Jako ochotnik mialem prawo wyboru broni. Mieszczuch z dziada pradziada, wybralem kawalerie. Gdy przyjechalem do Grudziadza, interesowaly mnie dwie rzeczy: jakiego dostane konia i jak sie beda zachowywac podchorazowie arystokraci, gdy wypadnie im sluzba stajennych. Widzac faceta niewielkiej wagi, wachmistrz przydzielil mi "Krakowiaka", 16-letniego walacha, zgrabnego konika, nieco tylko narowistego... - Klopotliwy "czworonozny przyjaciel"... - Zadziwiajaca rzecz, opiekunczy stosunek do zwierzecia nadawal sluzbie w kawalerii szczegolny walor wychowawczy. W okresie miedzywojennym Polska miala 40 pulkow kawalerii, wszystkie przechodzily szkolenie piechoty, kon byl raczej srodkiem lokomocji, ale byl obecny, wymagal staran, dodatkowej pracy. Rewanzowal sie wspaniale jako odwazny, wytrwaly wierzchowiec, dostarczal wielkich emocji i satysfakcji. Szarza rzadko wchodzila do programu cwiczen, ale ulan zaprawial sie w cieciu lozy, czesto galopowal, wiedzial, ze szarza nalezy do tysiacletniej tradycji jazdy polskiej. To wszystko dzialalo na wyobraznie, przywiazywalo do pulku, pobudzalo rycerska fantazje, czynilo z kawalerzysty zolnierza o duzej brawurze. Gdy polscy ulani zaczeli przesiadac sie na czolgi, do zmotoryzowanych szwadronow przenosili kawaleryjskiego ducha. Rekrutujace sie z kawalerzystow i kultywujace kawaleryjskie tradycje i fasony pancerne pulki gen. Maczka zdumiewaly brawura. Jerzy Urbankiewicz sluzyl w 4 pulku Ulanow Zaniemienskich po przeszkoleniu w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziadzu, gdzie zostal prymusem podchorazych w 1935 r. Wczesniej, w 1933 r. zostal zwyciezca we florecie grupy "B" mistrzostw Polski juniorow. Uczestnik kampanii wrzesniowej i walk AK na Wilenszczyznie. _______________________________________________________________________ Jerzy RemigioniDENAZYFIKACJA - JAK BYLO? ========================= (tekst w innej formie ukazal sie uprzednio na Poland-L) W numerze 37 "Spojrzen" przeczytalem krotki artykul na temat slownictwa zaczynajacego sie na de-. Pomyslalem wiec sobie, ze wypada wspomniec tzw. 'denazyfikacje' (po niemiecku: Entnazifizierung), zwlaszcza ze bywa ona tu i owdzie stawiana za wzor dla 'dekomunizacji', przy czym wiedza na ten temat bywa czesto skromna. Od razu mowie, ze nie przeczytalem na ten temat zadnej madrej ksiazki, ani nie siegnalem do archiwow, co szanujacy sie autor powinien zrobic. Ale na moja korzysc, jak sadze, przemawia sam fakt przebywania w Niemczech i mozliwosc wypytania ludzi, ktorzy czasy te pamietaja. Z mozliwosci tej wlasnie skorzystalem. Nie byly to rozmowy latwe, gdzyz starsze pokolenie Niemcow niechetnie wraca do czasow wojennych, jak rowniez bezposrednio powojennych. Nie sadze, zeby sie nalezalo temu dziwic. Mloda generacja, tzn. nie pamietajaca wojny, rowniez sie czesto niecierpliwi: "A co nas to obchodzi, to nie mysmy to wszystko zrobili". A oto, czego sie zdolalem o denazyfikacji dowiedziec od ludzi ja pamietajacych: Denazyfikacja, jak wiadomo, zostala przeprowadzona na zadanie mocarstw okupacyjnych podczas kilku lat powojennych, w zasadzie przed powstaniem Republiki Federalnej w 1949 roku. Poza specjalnymi przypadkami za proces ten odpowiedzialni byli sami Niemcy, wczesniej zdenazyfikowani przez aliantow. Dosc zgodna opinia moich rozmowcow jest taka, ze denazyfikacja zostala przeprowadzona powierzchownie i raczej bez przekonania. Przyczyny tego byly wielorakie. Po pierwsze, ogolny stan psychiczny spoleczenstwa niemieckiego po przegranej wojnie okresla niezle slowo: stupor. Inne mozliwe okreslenie: wielki kac. Wiekszosc chciala jak najpredzej zapomniec o przezytym koszmarze (a koncowe 2 lata wojny dla Niemcow rozowe nie byly chocby ze wzgledu na naloty alianckie oraz straty na frontach, zwlaszcza wschodnim). Byc moze jest to rowniez sprawa innej, niz polska, mentalnosci, ale kwestia ukarania winnych wplatania kraju w niepotrzebna wojne i wszystko, co podczas niej uczyniono, stanela zdecydowanie na dalszym planie. Dominowala chec jak najszybszego powrotu do normalnosci, nawet kosztem pozostawienia niedawnych nazistow na stanowiskach w nowej administracji - byle byli kompetentni w tym, co robia. Druga istotna przyczyna braku entuzjazmu dla denazyfikacji byl sam fakt, ze byla ona narzucona przez zwyciezcow, a tego nie lubi nikt. Wiekszosc moich rozmowcow przyznaje, ze proces ten byl przeprowadzony niespiesznie i nie do konca. Nie potrafili oni dokladnie powiedziec, od jakiego stanowiska trzeba bylo sie denazyfikacji poddac, ale z cala pewnoscia dotyczylo to wyzszych stanowisk w administracji panstwowej oraz w szkolnictwie. Rowniez nikt nie mogl mi potwierdzic, ze NSDAP zostalo uznane za organizacje przestepcza - tylko SS zostalo uznane za takowa. W kazdym razie zwykle czlonkostwo w NSDAP nie bylo karalne ani nie bylo uwazane za dyskwalifikujace w pelnieniu funkcji w Bundesrepublice, gdyz uznano, ze karanie kilku milionow ludzi jest absurdem. Z pracownikami aparatu sprawiedliwosci postapiono na ogol w sposob sztywno legalistyczny, tzn. stwierdzono, ze jezeli orzekali wyroki zgodnie z prawem obowiazujacym w III Rzeszy, to nie popelnili przestepstwa, nawet jezeli skazywali ludzi w powszechnym odczuciu niewinnych na smierc. Ciekawa z punktu widzenia prawnego bylaby sprawa przewodniczacego szczegolnie okrutnych w ostatnim okresie wojny Sadow Ludowych (Volksgerichte), o nazwisku chyba Fischer. Coz, mial pecha, zginal od alianckiej bomby przed koncem wojny. Moim zdaniem i jego by uniewinniono. I stad sie wzieli na czasem bardzo wysokich stanowiskach w RFN ludzie o przeszlosci raczej haniebnej. Jednym z pierwszych prezydentow tego kraju (w latach 60-tych) byl Heinrich Luebke, ktoremu udowodniono udzial w projektowaniu komor gazowych. Odszedl w nieslawie, ale dopiero po zakonczeniu swej kadencji. Kanclerz republiki w latach 1964-66 nazywal sie Kiesinger i tez mial za soba nazistowska przeszlosc jako propagandzista NSDAP. Nie dziwilo to nikogo, az zostal publicznie spoliczkowany przez znana przeciwniczke nazizmu i nazistow, Beate Klarsfeld. Dopiero wtedy wybuchl skandal, ze az hej! Natomiast premierem rzadu Badenii-Wirtembergii, z ktorego to landu pisze te slowa, w latach 70-tych byl niejaki Filbinger. Wszystko szlo mu dobrze, dopoki wscibski "Der Spiegel" nie odkryl, ze Filbinger jako prawnik byl w latach wojennych przewodniczacym jednego z sadow wojskowych i w tej funkcji skazal na smierc wielu zolnierzy Wehrmachtu i cywilow. A juz zupelnie niebywaly byl fakt, ze prawnik ow skazal na smierc mlodziutkiego rekruta *po kapitulacji Niemiec*, gdzies w polowie maja 1945 za odmowe wykonania rozkazu *przed koncem dzialan wojennych*. Byly to pierwsze dni po zakonczeniu wojny, kiedy alianci nie zdazyli jeszcze przejac administracji i sadownictwa. Wyrok zostal wykonany, zas Filbinger bronil sie, ze musial skazac wedlug obowiazujacego wowczas prawa, a obowiazywalo jeszcze prawo III Rzeszy. Wymiana listow w "Spieglu" pomiedzy Filbingerem a zyjaca jeszcze matka owego skazanca byla niezwykle przejmujaca, wyjasnienia Filbingera nader pokretne. Musial odejsc z urzedu, ale zachowujac wszystkie apanaze (wille sluzbowa, w ktorej mieszkal, kolo palacu Solitude w Stuttgarcie, sam ogladalem na poczatku lat 80-tych). Powyzsze, powtarzam, jest kompendium rozmow, ktore prowadzilem z Niemcami pamietajacymi omawiane czasy, afere Filbingera pamietam zas sam. Sam pisze to nie po to zeby wypowiadac swe sady, choc z punktu widzenia elementarnej sprawiedliwosci i uczciwosci nieprzeprowadzenie do konca denazyfikacji wydaje mi sie raczej obludne, obecnosc osob takich jak Luebke czy Filbinger na szczytach wladzy - oburzajaca. Ale jest tez i drugi punkt widzenia, nazwijmy go pragmatycznym: Jesli popatrzec na rezultaty wytezonej pracy, ktorej oddali sie Niemcy po II Wojnie, a ktora to praca nie byla zaburzana wewnetrznymi klotniami i polowaniami na prawdziwe i wyimaginowane czarownice, to dosc jasno widac, ze przynajmniej *oni* jako panstwo zle na tym nie wyszli. Jerzy Remigioni _______________________________________________________________________ [Rzeczpospolita, 18-19.07.1992] NORMALNIE SIE POBECZALEM ======================== Z Michalem Urbaniakiem rozmawia Janusz R. Kowalczyk - Podobnie jak wszyscy wybitni muzycy jazzowi, ktorzy zaczynali w Polsce, a wyladowali w Stanach, jest pan zarazony Krzysztofem Komeda... - Zanim poznalem Komede, przezywalem juz swoja milosc, ktorej nigdy sie nie wyzbede, do saksofonu i czarnej muzyki. Pozniej spotkalem Krzysztofa i grajac z nim przez trzy lata czulem sie jego "cicha" prawa reka, fanem, kibicem. Poszedlem jego sladem i zrobilem w Stanach muzyke do 13 filmow. Wielkim przezyciem bylo dla mnie pisanie muzyki do filmu Gasiorowskiego "Tak, tak". Przy pierwszym spotkaniu zapytalem go, jak sobie te muzyke wyobraza. Odpowiedzial: "No, wiesz, taka, jak to robil kiedys Komeda". Przezylem to bardzo, niby ponowne spotkanie z Krzysztofem. Jest saksofon, glos, skrzypce, drobne instrumenty perkusyjne, akustyczne... - ... i komputer. Zdradzil pan Komede dla komputera. - Wprost przeciwnie. Uwazam, ze komputer jest nowoczesnym magnetofonem. Mam w swoim studio 12 sciezek akustycznych, kilkadziesiat sciezek syntezorowych w komputerze. Oprocz tego dwie sciezki do miksowania i 16 do nagrywania normalnych instrumentow akustycznych. Zastanawiam sie, jaki efekt brzmieniowy chce uzyskac, po czym wybieram to, co najlepsze. - Czy sciezka dzwiekowa preparowana na komputerach moze miec rowna temperature emocjonalna jak jazz lat 60., ktory organicznie wspoltworzyl atmosfere filmow? - Ta muzyka brzmi absolutnie tak samo jak jazz w latach 60., i w dalszym ciagu rownie znakomicie funkcjonuje w filmie. W "Tak, tak" byl to swiadomy wybor rezysera. Saksofon tenorowy jest akurat tym instrumentem, bez ktorego muzyce filmowej trudno sie obejsc, a dzieki komputerowi mialem te efekty, ktore dlugo bym musial cwiczyc z zespolem. - Komputer jest dla pana unowoczesnionym magnetofonem czy instrumentem muzycznym? - U mnie komputer nie gra, tylko zapisuje wykonawce. Biore Kenny'ego Kirklanda czy Lennie White'a, zeby gral na perkusji. Komputer to notuje, a wykonawcy moga wybrac probki najlepszych brzmien. - Czy zamowienia filmowe nie przeszkadzaja panu w normalnej dzialalnosci koncertowej? - W tej chwili zajmuje sie bardziej koncertowaniem i plyta "Manhattan Man", nad ktora - z przerwami - pracowalem dwa lata. Zawiera tez sporo tematow filmowych. - Krytycy amerykanscy zwracaja uwage na specyficznie polskie poczucie humoru w pana kompozycjach. Na czym ono polega? Na odwadze laczenia rapu z charlestonem, jak w glownym temacie muzyki do filmu "Pozegnanie jesieni"? - Wlasnie na tym. Pojawia sie tez u mnie skala goralska, co Amerykanie biora za muzyke irlandzka. Podobaja im sie bezkompromisowe, ostre skojarzenia - polka na rytmie rapowym w wykonaniu Murzynow, to jest dla nich jednak dowcipne. Proby z zespolem murzynskim zaczynaja sie zawsze od pytan: "Jak sie gra polke?" A ja im odpowiadam: "Nie graj polki, tylko rob swoje. To ma byc szczere". - Jest pan jedynym Polakiem i zarazem jedynym skrzypkiem, ktory dostal sie na plyte Milesa Davisa. Jedna z krazacych plotek mowi, ze pan sie z nim nigdy nie spotkal... - Powiem jak bylo. Dodzwonilem sie do producenta Tony Lipumy z Warner Bros i slysze: "Miles Davis cie szuka. Widzial cie w show Johny Carsona". Lece do Nowego Jorku. W studio spotykam Marcusa Millera, kierownika muzycznego jego zespolu, ktory mowi mi, ze bede gral trzy kawalki. Jakie? "Pamietasz te 'mowiace skrzypce', ktore robiles w show Carsona"? Milesowi podobalo sie to brzmienie". W 45 minut nagralismy trzy "nakladki". Przyszedlem nastepnego dnia rano, bo mial byc Miles. Zobaczylem go za szyba, nagrywajacego. W pewnym momencie odlozyl trabke, przyszedl, przywital sie i pyta: "Jak grales?" Mowie: "W porzadku, tak jak doktor przepisal". "Yes?" - ucieszyl sie. Obszedl dookola i zaczal mnie masowac. I wtedy ja sie normalnie pobeczalem. Wtedy dopiero dotarlo do mnie, co sie stalo. Wrocilem do wieku 14, 15, 16 lat, pierwszych plyt Milesa i tak mnie wzielo, ze nie moglem sie ruszyc. Dostalem wejsciowke za kulisy na jego koncert. Miles mnie zobaczyl i zapytal, gdzie mam skrzypce. Pobieglem po nie, podlaczyli kabelek i gralem tam dwa koncerty, po czym jeszcze w Long Island. Pozniej Miles mial przerwe, a potem zmienil zespol. - Gral pan z Milesem Davisem i wystepowal trzykrotnie w programie Johny Carsona. W amerykanskich sklepach z plytami ma pan polke z napisem "Urbaniak". Ma pan jeszcze jakies nie spelnione marzenia? - To jest genialne pytanie. Trzy lata po przyjezdzie do Nowego Jorku mialem kryzys, ktory kosztowal mnie duzo rozmow, medytacji i ksiazek - od buddyzmu po psychologie. Zrozumialem, ze kiedys mialem wielki i daleki cel, ktory mnie ciagnal z niesamowita sila. Nie zorientowalem sie, ze ja juz wlasciwie powinienem pakowac walizki i wracac do domu, bo wszystko sie sprawdzilo. My Polacy zawsze jestesmy Zosie-Samosie i wszystko potrafimy, choc wiadomo, ze calej wodki nie wypijesz i nie bedziesz mial wszystkich dziewczyn. Czlowiek najwiecej klopotow ma sam ze soba. Teraz wyrobilem w sobie troche pokory i umiem sie w pore opamietac. - Mial pan w Nowym Jorku kontakty z ludzmi kariery, ktorzy wywodza sie z kraju nad Wisla. Byli panu potrzebni, by mogl sie pan tam czuc Polakiem? - Sa ze mna w kontakcie ci, ktorzy przyjezdzaja, jak i ci zasiedziali: Rybczynski, Glowacki, do niedawna Kosinski. Tyle jest tam jednak wlasnych spraw, ze czasami malo jest czasu i powodow, by pielegnowac w sobie Polaka i poszukiwac dalszych kontaktow. - Ktora ze znanych panu polskich osobowosci siegnela pulapu mozliwosci na amerykanskim rynku sztuki? - Na pewno nie znam wszystkich... Jest sporo plastykow: Czeczot, Kapusta, Dudzinski. W Nowym Jorku, bo Chicago jest mi mniej znane. Oczywiscie Zbigniew Rybczynski, Janusz Glowacki i Ryszard Horowitz - jeden z najlepszych amerykanskich fotografikow, Wojciech Fibak. - Wspomnial pan, ze Ameryka uczy pokory... - Tak. Mamy tendencje do glosnego gadania, gdy sprawa wydaje sie wygrana. Ale okazuje sie, ze to jeszcze nie koniec, bo moga nam utrzec nosa. Mowie to na przykladzie "Metra". Tam kazdy z nas takie "Metro" przezyl. W Stanach najwieksza odleglosc do konca przedsiewziecia jest wlasnie miedzy 99 a 100 procentem. Nie mozna zaczynac celebracji sukcesu przy tym 99 procencie, do czego Polacy maja nieuleczalne sklonnosci. Mnie w 1978 roku zdarzylo sie, ze wlozylem kilkadziesiat tysiecy dolarow w plyte, ktorej nagraniem wszyscy sie zachwycali. Plyta sie nie ukazala, bo zbankrutowala wytwornia. Razem z moimi pieniedzmi. Paradoks polegal na tym, ze mieli w produkcji za duzo dobrych plyt. Poslizgneli sie na kosztach produkcji zbyt wielu plyt naraz. - Z pana nazwiskiem moze pan miec trasy koncertowe w calym swiecie. Jakie wzgledy, bo przeciez nie finansowe, przyciagaja pana do Polski? - Sentymentalne i nie tylko. Slysze na swoj temat rozne, czasami bardzo niesprawiedliwe plotki. Zamiast na nie odpowiadac, moge je sprostowac koncertami. W Polsce jest swietny klimat do grania muzyki. - Spotyka sie pan tu z kolegami, z ktorymi pan zaczynal. Macie sobie cos wzajemnie do zaproponowania? - Bardzo czesto. Spotykam sie z Namyslowskim, Karolakiem, Szukalskim, Nalepa, Stanka. Mamy roznice zdan, ale sa one konstruktywne. Swiat sie powoli robi malutki. - Jakie fluidy plyna miedzy wykonawca a wyrobionym odbiorca muzyki jazzowej w Stanach i w Polsce? Czy sa tu jeszcze jakies rezerwaty polskich fanow jazzu? - Roznice przebiegaja raczej miedzy Stanami a Europa. W Stanach ludzie sa bardziej wyczuleni na rytm. Sluchacze europejscy sa za to bardziej wyczuleni na intelektualna strone muzyki. Mam z tym zreszta malo problemow, bo gram bardzo melodyjna muzyke, z bardzo mocnym rytmem. To byl zreszta najwazniejszy powod mego wyjazdu do Stanow. Za rytmem, ktory czulem, ale nigdzie w Europie nie moglbym go dostac. - Czy czuje sie pan dinozaurem jazzu? - Niestety nie i tu jest rozjazd z rzeczywistoscia. Ja sie czuje w dalszym ciagu jakbym mial kilkanascie lat. Chce wystepowac z nastolatkami, z rockowym zespolem, bo kocham rap i sile gitar. - Myslalem, ze znajde w panu obronce wyzszych wartosci coraz bardziej elitarnego jazzu, a pan tu sie opowiada za nastolatkami i dyskoteka... - Nie czuje sie ekspertem od rocka, ale pare jego elementow przemawia do mnie: brzmienie, sila, rytm. Wole w tym oczywiscie wszystko to, co "czarne", bardziej wyrafinowane. I to, co taneczne. Uwazam, ze jazz byl i powinien byc muzyka taneczna. Nie mam nic przeciwko laczeniu jazzu z dyskoteka. Podobno nazywa sie to "acid jazz" i moja nowa plyta ma byc tak promowana. A jest to po prostu dobra melodia, z dobrym rytmem i do tego improwizacje jazzowe. - Uwaza pan, ze pomysl na festiwal w Polsce pod haslem: dinozaury jazzu mialby szanse powodzenia? - Trzeba by naprawde nawiazac do tamtych zestawow muzycznych i do tych samych grajacych ludzi. Na pewno zagralbym na saksofonie z "Rockersami" albo z Trzaskowskim, gdyby to sie dalo odtworzyc. I najchetniej tamten repertuar. _______________________________________________________________________ Katarzyna Zechenter "WEISER DAWIDEK" PAWLA HUELLE ============================= Pawel Huelle jest autorem dwoch zaledwie ksiazek: zbioru "Opowiadania na czas przeprowadzki" i niewielkiej powiesci zatytulowanej "Weiser Dawidek". Huelle jest takze najbardziej obiecujacym prozaikiem ostatniego dziesieciolecia i krytyka, zarowna polska jak i obca, nie szczedzi zachwytow i obsypuje go pochwalami. Jan Blonski uwaza "Weisera Dawidka" za "najwybitniejsze osiagniecie prozatorskie" lat osiemdziesiatych. Niektorzy krytycy sa jednak bardziej sceptyczni. I tak Tadeusz Nyczek, chociaz wysoko ceni sprawnosc warsztatowa Pawla Huelle, widzi w nim "rozcienczonego Grassa" a nie artystyczna indywidualnosc na miare ostatniego dziesieciolecia. "Weisera Dawidka", ktory w swej warstwie fabularnej jest historia poszukiwania zaginionego w 1957 roku zydowskiego chlopca, mozna odczytac na wiele sposobow. Mozna zatrzymac sie na fabule i niczym w powiesci detektywistycznej, szukac odpowiedzi na pytanie "jak, jezeli w ogole, zginal Dawidek?". Mozna odczytac te powiesc jako parabole smutnego i pustego dziecinstwa stoczniowcow, ktorzy w 1980 wyszli na ulice Gdanska. Mozna odczytac ja jako poszukiwanie indywidualnej prawdy, prawdy, ktora calkowicie rozmija sie z tym, co zostalo oficjalnie zaakceptowane i uznane za sluszne. Mozna, i chyba nawet nalezy, odczytac te ksiazke jako opowiesc o przyjsciu Mesjasza, bo Weiser Dawidek, ow dziesiecioletni chlopiec, o zyciu ktorego nic wlasciwie nie wiadomo, jest przeciez Mesjaszem. Weiser, samotny i wyszydzany, nieuznawany przez kolegow ("Dawid, Dawidek, Weiserek jest Zydek") bo jest "inny", bo nie chodzi na religie, bo nie gra w pilke. Budzi jednak zainteresowanie i w koncu zdobywa sobie niewielka grupe wyznawcow. Dokonuje przed nimi wielu cudow: poskramia czarna pantere, unosi sie w powietrzu, wie rzeczy, o ktorych nie mozna dowiedziec sie "nawet z ksiazek." Jego postac fascynuje nawet po dwudziestu pieciu latach, kiedy narrator probuje ustalic ostateczna wersje wydarzen z 1957 roku, chociaz bez przerwy napotyka na bariere ludzkiego milczenia i na rozmaite wersje tych samych, zdawaloby sie jednoznacznych, wydarzen. Nasz racjonalny umysl nie jest w stanie przeniknac prawdziwej natury Dawidka, i jestesmy, podobnie jak milicja prowadzaca sledztwo, skazani jedynie na domysly, ktorych nie mozna sprawdzic. Jezeli jednak zgodzimy sie z "boska" natura Dawidka, wszystko ulozy sie w logiczna calosc: ludzka wedrowka w poszukiwaniu Prawdy, ludzka samotnosc, niemoznosc porozumienia sie, a takze to, ze nasz swiat nie jest przygotowany na przyjscie Mesjasza. W tym swiecie nie ma zbytniej roznicy pomiedzy milicjantem, ktory straszy "powaznymi konsekwencjami" i ksiedzem, ktory twierdzi, ze "zaplata wasza obfita bedzie w niebiesiech, a do polityki nie mieszaj sie". W takim swiecie pozostaje jedynie pustka i nic wiec dziwnego, ze to, co moglo ocalic swiat zostanie zapomniane: "I zamiast mowic cokolwiek, zamiast zlorzeczyc i przeklinac, pomyslisz, ze wszystko, co ogladaly twoje oczy, i wszystko czego dotykaly twoje rece, dawno juz rozsypalo sie w proch. Patrzec bedziesz przed siebie tepym, nieruchomym spojrzeniem, nie slyszac juz wody ani wiatru, ktory targac bedzie twoje zlepione wlosy." Katarzyna Zechenter ------------------- Katarzyna Zechenter jest studentka Wydzialu Slawistyki Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor, USA _______________________________________________________________________ Pawel Huelle MECZ ==== Po jakiejs godzinie gry na boisko przyszli wojskowi. Oczywiscie, ze nie zolnierze w mundurach, tylko chlopaki, ktorych ojcowie byli wojskowymi i ktorzy mieszkali w blokach za koszarami. Zgrywali wazniakow, a przede wszystkim byli od nas troche starsi i lepiej ubrani. Pewnie dlatego, ze ich matki mialy pralki i wlasne lazienki, nie tak jak u nas, bo u nas, jak juz wspomnialem, byla jedna lazienka na cale pietro, a pralke mial wtedy tylko ojciec Leszka Zwirelly. Wiec tamci byli wazniakami, ale takiej pilki jak my nie mieli i oczy rozblysly im pozadliwie. Najpierw stali z boku i patrzyli, jak rozgrywamy pilke i co chwila przeszkadzali, rzucali kamykami albo smiali sie glosno, ze niby po co nam taka pilka, skoro nie umiemy grac... Pokrzykiwali, ze lepiej dadza nam zwykla szmacianke, bo szkoda dobrej pilki na nasze nogi. To rozezlilo Szymka, bo podszedl do ich herszta i powiedzial, zeby zagrali z nami, to zobaczymy. Ale tamci byli sprytni. - Zgoda - odpowiedzieli - ale jak przegracie, to pilka nasza. Nasi zgodzili sie. I zgodzil sie tez Piotr, bo tu nie chodzilo tylko o pilke, ale o honor, jak na wojnie. Wybrano sklady - po szesciu plus bramkarz - i ustalono, ze mecz bedzie prawdziwy, to znaczy w dwoch polowach, jedna do obiadu, a druga po poludniu, jak sie troche ochlodzi. I chociaz Szymek dwoil sie i troil, Piotr przechodzil samego siebie, a Stas Ostapiuk podawal Krzyskowi celnie jak nigdy dotad, wojskowi wygrali pierwsza polowe cztery do jednego. Wracajac do domu, akurat przechodzilem obok betonowego okraglaka, na ktorym od miesiecy szarzaly strzepki tych samych afiszy, zobaczylem, jak wlekli sie przygnebieni, bez nadziei na zwyciestwo w drugiej polowie. Szymek powiedzial mi, o co chodzi. Po obiedzie wrocilismy na murawe, gdzie pasla sie krowa, wyjadajac kepy zeschnietej trawy. Tamci przyszli troche pozniej, pewni, ze maja pilke w garsci. Zaczelismy grac. Piotr przerzucil pilke dlugim podaniem na lewe skrzydlo do Leszka, ten przeszedl dwoch wojskowych i zblizal sie do pola karnego, gdy obronca odebral mu ja i poslal poteznym kopem na nasza polowe, gdzie mielismy tylko Krzyska, naszego bramkarza i czterech tamtych. Kiwneli go i juz pedzili pod nasza bramke, a w sekunde pozniej bylo piec jeden. Szymek nic nie mowil, a Piotr mial lzy w oczach, bo oprocz honoru coraz wyrazniej tracil swoja pilke, ktora dostal od bogatego wujka. I wtedy stalo sie cos nieoczekiwanego, cos, co wlasciwie nie mialo prawa sie wydarzyc. Przy boisku pojawil sie nagle Weiser. Zszedl do nas z malego pagorka, ale zobaczylismy go dopiero teraz. I powiedzial, ze wygramy ten mecz, jesli on zagra z nami i jesli bedziemy we wszystkim sluchac jego rozkazow. Szymek byl kapitanem i zawahal sie, ale nie bylo czasu na rozmyslania, tym bardziej ze wojskowi zaczeli przynaglac. Teraz zaczelo sie wspaniale widowisko. I chociaz nie mielismy stu tysiecy kibicow ani nawet jednakowych koszulek, a Krzysiek i ja gralismy boso, to kazdy trener popadlby w absolutny zachwyt. Bo to nie byla zwykla gra, zwykle kopanie, podawanie, kiwanie i strzelanie, to byl prawdziwy poemat z piecioma aktorami w roli glownej i wszechwiedzacym narratorem, ktorym okazal sie Weiser. Przede wszystkim poustawial nas, jak nalezy, i nie biegalismy odtad za pilka w kupie. A wiec na lewym skrzydle Szymek, na prawym ja, w srodku Weiser, a za nim, cofniety pare metrow Piotr. W obronie zostali Krzysiek Barski i Leszek Zwirello, a na bramce, jak zawsze, strozowal Janek Lipski - w przydlugim, kolejarskim podkoszulku taty. Na zmiany te, przez pierwsze minuty gry, krzywil sie zza linii autowej Stas Ostapiuk, bo musial ustapic miejsca Weiserowi, ale tylko przez kilka minut, do pierwszej bramki, ktora wrabal wojskowym Szymek: z prawego skrzydla podalem Weiserowi, ten wykiwal dwoch tamtych, lecz zamiast isc od razu na bramkarza, zmylil go wykladajac pieta pilke do tylu na strzal, co wlasnie natychmiast pojal i cudnie wykonal Szymek. Bylo piec dwa. Ale to dopiero poczatek. Bo Weiser ku naszemu zdumieniu gral doskonale, a jeszcze lepiej kierowal nami na boisku i nic nie uchodzilo jego uwadze. Kiedy wchodzil na polowe wojskowych, najpierw zwlekal i zwalnial gre czekajac, az go otocza zwabieni pozorna bezradnoscia. Wtedy jakby sie z nimi bawil, wyrzucal pilke podbiciem, a nastepnie glowa na lewe albo na prawe skrzydlo i krzyczal do Szymka albo do mnie "teraz! teraz!", a my tylko czekalismy na taka sposobnosc, zeby szybko dolozyc wojskowym nastepne gole. Trzecia bramke wrzepilem im ja, z takiego wlasnie podania, a czwarta wladowal Piotr, kiedy Weiser najpierw podal do Szymka, ten z powrotem do niego, a Weiser podobnie jak przy drugiej, pedzac na bamke, wylozyl pilke na strzal do tylu, tym razem Piotrowi, ktory nie zmarnowal okazji. Piata, wyrownujaca bramka padla z bezposredniego rzutu wolnego i tu Weiser pokazal, co umie, bo pilka poszybowala doslownie centymetr nad glowami muru wojskowych i wleciala miedzy drewniane slupki na oczach bezradnego bramkarza. Elka szalala krzyczac i wymachujac rekami, zas Stas Ostapiuk tanczyl obok niej zwariowany taniec kibica i pokazywal nam kciuk wzniesiony do gory. Do konca meczu pozostawalo jeszcze piec minut, ale Weiser uspokajal nas ruchami reki. Czekal najwyrazniej na swoja chwile, czekal na swoj popisowy numer, o ktorym dlugo i wiele razy rozprawialismy pozniej. Na czym polegal? Otoz Piotr, ktory znalazl sie nieoczekiwanie na lewym skrzydle obok Szymka, wyluskal pilke z nog wojskowego i wykonal dosrodkowanie, tyle tylko, ze troche przedobrzyl, bo poslal ja co najmniej o metr za daleko i Weiser nawet najwiekszym sprintem nie doszedlby do niej, gdy dotknelaby w koncu ziemi. Totez nawet nie rzucil sie w tamtym kierunku, lecz zamiast tego skulil sie, sprezyl i w biegu zrobil salto, a kiedy jego sylwetka znalazla sie w pozycji pionowej, to znaczy rece prawie dotykaly trawy, a nogi sterczaly w gorze jak tyczki do fasoli, wtedy wlasnie jedna z tych tyczek kopnal z calej sily pilke i miekko szurnal na trawe, i to byla nasza szosta, ostatnia bramka. Elka wyla ze swojego miejsca, a wojskowi do konca meczu bali sie naszej pilki. A kiedy skonczyl sie czas i musieli odejsc z kwitkiem, podszedl do nas ten najwyzszy dryblas i powiedzial: - I tak jestescie gnojki, slyszycie? I tak jestescie banda smierdzacych gnojkow! A my szukalismy Weisera, zeby obniesc go naokolo boiska. Bo on, ledwo skonczyl sie mecz, przestal sie nami interesowac, jakby rzeczywiscie nigdy nie obchodzila go pilka, wlozyl spodnie i poszedl z Elka w strone domu. ------------- Fragment pochodzi z ksiazki "Weiser Dawidek", Wyd. 2, Puls Publications, Londyn 1992; tytul fragmentu od redakcji. _______________________________________________________________________ [Spotkania, 04.1992] Slawomir Mizerski POKOCHAC REKLAME ================ Polski kapitalista to typowa Zosia Samosia rozumujaca mniej wiecej tak: "Sam zrobilem pieniadze, sam sie potrafie zareklamowac". Przychodzi, wyjmuje z kieszenie jakies pomiete karteluszki i mowi: "Razem z zona ustalilismy, ze tak to bedzie wygladalo". "Czasem po prostu rece opadaja" - wzdycha wlasciciel pewnej agencji, proszac o nieujawnianie nazwiska. Trudno byc fachowcem w sytuacji, gdy co drugi klient wrecza rysunek swojego dziecka zadajac, aby umiescic go w projekcie, "bo wtedy ludzie sie rozczula". W agencjach reklamowych pojawia sie nowy polski biznes. Najliczniejsza grupa sa handlowcy i hurtownicy, najmniejsza producenci, gatunek najwyrazniej ginacy. "Niektorzy wlasciciele interesow decyduja sie na reklame tylko dlatego, ze inni sie reklamuja" - przyznaje Witold Minkowski ze Studia Plastyki Uzytkowej "Demi". Wedlug Minkowskiego wiekszosc nowych malych i srednich biznesmenow, ludzi skadinad obrotnych, w dziedzinie reklamy pozostala na poziomie budki z warzywami (w ktorej zreszta rosna handlowe korzenie wielu z nich). Nie doceniaja prostoty, nie wiedza co to elegancja. Nie przywiazuja wagi do image firmy, niektorzy zreszta nie wiedza nawet co to slowo oznacza. Nic dziwnego, ze czasem wiecej wysilku trzeba wlozyc w wyperswadowanie pomyslu przyniesionego przez klienta niz w sama robote. Do rzadkosci nalezy klient pytajacy szczerze, jak powinien wygladac szyld czy "logo" jego firmy. Jeszcze wiekszym rarytasem jest firma zamawiajaca cala kampanie poczawszy od "logo", liternictwa i gadgetow az do telewizyjnej reklamowki. Mozna odniesc wrazenie, ze u wielu biznesmenow samo slowo "reklama" budzi wciaz jeszcze zle skojarzenia, w mysl popularnej w PRL, starej rosyjskiej zasady: "tisze jediesz, dalsze budiesz". Najlepsi klienci to zazwyczaj duze, do niedawna panstwowe przedsiebiorstwa oraz kapitalisci, ktorzy wylonili sie z dawnych nomenklaturowych ukladow. Ci zdazyli poznac wartosc reklamy i potrafia wydac na nia pieniadze. "Sa lakoniczni, bo wiedza, czego chca. Rozmowa z nimi to przyjemnosc" - twierdzi jeden z pracownikow "Demi". Podobnie jak z bylymi cinkciarzami przemienionymi np. we wlascicieli "delikatesow". Przychodza w tych swoich czarnych mokasynach, bialych skarpetkach i "taryfiarskich" kurtkach skorzanych i po prostu mowia: "Panowie sie na tym znaja". Generalnie w glowach ludzi z pieniedzmi kroluje tandeta, twierdza fachowcy od reklamy. Indywidualnosc jako chwyt reklamowy nie istnieje, poniewaz wiekszosc klientow jej nie pragnie. Chce za to miec w napisie reklamowym angielskie slowa w rodzaju: "center", "trading", "limited", lubi takze podeprzec sie nazwa firmy swiatowej. Czy jest szansa na to, ze lichy styl rodzimej reklamy wizualnej ulegnie wkrotce zmianie? Wiele nowego wnosza wielkie zagraniczne firmy, prowadzace szczegolowo opracowane kampanie, majace swoj "design", szyk widoczny golym okiem. Byz moze zaraza tym polski biznes. _______________________________________________________________________ [Szpilki, 2 maja, 1992] Adam Kreczmar TO JEST WSZYSTKO... =================== Motto: "Wole polskie gowno w polu niz fiolki w Neapolu..." Dziki staw zarosly rzesa, Zimne nogi, co sie trzesa, Stara zaba kolo zdroja - To jest wszystko Polska moja. Cepeliowskie mdle obrazki, I nazwiska - wszystkie na "-ski", I ten kotek, ktory wlazl na... - To jest wszystko ziemia wlasna. "Wolga, Wolga" do polnocy, Zasiusiany dziecka kocyk I piosenka, co szla z wojskiem... To jest wszystko takie swojskie. To jest wszystko, co potrzeba: Troche pochwal, troche zniewag, Kropla wodki, smetku lut, Nie podzelowany but... W polu nawoz pieknie pachnie, Jasiek sie przymila Kachnie Nad dymiaca, pelna miska... To jest wszystko? _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek ([email protected]) Zbigniew J. Pasek ([email protected]) Jurek Karczmarczuk ([email protected]) Mirek Bielewicz ([email protected]) stale wspolpracuje: Maciek Cieslak ([email protected]) Copyright (C) by Zbigniew J. Pasek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.123.30), directory: /pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia ____________________________koniec numeru 38___________________________