______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

  Piatek, 12.02.1993.          ISSN 1067-4020                   nr 62
_______________________________________________________________________

W numerze:
         Czeslaw Sikorski - Obrazeni na amen
       Jurek Karczmarczuk - Homo Sovieticus: u zrodel
     Tadeusz K. Gierymski - In memoriam: Jan Marian Hemar
          Mikolaj Sawicki - Pierwsze spotkanie z III Rzeczpospolita (I)
         Adach Smiarowski - List do redakcji
_______________________________________________________________________

[Kom. red. Co jakis czas nasz zespol dostaje niespodziewanie
 przerazajace, wstrzasajace sumieniami informacje od Czytelnikow.
 Okazuje sie, ze wbrew naszym oczekiwaniom nie wszystko, nie zawsze i
 nie kazdemu sie podoba. A czasami - az trudno uwierzyc - niektorym sie
 wrecz nie podoba. Zanim wiec dowiemy sie, ze obrazamy czyjes uczucia,
 prosimy o skonfrontowanie wlasnych uczuc z ponizszym tekstem. J.K_uk]
_______________________________________________________________________

["Wprost", 17.01.1993. Autor jest profesorem na Wydz. Ekonomiczno-
 Socjologicznym Uniwersytetu Lodzkiego. Przepisal J.K_uk]

Czeslaw Sikorski

                           OBRAZENI NA AMEN
                           ================

`Obrazanie uczuc' stalo sie ostatnio pojeciem bardzo popularnym w
naszym zyciu spolecznym. Zarowno w prywatnych wypowiedziach, jak i w
oficjalnych oswiadczeniach organizacji spolecznych i politycznych mnoza
sie protesty przeiwko rozmaitym zjawiskom obrazajacym czyjes uczucia.
Uczucia obrazac moze niemal wszystko: reklama srodkow higieny osobistej
w telewizji, koszulka premiera Bieleckiego ze znakiem reklamowym
zagranicznej firmy, obcojezyczne napisy na ulicach polskich miast itp.
Szczegolna jednak wrazliwosc przejawiaja przedstawiciele hierarchii
koscielnej i partii o narodowo-katolickim charakterze, pietnujac juz
nie tylko konkretne sformulowania, ale cale programy radiowe i
telewizyjne, wybrane ksiazki i czasopisma, jako obrazajace uczucia
katolikow.

Trudno nie zgodzic sie ze stanowiskiem, ze obrazanie uczuc jest
naganne. Prawo stoi na strazy dobr osobistych, pod ochrona prawa
znajduja sie takze symbole panstwowe i religijne. Wszelako zdecydowana
wiekszosc tego, co miesci sie w pojemnej kategorii obrazania uczuc jest
niezwykle trudna do oceny prawnej. Przykladem moga byc proby
poszukiwania kryteriow, na podstawie ktorych mozna by obiektywnie
orzekac, co jest, a co nie jest pornografia. Proby te, podejmowane z
cala powaga w ustawodawstwach roznych krajow, nierzadko przynosza w
rezultacie jedynie powszechne rozbawienie. Uczucia sa kategoria na
wskros subiektywna. To samo zdarzenie moze byc przez kogos uznane za
obrazajace jego uczucia, a przez kogos innego za calkowicie pod tym
wzgledem obojetne. W tej sytuacji kazda kwalifikacja prawna bedzie
dyskusyjna. Dodatkowa komplikacja jest fakt, ze z protestami przeciwko
obrazaniu uczuc danej grupy spolecznej wystepuja najczesciej w jej
imieniu jednostki lub organizacje, ktorych pelnomocnictwo w konkretnej
sprawie zawsze moze byc zasadnie kwestionowane, zwlaszcza gdy dotyczy
to tak wielkich i wewnetrznie zroznicowanych grup spolecznych jak
narod, wyznawcy danej religii lub okreslone srodowisko zawodowe.

Klopoty z ocena prawna czynia z postulatu nieobrazania uczuc wygodne
narzedzie walki politycznej o ustanowienie w panstwie regul zycia
spolecznego, odpowiadajacych celom i aspiracjom ugrupowan skupionych
wokol Kosciola katolickiego. Biorac bowiem pod uwage inkryminowane
teksty i spektakle, trudno oprzec sie przekonaniu, ze obrazanie uczuc
polega w tym wypadku na prezentowaniu innych pogladow, stylow zycia i
obyczajow anizeli akceptowane przez katolickich fundamentalistow.
Niewinny postulat nieobrazania uczuc zmierza wiec w prostej linii do
zamykania ust inaczej myslacym, jest niczym innym jak wstepem do
tworzenia systemu prawnego, znacznie ograniczajacego swobody
obywatelskie. Jestesmy swiadkami uporczywej i - co gorsza - skutecznej
walki tych ugrupowan o zdobywanie kolejnych przyczolkow w
ustawodawstwie. W tym swietle zrozumialy jest sprzeciw, jaki w
srodowisku ZChNu budzi jeden z warunkow przyjecia Polski do Wspolnoty
Europejskiej, dotyczacy dostosowania systemu prawnego do standardow
wymaganych w Europie. Sprzeciw ten wyrazany jest pod chwytliwym haslem
obrony suwerennosci panstwowej.

Protesty przeciwko obrazaniu uczuc sa elementem strategii walki o
wladze, osadzonej na wyraznie okreslonym fundamencie ideologicznym, a
wiec z gory ograniczajacej demokracje przez dodanie jej stosownego
przymiotnika, podobnie jak to bylo w wypadku demokracji
socjalistycznej.

W demokracji bezprzymiotnikowej zasada otwartej artykulacji rozmaitych
pogladow - takze skrajnych - oraz swobody wyboru stylu zycia jest
nienaruszalna. Respektowanie tej zasady pozwala na koegzystencje grup
spolecznych, ktore roznia sie znacznie pod wzgledem politycznym,
swiatopogladowym lub obyczajowym. Konflikty miedzy tymi grupami sa
oczywiscie nieuniknione. Chodzi jednak o to, ze konflikty te, o ile uda
sie je utrzymac w cywilizowanych ramach i na umiarkowanym poziomie, sa
czynnikiem zwiekszajacym efektywnosc panstwa jako organizacji.
Sygnalizuja bowiem one problemy do rozwiazania i dostarczaja osrodkom
wladzy wielostronnych informacji, uzytecznych w podejmowaniu decyzji.
Wbrew pozorom zatem, dla sprawnego funkcjonowania panstwa jest to
sytuacja znacznie lepsza niz uzyskanie stanu `jednosci moralno-
-politycznej'. I to nie tylko wtedy, kiedy jednosc ta jest pozorna, ale
rowniez wowczas, gdy jest ona rzeczywista. Sytuacja staje sie
niebezpieczna dopiero wtedy, gdy ktoras ze stron lamie reguly gry
demokratycznej, gdy peka bariera tolerancji i nastepuje wzmaganie
napiec i konfliktow spolecznych. Zgodnie ze znana w psychologii teoria
pola sil Kurta Lewina:

       `dzialaniu kazdej sily w systemie spolecznym
       towarzyszy dzialanie sily rownej co do wielkosci,
       lecz przeciwnie skierowanej.'

Jesli wiec istotnie mamy do czynienia z przejawami obrazania uczuc
religijnych, to oslabienie, a nie wzmocnienie krucjaty przeciwko tym
przejawom moze byc najbardziej skutecznym sposobem ich wyeliminowania.

Sposob reakcji na krytyke i nieakceptowane zjawiska spoleczne jest
przede wszystkim uwarunkowany kulturowo. Sluszne jest czesto wyrazane
przekonanie, ze demokracji musimy sie nauczyc. Nauka ta polega miedzy
innymi na pozbyciu sie stereotypow kulturowych, uksztaltowanych w
czasach realnego socjalizmu, ktore decyduja o naszej nadwrazliwosci, a
wiec latwosci, z jaka uznajemy, ze obrazono nasze uczucia.

Pierwszy z tych stereotypow sprowadza sie do przywiazywania nadmiernego
znaczenia do artykulow prasowych, traktowanych jako wyraz oficjalnego
stanowiska wplywowych sil politycznych.

W czasach PRL-u bylo tak istotnie, nic nie dzialo sie przypadkowo.
Jesli wiec w artykule zawarta byla krytyka jakiegos srodowiska, to
nalezalo spodziewac sie nagonki politycznej z wszystkimi jej
konsekwencjami. Dzisiaj, gdy niemal w kazdej sprawie spotyka sie
zroznicowane opinie, histeryczna reakcja obronna czesto ma swoje zrodlo
w owczesnych doswiadczeniach.

Drugi stereotyp to mniej lub bardziej uswiadomione przekonanie, ze
niektore osoby, instytucje lub idee nie powinny byc `z waznych
wzgledow' krytykowane. W czterdziestoleciu powojennym obszar
dopuszczalnej krytyki byl bardzo dokladnie okreslony, a cenzura
czuwala, by jego granice nie zostaly przekroczone. Krytyke traktowano
bowiem jako podcinanie autorytetu wladzy. W demokracji
bezprzymiotnikowej nikt i nic nie moze byc spod krytyki wylaczone.
Wszystko wskazuje na to, ze ten punkt widzenia jest trudny do
zaakceptowania przez przedstawicieli Kosciola, ktorzy krytyke swoich
dzialan lub pogladow zwykli traktowac jako atak na Kosciol, a nawet na
religie jako taka. Krytyka nie jest wiec odbierana w kategoriach
normalnych regul demokratycznych, ale jako proba pozbawienia Kosciola
jego autorytetu spolecznego. Wyrazna jest np. obawa przed informowaniem
opinii publicznej o wydarzeniach, w ktorych ksiadz odegral role
negatywna. Jest to obawa przed latwymi uogolnieniami, rzucajacymi cien
na caly stan kaplanski. Podobne obawy wyrazane sa zreszta przez
przedstawicieli takze innych grup zawodowych lub srodowisk spolecznych.
Tendencja do niesprawiedliwych uogolnien nie jest jednak rezultatem
krytyki, lecz wlasnie jej braku i zabiegow zmierzajacych do ukrywania
negatywnych zjawisk, torujacych droge plotkom.

Wreszcie trzecim stereotypem sprzyjajacym nadwrazliwosci jest nawyk
zwracania przesadnej uwagi na kontekst rozmaitych zjawisk i informacji.

Czytanie `miedzy wierszami', poszukiwanie podtekstow i skojarzen bylo
wszak czesto spotykanym sposobem odbioru informacji z oficjalnych
publikacji i widowisk w okresie PRL-u. Takze cenzura i osoby
odpowiedzialne za spoleczna komunikacje z wielka starannoscia
analizowaly kontekst przekazywanych tresci, aby pozbawic odbiorce
mozliwosci ich nieoczekiwanych interpretacji. Pamietam, z jaka
satysfakcja pokazywano sobie kiedys gazete, w ktorej znajdowala sie
informacja o posiedzeniu Biura Politycznego, a tuz obok, na sasiedniej
szpalcie, zamieszczono artykul o hodowli trzody chlewnej. Ilustrowany
byl on zdjeciem przedstawiajacym gromade dorodnych wieprzkow. Takie to
byly nasze male uciechy w szarej rzeczywistosci realnego socjalizmu.

Bedac w Slowenii wkrotce po tym, jak Karol Woltyla zostal papiezem,
poczulem sie dotkniety do zywego, widzac w kioskach kolorowe zdjecia
Ojca Sw. umieszczone wsrod licznych czasopism z rownie kolorowymi
zdjeciami rozebranych panienek na okladkach. Dopiero po jakims czasie
doszedlem do wniosku, ze moje oburzenie bylo typowa reakcja umyslu
zniewolonego, poszukujacego w kontekstach ukrytych znaczen, prowokacji
lub kpiny. Slowenscy handlarze eksponowali wszak towary do sprzedania,
a nie wartosci moralne.

Wyuczony brak umiejetnosci normalnego, a wiec rzeczowego zamiast
symbolicznego, odbioru informacji wydaje sie jedna z podstawowych
przyczyn obrazania uczuc.

Im szybciej postepowac bedzie proces przezwyciezania utartych
stereotypow, rownoznaczny z poszerzaniem obszarow tolerancji, tym
bardziej nasze uczucia stawac sie beda odporne na obraze. Zgoda na
prezentowanie innych punktow widzenia nie oznacza przeciez koniecznosci
ich akceptowania przez tych, ktorzy sie z nimi nie zgadzaja. Wartoscia
naczelna systemow demokratycznych jest mozliwosc wyboru. Byloby kleska,
gdyby decydujacy wplyw na zycie spoleczne w naszym kraju ponownie
uzyskalo jakiekolwiek ugrupowanie polityczne, ktore wartosc te
kwestionuje.

_______________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk

                     HOMO SOVIETICUS - U ZRODEL
                     ==========================

Ksiadz Tischner zrobil rzecz ponura. Spowodowal, ze pojecie `homo
sovieticus' (dalej w tekscie: HS) spopularyzowane przez tworczosc
literacka Aleksandra Zinowiewa tak gleboko weszlo w nasza polska
paplanine publicystyczna, ze teraz kazdy sobie je definiuje na wlasna
reke i wzajemne wyzywania sie od HS weszlo do folkloru.

Proponuje czytanie tego felietonu zaczac od rozwiazania zadania
domowego: definicji homo sovieticusa.
...

Dziekuje. Bardzo interesujace, ale nie skorzystamy. Nie wiemy jak!

HS to taki, ktoremu nie chce sie pracowac, bo za Rezimu byl
przyzwyczajony nic nie robic, tylko kombinowal. A moze taki, ktoremu sie
chce pracowac, ale go zwolnili, a on sie awanturuje, bo nie rozumie, ze
bezrobocie jest konieczne dla gospodarki. Glupot sie nauczyl za komuny
i mysli, ze praca to jego prawo. HS to jest ten, ktory do kosciola nie
chodzi i pije. A takze ten ktory uwaza, ze tylko on ma racje, a
przeciwnika nalezy zamknac do pudla za obrazanie uczuc.

Homo sovieticus to taki, ktory nie rozumie, ze bylych komuchow nalezy
wykonczyc, bo sa ciagle grozni i moga zaszkodzic. A raczej ten, ktory
probuje stosowac do swoich przeciwnikow politycznych dokladnie te same
metody, ktore byly stosowane przez komune. Badz tu czlowieku madry...

Jedno kryterium jest bardzo popularne: HS to taki jegomosc, ktoremu jak
sie powie: `ty homo sovietikusie, ty!', to sie strasznie zaperza i
odpowiada: `ty sam jestes homo sovietikusem, ty!!!'. (Polecam
literature uzupelniajaca: polemike prasowa miedzy mec. Sila-Nowickim a
ksiedzem Tischnerem opublikowana dwa lata temu w "Polityce".
Przepisalem ja kiedys w Poland-L. Jest znakomitym materialem
dydaktycznym pokazujacym jak dobre intencje potrafia zacnych ludzi
wywiesc na publicystyczne manowce...)

Postanowilem dla wewnetrznego spokoju zajrzec do oryginalu Zinowiewa.
Ten bezkompromisowy antirezimowiec nalezy juz do Klasyki przez duze K.
Moze nie dlatego, ze da sie go porownac z Solzenicynem, czy innymi
pisarzami - realistami, ale dlatego, ze NIE nalezy juz do niczego
innego. Zinowiew sie skonczyl. Przegral. Ten potworny cynik mial zbytnia
wiare w potege komunizmu, uwazal, ze potwor, z ktorym walczyl pol zycia,
jest Prawdziwa TysiacLetnia Rzesza, na ktora nie ma sily, bo chroni go
nie tylko olbrzymia armia, ale i mentalnosc sowiecka, ktora
przesiaknela kraj od Abchazji poprzez Estonie az do Uzbekistanu
(alfabetycznie).

Chcialem sprawdzic, czy HS czyli Gomosos, jak jest czasami nazywany w
oryginale (Editions L'Age d'Homme, Lausanne 1982), jest archetypem, do
ktorego mozna przymierzyc i dzisiejszych nacjonalistow w rozbitym
imperium i nowa emigracje i nowych biznesmenow tudziez gangsterow,
czy tez jest to obiekt historyczny, ktory dawal sie rozpoznac wylacznie
w starej, sztywnej i globalnej, sila trzymanej strukturze. Z gory
oswiadczam, ze po przeczytaniu ksiazki dalej nie jestem pewien.

Ale wypada zrobic tu wtret nie na temat. Ryszard Kapuscinski, ktorego
ksiazka "Imperium" ma sie wkrotce ukazac, zauwaza, ze ZUPELNIE
NIEZALEZNIE od typu swiadomosci, czy postawy, przynaleznosc do panstwa
sowieckiego byla jedynym wyznacznikiem spolecznym w sytuacji, gdy wielu
ludzi nie czulo sie zwiazanych z zadna narodowoscia. Teraz imperium
zostalo rozbite, nacjonalizmy goruja i ci, ktorzy sie nad tym w ogole
zastanawiaja, poszukuja czasami na sile nowej identyfikacji.

A juz niezaleznie od wszystkiego innego, to jednak przyjemne pomyslec,
ze sie jest (nieprzyjemne, ze sie bylo) Obywatelem Kraju, nad ktorym
Slonce Nigdy Nie Zachodzi... Tak, ze to pojecie literalnie ma tez
pewien sens, homo sovieticus jest z cala pewnoscia pojeciem realnym
przynajmniej w tym kontekscie. Ale nie ma to nic wspolnego ze
znaczeniem (nad)uzywanym w Polsce.

Bede Zinowiewa cytowal, ale rzadko doslownie. Prosze ponizsze
potraktowac jako pewien koncentrat, w ktorym staralem sie oddac idee,
ale cokolwiek zagubilem styl. Mnie chodzi o analize, a styl jest
cyniczny, trudny do streszczenia, a poza tym sam jezyk rosyjski jest u
Zinowiewa pewna nieprzekladalna wartoscia.

Ksiazka jest zbiorem niewielkich felietonow bez watku przewodniego.
Jest impresja, ktora wyraza - wlasnie - co wyraza???

Zinowiew pisze: - jesli myslicie, ze wyraza moje przekonania, to
jestescie w bledzie. Czlowiek sowiecki nie ma przekonan. Ma pewien
stereotyp zachowania, ktory pozwala mu szybko podejmowac decyzje (np.
pic i nic nie robic), ale opinie, przekonania itp. to sa pojecia
zachodnie, ktore nie maja zastosowania u nas. Zachod lubi `analizowac'
ZSRR i jest to kompletny idiotyzm. I miedzy innymi dlatego stosunki
miedzy ZSRR a Zachodem przypominaja stosunki homoseksualne, przy czym
Sowieci sa strona aktywna, za to Zachod ma jakies rozpaczliwe poczucie
wstydu. A o zadnej odgradzajacej kurtynie nie ma mowy, my juz jestesmy
na Zachodzie. Popatrzcie sie i osadzcie nas, bo inaczej sami
zostaniecie osadzeni!

Ksiazka jest pisana w Monachium, w 1981. Dobry rok do zludzen, ze na
wschod od Bugu nigdy nic nie nastapi. Zinowiew pisze wiec swoja ksiazke
jak popularny traktat geograficzny. ZSRR po prostu JEST. Jest tam tak a
tak, wladze zachowuja sie tak a tak, ludnosc tak a tak. Podaje
przyklady ze swego poprzedniego zycia, a przyklady te sa zastygle, a
wiec wiecznie prawdziwe, choc sposob ich prezentacji nie jest zbyt
wzniosly, jest to po prostu zgryzliwa kpina. Zycia troche jest w
biezacym sasiedztwie autora, wsrod rosyjskiej emigracji w Niemczech,
ale to tez wlasciwie modele, archetypy - Cynik, Pisarz, Entuzjasta,
Dama itp. okazy rosyjskiej emigracji krecacej sie wokol `Pensji', w
ktorej autor mieszka i ktorej nienawidzi, bo Prawdziwy Swiat zostal
TAM. Nawet gazete bierze do reki wyjatkowo i z obrzydzeniem.

Monolog Zinowiewa jest gesty, brnie sie w nim jak w mazi. Moskwa
wyciaga swoje macki wszedzie, jest wszedzie, ale swiatem rzadzic nie
bedzie. Bo nie jest to narod panow, raczj rabow i wieki musialyby minac,
nim by sie nauczyli panowac nad innymi. Maja swoja wladze, ale to sa
tacy idioci, ze tego sie po prostu nie da pojac. I zachodni politycy sa
tak glupi, ze nie sa w stanie poznac, ze tamci to idioci, i daja sie
przez nich regularnie robic na szaro. Wstyd im, wiec dorabiaja
makiawelistyczna interpretacje wmawiajac spoleczenstwu, ze tamci to
geniusze zla: Stalin, Suslow, Brezniew, Gromyko itp. Oj! zla! - ale
geniusze, wiec mozna od czasu do czasu z takimi przegrac nie tracac
honoru...

A czasami jest to dialog, badz z Cynikiem, czy innymi modelami, badz z
anonimowym rozmowca. Czasami rozmowa ma charakter wywiadu, czasami
przesluchania. Czasami jest to retrospekcja, albo dla odmiany rozmowa o
wspolczesnej (wtedy!), zaplesnialej emigracji rosyjskiej.

Albo historyjka, jak sam Zinowiew dostal sie na Zachod jako szpieg in
spe, `urobiony' przez KGB jako dysydent. Autor opisuje swoje rozmowy z
KGB, z bylym rosyjskim szpiegiem, ktory mu oswiadcza, ze praca na
Zachodzie jest bardzo przyjemna i bezpieczna. Przede wszystkim nalezy
sie przyznac, ze sie jest (oczywiscie nawroconym) szpiegiem, zeznac
wszystko i ma sie rece wolne. Nie ma mowy o `wykryciu', bo takie
romantyczne przygody, to rzadko teraz stosowane rozrywkowe akcje
polityczne. A poza tym, zachodnie wiezienia to istne sanatoria...

Wiec czytamy to i czytamy i ciagle dalej nie wiemy, co to jest ten
Gomosos. I wlasciwie sie nie dowiemy, dowiemy sie tylko, ze dla
Zinowiewa caly swiat, lacznie z Zachodem jest domem wariatow.

I w tym domu wariatow HS sobie radzi. Potrafi byc dysydentem, ktory
prosto z krytyki rezimu zostaje czlonkiem KC i oficerem KGB. Potrafi
byc czlonkiem grupy terrorystow na zachodzie, ktory rezygnuje z tej
pracy ze wzgledow moralnych. Ale niemoralne tu moze byc np.
marnotrawstwo srodkow i nieefektywne katrupienie zachodnich politykow.
Gdyby bylo efektywne, sprawne i skuteczne, to co innego.

Z rzadka czytamy o jakims niezmienniku charakteryzujacym HS. Mielismy
stereotyp, mamy takze kategorycznosc. HS - emigrant gazet nie czyta (na
ogol jezykow nie zna), ale WIE. Wie, ze ten, czy ow polityk z Telewizji
bzdury tylko plecie, choc nie jest jasne w jakim jezyku. Gdzies tam
rewolucja, np. w Iranie? HS wie, ze 1. Zachod sam sobie winien, idioci
zawalili sprawe, dobrze im tak; 2. Ewidentnie sowiecka sprawa, to
muzulmanskie mydlenie oczu, to smieszne. ``Wr'ezat' im nado, i delo c
kon'com''. Motyw ``wr'ezat' '' jest standardowym refrenem. Rznac Arabow,
Sowietow, negrow, terrorystow, ajatollahow.

A jak sie zdobylo jakas prace na Zachodzie, haruje sie od rana do
wieczora w jakiejs fabryce, to wr'ezat' nado Turkom, kapitalistom,
urzedasom imigracyjnym, ktorzy ciagle kreca z tymi papierami itp.

Widzimy stad, ze HS wg. Zinowiewa jest czlowiekiem sfrustrowanym. Jest
czlowiekiem, ktory juz zapomnial i NIGDY juz nie bedzie wiedzial co to
takiego: pokoj sumienia. Wniosek, ktory moglbym z tych atrybutow
gomososa wyciagnac, jest dosc ponury: gomosos jest czlowiekiem
niebezpiecznym dla otoczenia. Stosunek do pracy, nieusprawiedliwione
przekonanie o wlasnej racji itp. grzeszki, ktore czesto przypisuje sie
Polakom, a nawet przypisujemy je sami sobie, to zupelnie nieistotne.
Takich spotyka sie wszedzie. Czterdziesci lat realnego socjalizmu
zrobilo tu naprawde niewiele, glowna wina systemu POD TYM WZGLEDEM bylo
odizolowanie nas od swiata, braki w wyksztalceniu i niemoznosc
skonfrontowania naszych postaw z ludzmi z `cywilizowanych' krajow.

To, co jest najgorsze, a czego Zinowiew wcale nie podkresla, nawet nie
pisze o tym jawnie, a przebija to z prawie kazdej stronicy - to zle
ukierunkowana psychodynamika, to szukanie wrogow wszedzie wokol, to
chec wr'ezania kazdemu kto podpadnie. Niezaleznie od przekonan, wszak
to pojecie nie ma sensu! Narod Dzyngis-Chanow?

I czytamy dalej, brniemy w dywagacje, z ktorych przebija mieszanina
dumy i wstydu wzgledem siebie, mieszanina podziwu i pogardy wobec
cywilizacji zachodniej. Jeden z modeli Zinowiewa, Pisarz, oswiadcza, ze
cala cywilizacja jest Wielkim Klamstwem. Klamstwem jest kultura,
humanistyczne wartosci jak np. tolerancja rasowa, ktora jest sprzeczna
z naturalnymi dazeniami ludzi. To Zachod jest sfrustrowany! Dorabia
sobie pseudowartosci i kieruje sie pozorami. Dlaczego np. stosunek do
emigracji z ZSRR wyraznie zmienia sie na gorsze? Kiedys holubili, teraz
szykanuja i w ogole nie lubia. No, bo kiedys emigranci stanowili
forpoczte walki z komunizmem, byli ziarnami, z ktorych mial wyrosnac
Gniew, ktory zmiecie rezim tak, jak kiedys za granica wyrastal bunt
przeciw caratowi. A teraz wiadomo, ZSRR jest wieczny, te male pchelki,
ktore wydostaly sie na Zachod, tylko mydla oczy, a gdy ofensywa Sowietow
przeciw Zachodowi ruszy, to natychmiast przypomna sobie o Rodinie i
bedzie z nich taka Piata Kolumna, ze prosze siadac!

Czyli Zachod winien sie bac HS. No, a popatrzmy z perspektywy 1993. ZSRR
nie ma, a stosunek do emigracji z ZSRR jest jeszcze gorszy, w Europie
na serio boja sie zalania przez tlumy Rosjan, Ukraincow itp., co moze
byc jeszcze gorsze do opanowania niz imigracja z Afryki. Zinowiew jakos
tej prostej analogii nie mogl uwzglednic. Natomiast motyw agentur
sowieckich na zachodzie przewija sie przez cala ksiazke. Opisuje swoja
rozmowa z innym modelem, pania Anty, ktora tak go zanudzila swoja
krucjata, ze ja zwymyslal, a w zamian ona go oskarzyla, ze jest agentem
i ze go wyda wladzom.

A Zinowiew smieje sie w kulak: guzik mu zrobi! Jest bezpieczny, gdyz
gospoza Anty NAPRAWDE uwaza go za PRAWDZIWEGO agenta. Tymczasem
wiadomo, ze w trudnej sytuacji sa jedynie niewinni emigranci, ktorzy
nie wiedza jak sie zachowywac, na takich sie donosi i czasami wiezi.
Prawdziwy agent, kwintesencja HS jest bezpieczny. Dama Anty zreszta
wie, ze wydanie prawdziwego agenta mogloby pociagnac za soba zemste,
wiec nic nikomu nie powie.

I czytelnik zaczyna tracic zainteresowanie ksiazka. Rzeczywiscie,
stereotyp ten HS. Ten autor tez. Niczego sie nie nauczymy nowego. Na
ostatnich stronach mamy jeszcze raz zebrane atrybuty HS. Czytamy, ze
jest to wysublimowany produkt spoleczny, dostosowany do takich a nie
innych praw spolecznych. Jest wbudowany w homeostaze sowietyzmu, jest
obronca rezimu wszedzie i zawsze, jak zolnierz w mrowisku. Wyglada
normalnie, herbatke wypije, zgodzi sie z toba, ze w ZSRR jest zle, a
propaganda beznadziejnie glupia i falszywa. I sam poda ci pare dobrych
przykladow. A potem sam na ciebie doniesie.

Gomosos nie oznacza degradacji. Jest wyzszym wytworem cywilizacji, jest
uniwersalny. Jest zdolny do dowolnej podlosci, a nawet potrafi
swiadczyc dobro. Jest naiwny, pusty i wszechwiedzacy; jest Niczym,
czyli Wszystkim. Jest w kazdym czlowieku. W tobie tez.

Czyli jednym zdaniem: dla Zinowiewa homo sovieticus jest socjo-
psychicznym wcieleniem Szatana. Nie jest to nowa mysl, przewija sie od
czasow starozytnych. Zinowiew osadzil ja jedynie w konkretnym
kontekscie politycznym i literacko przyozdobil.

Ja osobiscie w Szatana nie wierze. Znalezc go potrafie tez wsrod
francuskich politykow, i co z tego?

Nie, prosze panstwa. Popatrzmy wokol. Homo sovieticus istnieje tylko
dla tych, ktorzy postanowili w niego uwierzyc. Niewazne dlaczego, albo,
zeby sie upajac strachem jak dzieci wlazace pod lozko przed duchami,
albo zeby wygrywac tym strachem swoj wplyw polityczny na otoczenie,
albo po prostu aby jakos prosto nazwac bardzo skomplikowane zjawisko.
Gdyz typowym zludzeniem prostych umyslow jest przekonanie, ze jak sie
cos nazwalo, to znaczy, ze sie to wytlumaczylo. A teraz zobaczymy kto
sie obrazi za ten `prosty umysl'.

                                                Jurek Karczmarczuk
_______________________________________________________________________

Tadeusz K. Gierymski 

               IN MEMORIAM: JAN MARIAN HEMAR
               =============================

               (W dwudziesta rocznice smierci)


		...niezaleznie od tego,
		Z jakiego jestem miasta,
		Ja wogole nie jestem
		Polakiem od krola Piasta.

		Z krwi lechickiej, z przypadku
		I z metrykalnych przyczyn,
		Moja ambicja, ze jestem
		Polakiem ochotniczym,

		Z zaciagu, nie z poboru.
		Nie pamietam od kiedy -
		Od "Ojca zadzumionych",
		Czy od "Lilli Wenedy"?

Tak pisal o sobie pod koniec zycia ten poeta, prozaik, komediopisarz,
satyryk, autor niezliczonych piosenek, fraszek, wspomnien, felietonow,
tlumacz Sonetow Szekspira i `wiekszej polowy' wierszy Horacjusza.

`Jestem z pokolenia, ktore wyssalo z mlekiem matki - choc, jesli o mnie
chodzi, nie polskiej - zapamietala, goraca, nigdy nie ostygla milosc do
polskiej poezji i literatury, z pokolenia, dla ktorego literatura
znaczyla Summa Poloniae, znaczyla najwyzsza sublimacje polskosci, a
Polska byla jednoznaczna z literatura najwyzszego rzedu'.   ...

`Od mlodosci tak wczesnej, ze niemal od dziecinstwa, zylem w
niezachwianej wierze, ze byc polskim pisarzem wierszy, lub powiesci, to
najwyzsza ranga ludzka, najwyzsza nobilitas, ze to znaczy byc juz pol-
duchem, pol-bogiem na ziemi'.

`Mysle o swej goracej i nieszczesliwej milosci do Polski i do Polakow.
Moja goraca milosc nie moze sie pogodzic z inna Polska, tylko najlepsza,
najszlachetniejsza, najuczciwsza w swiecie. Moja nieszczesliwa milosc nie
moze sie pogodzic z maloscia i malostkowoscia Polakow, z blaga, z
poganska dewocja, z gladkim i pustym frazesem, z tromtadracka
nieopowiedzialnoscia. Moj patriotyzm nie jest malpia miloscia, jest
miloscia gorzka - goraca i nieszczesliwa. Uczyli mnie tej milosci
Slowacki, Zeromski i Pilsudski'.

Wspolpracowal z Lechoniem, Slonimskim, Tuwimem i Galczynskim,
tworzyl swietne teksty dla kabaretow "Qui Pro Quo", "Bandy" i "Cyrulika
Warszawskiego". Jego komedie bawily nie tylko polska publicznosc;
"Firma" grana byla w Wiedniu, Budapeszcie i w Bratyslawie. Jego dramat
"Cud biednych ludzi" wystawiony byl w Abbey Theatre w Dublinie p.t.
"Poor Man's Miracle".

"Szpilki" drukowaly jego satyry. Ambasador Niemiec w Warszawie
protestowal, ze piosenka Hemara "Ten wasik", spiewana przez Ludwika
Sempolinskiego w popularnej rewii "Orzel czy rzeszka" `osmieszala
glowe panstwa'. We wrzesniu 1939 r. Hemar i Sempolinski, poszukiwani
przez gestapo, ratowali sie ucieczka z Warszawy.

Hemar urodzil sie 6 kwietnia 1901 r. we Lwowie, sluzyl w wojsku w
latach 1919-20, studiowal medycyne i filozofie na Uniwersytecie Jana
Kazimierza. Jeszcze przed studiami pisal piosenki i liryki i
przyholubiony przez "Qui Pro Quo" przeniosl sie do Warszawy w 1925 r.
Lwow jednak byl mu najdrozszym miastem:

		Z wszystkich tesknot do swiata, do zlota,
		Do tryumfow, i wiencow na glowie,
		Pozostala ta jedna tesknota,
		Aby kiedys umierac we Lwowie.
		Pozostala tesknota jedyna,
		Wszystkie inne tesknoty zaglusza:
		Gdy ostatnia wybije godzina,
		By z lwowskiego wybila ratusza.

Opusciwszy Warszawe, spedzil rok w Rumunii, skad dotarl do Turcji i do
Palestyny, gdzie Brygada Karpacka przyjela go jako starszego strzelca z
cenzusem. Prowadzil w wojsku prace oswiatowa. Napisal nie tylko slowa,
ale takze i muzyke hymnu Brygady Karpackiej. Z rozkazu Wodza
Naczelnego przewieziony zostal statkiem naokolo Afryki, ladujac `po
siedemdziesieciu dwoch dniach wielkiej podrozy' w Liverpoolu 9 marca
1942 r. `Kolana mi drzaly ze strachu na mysl, ze przyjade do Londynu i ze
bede sam na stacji'. Dzwonil wiec z hotelu do ambasady w Londynie,
`zeby zawiadomili Gr. (Grydzewskiego - tkg), zeby jutro byl na Euston
Station'.

`Nikt nie czekal. Deszcz padal. Nawet mi bylo przyjemniej, ze deszcz,
ze jestem taki sam, ze tak smutno. Mowi sie o smutku odjazdow, smutek
przyjazdow gorszy. Trzeba o tem napisac wiersz'.

Tak pisal w "Marchewce", Pamietniku Satyrycznym wydanym przez
Orbis (London) Limited w 1943 r., zbiorku, ktory zapoznal mnie z
Hemarem. (Dostalem go `na gwiazdke' w Londynie, od mojej pierwszej
wielkiej milosci. Ale to juz inna historia.)

Do konca wojny pracowal w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji.
Zostal w Londynie po wojnie, nie chcac wracac do zniewolonej ojczyzny.
Zalozyl kabaret "Orzel Bialy", a pozniej "Teatr Hemara", dla ktorego
pisal wszystkie teksty, muzyke, ktorego byl rezyserem i dyrektorem, a
czasem nawet aktorem. Pisal wiersze, rewie, recenzje, piosenki, dawal
odczyty, bral udzial w audycjach radiowych.

Nie ratuszowy zegar Lwowa wybil mu ostatnia godzine. Zmarl 11 lutego
1972 roku w szpitalu w Dorking, miasteczku polozonym o jakies
trzydziesci mil od Londynu. Pochowany zostal na cichym, malym
cmentarzu. Plyta nagrobna mowi:

                         MARIAN HEMAR
                          1901- 1972
                            POLISH
                         POET - WRITER
                        BELOVED HUSBAND
                              OF
                             CAJA


Czesc Druga: Utwory Wybrane

		        Polowanie
                        ---------

		Wiersze chodza po glowie,
		Jak plochliwe sarny,
		Przez las
		Szumiacy i czarny.

		Blyskaja spomiedzy pni,
		Na wpol z cieniem stopione.
		Ukryty
		Marszczysz brwi.

		Ku jednej, zbyt widocznej
		W kniei zielono-mrocznej ---
		Ognia niteczka cienka
		Pomknela, i srutem slow
		Trafiona
		Upadla sarenka.
		O mysliwcze okrutny!

		Teraz ja niesiesz, bezwladna,
		Niesiesz smutny, nieladna ---
		Zwloki sarenki.
		Ale juz niepodobne do tamtej,
		Lesnej panienki.


		     Melodia paryska
                     ---------------

	Na placu Vendome jakby mrok, jakby mgla,
	Jakby jesien - ach, co ja tu robie?
	Pierwszy wieczor w Paryzu -- tak-em chcial tego dnia --
	Teraz chodze i mysle o tobie.

	A tu niebo na gorze, jak mleko,
	A tam nizej pas rozu sie pali.
	Ode mnie do ciebie daleko jest,
	Od ciebie do mnie jest dalej.

	Ode mnie do ciebie jest jeden krok,
	Jeden krzyk, doslyszalabys prawie!
	Od ciebie do mnie -- jakby mgla, jakby mrok,
	Jakby Paryz... A ty w Warszawie.


	     	       Antolek o psychoanalizie
                       ------------------------

			Slonimski Antolek
			Nie uwaza Freuda.
			`Po prostu - powiada -
			To jakas niedojda.

			Snila mu sie szafa,
			Zwyczajnie, dla hecy,
			A ten Freud tlumaczy,
			Ze organ kobiecy.

			Ale jak sie we snie
			Ten organ zobaczy,
			To sie pytam Freuda,
			Czy to szafe znaczy?'

			Okropnie zlosliwie
			Powiedzial na Freuda,
			Wszyscy sie tak smieli
			Jak z Harolda Lloyda.

			`Ja nauke - mowi -
			Docenic potrafie.
			Wellsa, na ten przyklad - lubie.
			A Freuda mam w szafie'.



		Tam,
		Gdzie jest jeden Polak
		Sam -
		Jest Polska, jest patriotyzm i duch
		I serce w piersi plonace, jak smolak.
		Tam,
		Gdzie jest Polakow dwoch -
		Nie ma Polski, ni uczuc dziewictwa:
		Tam sa juz - dwa polskie stronnictwa.

                                            ... (1922, wyjatek)


		        Zywa torpeda
                        ------------

		Krzyczy: `Nie damy Lwowa!
		Nie damy - krzyczy - Wilna!'
		Jakby w tym krzyku byla
		Aluzja jakas usilna.

		Aluzja, ze jest ktokolwiek,
		Kto inny - Polak - co dalby,
		Co wzialby na swoje sumienie
		Te mysl. I chcialby. I smialby.

		Wiec on, Rejtan, pada - nie da!
		Piers wypial na burze owacji!
		To on - znow ta zywa torpeda.
		Chwilowo na emigracji.

                                (wyjatek)


PRZEGLAD PRASY ( Z "Marchewki")

                Na "Jutro Polski"
                -----------------

		Pytja z puszki
		W roli wrozki.
		Wszystkiego potroszku.
		Omlet z jajek w proszku.


		Na "Mysl Polska"
                ----------------

		Kregi tej mysli
		Smiale i dalekie:
		Polen, erwache -
		Juda, verrecke.


		           Na "Free Europe"
                           ----------------

		Kazdy skwapliwie to pismo pochwali,
		Jasne, ze nikt sie zganic nie osmieli.
		Anglicy chwala, bo nie przeczytali.
		Polacy chwala, bo nie rozumieli.


FRASZKI.

	    Guwernantce
            -----------

	Poty zyla, az zmarla,
	Teraz jest juz w niebie.
	Tak zmarla, jak i zyla:
	Pan ja wzial do siebie.

	    Na pisarke
            ----------

	Tak pisze, jakby znala jakies nowe
	Pigulki przeciw zachodzeniu w glowe.

            Wariant
            -------

	Chrzescijanska zasada
	Dla dobrych katoliczek:
	Gdy ciebie pocaluja,
	Nadstaw drugi policzek.

            A zycie to nie bajka
            --------------------

	Andersenowska bajka, czarodziejska przadka:
	Sliczny labedz sie rodzi z brzydkiego kaczatka.

	A zycie to nie bajka. Patrzcie, nieboraczki:
	Z przeslicznych labedziatek - same brzydkie kaczki.

            Na Hlaske
            ---------

	Nienawidzil blizniego
	Jak siebie samego.

	    Nowe przyslowie
            ---------------

	Werset w nowej formie
	Bardziej mnie zachwyca:
	Niech nie wie dziewica
	Co robi prawica.

	    Na przyjaciela skapego
            ----------------------

	W zycie pozagrobowe
	Uwierzyl tak swiecie,
	Ze wszystko, co ma, zapisal
	Sam sobie w testamencie.

	    Na smierc
            ---------

	Taki gesty cien od niej pada,
	Tak tu nieprzenikniony,
	Jakby jakies ogromne swiatlo
	Swiecilo
	               z tamtej strony.


Przedstawil, z gory przepraszajac za wybor,

                                                   Tadeusz K. Gierymski
_______________________________________________________________________

Mikolaj Sawicki 


               PIERWSZE SPOTKANIE Z III RZECZPOSPOLITA (I)
               ===========================================


Krotka transatlantycka noc konczy sie raptownym wlaczeniem swiatel w
kabinie. Niebawem stewardesy zaczynaja roznosic poranna kawe i
sniadanie. Pod skrzydlami plynie pograzona w ciemnosciach Europa.
Kapitan prosi o zapiecie pasow i wkrotce w lagodnym slizgu samolot
dotyka europejskiej ziemi. Kolujemy po lotnisku w Brukseli, gdzie mimo
godziny 8 rano panuja zupelne ciemnosci. Zdziwieni pasazerowie
zaczynaja dopytywac sie, o ktorej to godzinie robi sie w Belgii jasno, i
kapitan uprzejmie wyjasnia, ze o 9 rano bedzie juz dzien. I wtedy
uswiadamiam sobie, ze przeciez wszyscy przenieslismy sie w ciagu tej
nocy o kilkanascie stopni szerokosci geograficznej na polnoc. Ja zas
dodatkowo przenosilem sie o cale lata wstecz...

Po niedlugim postoju opuszczamy Bruksele i po kilkudziesieciu minutach
ladujemy w Berlinie. Moj Ojciec czeka na nas na lotnisku. Do
rodzinnego domu w Szczecinie mam juz tylko 150 km... Pamietacie ten
fragment z "Dziennikow" Gombrowicza, gdy po 25 latach w Argentynie
Gombrowicz przybywa do Berlina i do jego nosa docieraja znane zapachy, a
i krajobraz juz taki swojski? Ot, juz niedaleczko, tylko skok za
miedze... Gombrowiczowi nigdy nie bylo dane przejsc przez miedze,
wowczas przegrodzona zasiekami kolczastego drutu i przedzielona murem.
Ja zas po prostu wsiadam do samochodu i ruszamy autostrada na polnocny
wschod.

Przyznam sie, ze do kraju wybieralem sie nie bez napiec psychicznych.
Przed kilkoma laty zdecydowalem sie opuscic PRL i wyjechac do USA.
Zaplacilem juz pewna psychiczna cene tej decyzji, a tymczasem moja
podroz do Polski nie miala byc wizyta w PRL, potwierdzajaca slusznosc
mego wyboru, tylko odkrywaniem nieznanej mi, a pociagajacej RP, i
najwyrazniej mogla otworzyc na nowo rozne pozornie rozstrzygniete juz
kwestie. Wiec te kilka jesiennych miesiecy miedzy wykupieniem biletow a
odlotem nie byly znowu takie spokojne. Mysle, iz tkwila we mnie obawa,
ze moja podroz moze zburzyc moj chwiejny spokoj i na nowo postawic rozne
trudne pytania...

Z Berlina przez granice do Szczecina. Wilgotna i ciepla pomorska zima.
Brazowe bukowe lasy, zielone laki. Mglisto. I juz polska granica.
Tyle tylko, ze byla to ostatnia sobota przed Bozym Narodzeniem a
przejscie graniczne w Kolbaskowie jest akurat w rozbudowie.
Czterogodzinna kolejka pelznacych samochodow, w koncu jest posterunek
graniczny, WOP-ista tylko rzuca okiem na paszporty, zadnych celnikow i
juz Polska.

Z granicy wprost w kraine wspomnien. Podmiejskie willowe osiedle nad
jeziorem, gdzie spedzilem dziecinstwo. Duzo nowych, pieknych domow, z
przeciwslonecznymi szybami (w Szczecinie!). Zdarzaja sie ogrodzenia z
marmurowa podmurowka. Przed domami dobre zachodnie samochody. Sciany
biela sie na tle lasu, a domy, ktore staly tam od zawsze, tez swieca
swiezymi elewacjami. Wyglada to spokojnie i dostatnio. Tyle tylko ze
80% tych domow przeszlo w inne rece i teraz mieszkaja w nich nowi
wlasciciele. Sprzataja te domy i o ogrodki przydomowe dbaja ukrainscy i
bialoruscy gastarbeiterzy, ktorzy wynajmuja we czworke pokoj na miescie,
pracuja solidnie i biora polowe tego co tubylcze pomoce domowe. I
widac, ze cenia sobie posiadanie pracy. To samo z robotami murarskimi i
stolarskimi - przybysze ze wschodu wyrobili sobie marke dobrych i tanich
fachowcow, i na brak roboty, ani na zarobki nie narzekaja. Dobrze im w
bialej Polsce.

Wiekszosci moich bliskich znajomych powodzi sie lepiej niz wtedy, kiedy
wyjezdzalem. W prawie kazdym domu jest magnetowid, czesto kamera wideo,
antena satelitarna i inne przedmioty, bez ktorych naprawde mozna sie
obejsc. Z czego ci ludzie zyja? Jeden jest kierownikem zagranicznej
fundacji, drugi rencista z wojskowa renta, bo przed laty doznal
uszkodzenia ciala w wyniku kontaktu z WSW, kilku innych lekarzami, jeden
ma biuro tlumaczen, kilku pracuje w prywatnych firmach z kapitalem
polskim lub zagranicznym, inny jest adiunktem uniwersyteckim po
habilitacji - ten ma najgorzej, bo nie stac go na samochod i antene.
Ale i tym, ktorzy zyja z tzw. przecietnej pensji, powodzi sie
materialnie lepiej niz przed paru laty, bo sila nabywcza ich zarobkow
wzrosla. To jest fakt niezaprzeczalny.

Skad wiec tyle powszechnej frustracji?

No, bo niewielu w koncu ludzi mieszka w bialych domach nad jeziorem.
Jednakze sam fakt ich istnienia sprawil, ze dla innych horyzont oddalil
sie bardzo daleko i wielu poczulo sie nieszczesliwymi. Wiekszosc
pomieszkuje przeciez z doroslymi dziecmi w malutkich mieszkankach z
betonowej plyty. A blokowiska wygladaja gorzej niz kilka lat temu -
klatki odrapane, zapuszczone trawniki, dosc brudno. W blokach na ogol
cuchnie. Spoldzielnie nia maja pieniedzy na sprzatanie, a i samym
mieszkancom na porzadku nie zalezy. Do tego doslownie prawie kazda
rodzina w kilkunastopietrowym bloku trzyma w domu psa, a czesto dwa.
Skutki sa widoczne i idac chodnikiem trzeba ciagle patrzec pod nogi.
Dotyczy to takze placykow przeznaczonych na miejsca zabaw dla dzieci.
Wiec otoczenie nie jest zachecajace.

Ale w tych mieszkaniach w blokach czytywane sa nowopowstale czasopisma
wydawane na lakierowanym papierze, usilujace odgrywac role kroniki
towarzyskiej nowego pieniadza. Mozna sie z nich na przyklad dowiedziec,
ze semestr w amerykanskiej szkole podstawowej w Warszawie kosztuje kilka
tysiecy dolarow i tzw. dobre towarzystwo posyla tam swoje latorosle,
zeby sie europeizowaly (w amerykanskiej szkole?). I nastepuja
wyliczanka imion, nazwisk i zajec rodzicow, ktorych stac na taka
prawdziwa troske o przyszlosc swoich dzieci. (Dziwna rzecz, bo procz
facetow, ktorzy sprzedaja np. Fordy, i przez to najwyrazniej stali sie
osobami istniejacymi towarzysko, takze niektorzy aktorzy, poslowie i
senatorowie uwazaja, ze miejsce ich dzieci jest w tej i podobnych
szkolach). Wiec na jednym biegunie ostentacyjna konsumpcja, z
klakierskim aplauzem czesci prasy, a na drugim biegunie przesiakniete
zapachem gotowanej kapusty betonowe klitki z wielkiej plyty.

Centrum Szczecina - nowe stylowe kamienice (tzw. plomby) pobudowane na
wolnych parcelach, gdzie od zakonczenia wojny i wywiezienia gruzow rosly
chwasty. Ladna architektura, dopasowana charakterem do czteropietrowej
XIX-wiecznej zabudowy srodmiescia. Nowy kompleks wiezowcow -
futurystyczny gmach biur PZM, zaraz obok hotel Radisson i centrum
handlowe. Na ulicach slyszy sie rozne jezyki. Co 20 metrow kantor
wymiany walut - i bardzo dobrze, bo wskutek konkurencji przy cenie
dolara okolo 16 000 zl roznica ceny kupna i sprzedazy wynosi czesto
zaledwie 50 zl! W prywatnym biurze podrozy bez problemu mozna kupic
bilet na polaczenie American Airlines czy TWA z Berlina do USA, i ceny
sa znacznie nizsze niz cena biletu LOT-u z Warszawy.

Pelno nowych sklepow i sklepikow, reklamy, ruch, kapitalizm -
przynajmniej od poziomu chodnika do pierwszego pietra. Salony Mazdy,
Nissana etc. Nowa Mazda 626 okolo $30 000, czyli 2x drozej niz w USA. I
tak jest ze wszystkimi cenami na wyroby trwale - elektronike,
wyposazenie mieszkan etc. Ceny zywnosci normalne, to znaczy
amerykanskie. Ale pamietajmy, ze mieszkania sa wciaz dotowane i mieszka
sie za kilkadziesiat dolarow miesiecznie.

W nowotwartych salonach stoja telewizory Phillipsa po niebotycznych
cenach. Ale kiedy wszedlem do salonu, to okazalo sie, ze nie mozna ich
kupic. To tylko eksponaty. Kiedy beda - nie wiadomo. Sprzedawcy
robili wrazenie, ze chcieliby, abym nie zawracal im glowy i wyniosl sie
do diabla, co tez uczynilem, ale dla upewnienia sie, ze to nie wyjatek,
odwiedzilem kilka innych salonow. Wszedzie to samo - nie ma, nie wiadomo
kiedy beda. Podobnie w Toruniu i Warszawie. A wiadomo, ze czynsz za
wielki lokal w srodmiesciu jest astronomiczny, wiec na czym polega ten
biznes? Otoz wydaje mi sie, ze biznes przez ostatnie 2 lata polegal na
braniu kredytow z bankow spoldzielczych i innych na otworzenie salonu,
po czym spokojnie mozna bylo zakupic BMW na zone, dom na syna i
pozorowac prowadzenie interesow, odwlekajac ogloszenie upadlosci.
Teraz podczas mego pobytu okazalo sie, ze przynajmniej 20% kredytow
udzielonych na dzialalnosc gospodarcza jest niesciagalnych, bo banki
udzielaly kredytow nie tylko bez zabezpieczenia majatkowego, ale takze
niewspolmiernie wysokich w stosunku do tego, co kandydat na biznesmana
sam wnosil do interesu. I teraz Narodowy Bank Polski ma zmartwienie.

Jade przez Stargard Szczecinski, Recz, Mieroslawiec, Walcz, Naklo do
Torunia i dalej do Warszawy. Co krok na calej trasie stoja nowe
prywatne stacje benzynowe. Czyste, z czystymi toaletami. Niewiarygodne.
A w polu co chwila widac 2 polowki autobusow i szyld obwieszczajacy BAR
U RYCHA. Tak ze i z glodu po drodze sie juz nie zginie. Ale po nocy
jezdzic strach - mozna po staremu zginac na nieoswietlonej furmance,
sam mialem jedno bliskie spotkanie... Szosy ciemne, brak pasow
wyznaczajacych srodek i boki, brak znakow odblaskowych, czesto brak
poboczy i z jezdni mozna zjechac wprost do rowu.

(Dokonczenie za tydzien)                               Mikolaj Sawicki
_______________________________________________________________________

Adach Smiarowski 

List do redakcji

                       LA FEMME (VOS) SAVANT
                       =====================

Przeczytawszy w "Spojrzeniach" 54 o paskudztwie sexrealizmu, tfu,
rasizmu plciowego, czyli seksizmu (wszystko piekne slowa, slowa!),
narazilem sie na koszta i nabylem ostatniej niedzieli, dnia lutego
dosc i siodmego, gazete tutejsza. W samej rzeczy (a nawet w gazecie)
odnalazlem rubryke pani Marilyn vos Savant pt. "Ask Marilyn".
Sa tu pytania, a jakze, a zasie odpowiedzi po nich nastepujace
zaufanie budza do uczonych psychologow, ktorzy Iloraz Inteligencji
nie tylko wykoncypowali ale i skwantyfikowali (ach! te slowa!)

W onym numerze (nb. przeplacilem sromotnie) mamy takie pytanie
od pewnej bialoglowy z Wisconsin:

 `Jesli mam 10$ do wydania na 10 ciagnien loterii, to czy lepiej
  kupic 10 losow na jedno ciagnienie, czy tez po jednym losie
  na kazde z 10 ciagnien?'

Pani Marilyn slusznie odpowiada, ze wsio rawno. Przy tym dodaje, ze
moze sie zdawac, ze wieksza jest szansa, jak sie na raz nachapie
za 10$, bo to niby wyjdzie 10 do 13 milionow (taka ta loteria
zlodziejska jakas), ale nie wolno zapominac, ze w 10 kolejnych
ciagnieniach mamy 10 nagrod, a wiec - patrz wyzej.

Zlosliwi (i, co tu kryc, glupawi) seksualisci zabiora sie teraz
za podane numery i beda chcieli wysmiac argument Marilyn, po czym,
ku uciesze mas, pochrzania matematyke i wyjda na, co tu kryc,
glupawych seksualistow. Jeszcze wieksi zlosliwcy beda mamrotac
o niezaleznosci statystycznej zdarzen losowych (kto w to wierzy?)
i bic probabilistyczna piane na wlasny pohybel i zatrate wlasna.

Najwyzszy Kaplan Mizoginow bedzie potrzasal swym poziomym Ilorazem
az wytrzepie takie glupstwo:

  `Jeslic prawdopodobienstwo jest takie samo, to kupujac po jednym
   losie na 13 milionow kolejnych loterii, wygra sie nagrode NA PEWNO
   (100%), tak jak NA PEWNO (100%) wygra sie kupujac 13 milionow biletow
   na jedna loterie.'
(tu zarzy, pewnie nad wlasna szowinistyczna glupota)

Zanim burza rozedmie naburmuszone zagle matematycznych fregat, my
dajmy prewencyjny odpor temu balwanowi.

Po pierwsze, o ile w drugim przypadku MUSI sie wygrac jedna nagrode,
o tyle w pierwszym wygrac sie MOZE niejedna. A pani z Wisconsin pyta sie
co jest korzystniejsze, a nie kiedy jest wieksze PRAWDOPODOBIENSTWO.
A poza tym to jest czysta spekulacja, bo w Wisconsin prawo nie
zezwala na takie chuliganskie praktyki.

Po drugie, jak sie ma 13 M$, to sie nie kupuje 13 milionow losow
na jednej loterii, ani nie kupuje sie losow po 1$ przez nastepnych
13 milionow tygodni, ani tym bardziej nie zawraca sobie glowy
dziewczynami o najwyzszym Ilorazie Inteligencji. Ilorazu sens
matematyczny bierze sie wszak stad, ze jest odwrotnie proporcjonalny
do ceny.

Jak sie ma 13 M$ to sie funduje sobie porzadne dziewczyny o lagodnie
niskim ilorazie i uprawia seksualizm.


                                                  A-ch
________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek ([email protected])
                     Zbigniew J. Pasek ([email protected])
                     Jurek Karczmarczuk ([email protected])
                     Mirek Bielewicz ([email protected])
stale wspolpracuje:  Maciek Cieslak ([email protected])

Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP, adres:  (128.32.123.30), directory:
/pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia

____________________________koniec numeru 62___________________________