_______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 7.01.1994. ISSN 1067-4020 nr 94 _______________________________________________________________________ W numerze: Kostek Malczyk - LASKA, czyli Panie na sianie Tomasz Lubienski - Zaczac od siebie Jurek Dydak - Nie tolerowac nietolerancji (list do redakcji) Tom Davis, Jurek Karczmarczuk - Kacik kulinarny _______________________________________________________________________ Kostek MalczykLASKA czyli PANIE NA SIANIE =============== Na miedzynarodowym zjezdzie Bezpartyjnego Zwiazku Inteligentnych Kobiet (B.Z.I.K.) zauwazylismy trzy godne naszego odnotowania wypowiedzi. Wszystkie trzy mialy miejsce w pierwszym dniu obrad, toczacych sie pod haslem: Lansujemy Akcje Spektakularne Kobiet Agresywnych (L.A.S.K.A.). Przytoczymy je po dokonaniu koniecznych skrotow redakcyjnych. Pierwsza przemawiala, z racji powszechnego uznania w swiecie okazywanego dla jej kraju, PRZEDSTAWICIELKA JELCYLANDU DOLNEGO, panstwa dzisiaj w pelni niepodleglego, a ktore jeszcze rok czy dwa lata temu bylo tylko czescia skladowa Imperium Kapuscinskiego. - Nie musze chyba szanownemu gremium przypominac - rozpoczela swoja wypowiedz zazywna i nie mniej urocza dama - iz pierwsza prawdziwa kolebka ruchow wyzwolenczych kobiet byla wlasnie moja ojczyzna. Chcialabym zaczac od czasow pradawnych, kiedy to juz nasze przodkinie przodowaly w przemieszczaniu przywilejow spolecznych.(...) Ot, chocby przywilej analfabetyzmu, ktorym do dnia nawet dzisiejszego ciesza sie znaczne czesci spoleczenstw wielu jeszcze krajow. Oryginalnie byl on nadany tylko meskiej - muziki - czesci spoleczenstwa. Dzieki staraniom kobiet zostal on jednak rozciagniety i na damska czesc narodu.(...) Albo znow prawo przywiazania do ziemi, muzikom tylko poczatkowo nadane, rowniez kobietom wkrotce przyslugiwac zaczelo, po interwencjach naszych odwaznych prababc. Nawet udalo im sie poszerzyc to prawo znacznie, poprzez dodanie klauzuli, kobiet tylko dotyczacej, o Gastronomicznej Autonomii Rodzicielek Niezaleznych i Kobiet Integrowanych (G.A.R.N.K.I.). Klauzula ta obowiazuje do dzis, rozprzestrzeniwszy sie w miedzyczasie, choc nie az w tak powszechnej jak u nas formie, tez i w innych krajach. (...) Wspomne jeszcze o naszej carycy Jebatierinie, ktora polozyla wczesne podwaliny pod ten stan rownouprawnienia kobiet, jaki dzisiaj mamy. To od tamtych czasow datuje sie pierwsze odwrocenie rol: kiedys za dobrym wladca stala madra kobieta, zadawalajac sie i wladca i, w wolnych chwilach, rzadzeniem. Za Jebatieriny zas medrzec stanu zakonnego o nazwisku Raspustnik musial sie zaczac zajmowac i rzadzeniem i zadawalaniem, stojac juz, albo lezac, w cieniu wladczyni. Tak rozpoczal sie, prosze szanownych pan, proces rewolucyjny, ktory ostatecznie doprowadzil do pelnego zrownania kobiet, i to wszelkich stanow, z muzikami, muzikow z chlopami, a chlopow z ziemia. Kulminacyjnym punktem tego procesu bylo, jak wszyscy pamietamy, 10-cio dniowe wstrzasanie swiatem przez slynna czerwona szajke Reid/Beatty, Feliks Dzierzymordzki i Zinowiew/Kosinski. Wszystko wedlug scenariusza Warrena Beatty, ktory zreszta umarl na suchoty zaraz po napisaniu slynnej ksiazki dla Johna Reida. Tu tylko dodam, ze dopiero teraz obalilismy ponad trzyczwartowieczny mit niejakiego Lenona. Jemu to bowiem nieslusznie przypisano, w ramach znanego wszystkim kultu jednostki, wyimaginowane, i wylaczne na dodatek, ojcowstwo owej 10-dniowej rewolucji. Podobno slynna jego piosenka "Imagine" tak wszystkich w blad wprowadzila. W kazdym badz razie doslownie kilka dni czy tygodni temu polozylismy temu absurdowi historycznemu kres, zamykajac mauzoleum Ojca Zwycieskiej Rewolucji. Po prostu Prawda musiala zatriumfowac: jesli to bylo zwyciestwo, to zgodnie z definicja powinno miec nie jednego, a wielu ojcow. A ze znow kleska jest zawsze stuprocentowa sierota, Lenon jako murowany samozwanczy ojciec musial jak niepyszny opuscic mauzoleum. No ale to na marginesie, wrocmy znow do tematu. Po rewolucji, za czasow budowy Swietlanego Ustroju, kobiety nasze smialo siegnely po pelne rownouprawnienie. To co bylo przywilejami meskimi: chodzenie za plugiem, pozniej jazda na traktorze, darmowe bilety w jedna strone do kurortow w Syberii i wiele, wiele innych typowo meskich udogodnien, w koncu i nam przypadlo w udziale.(...) I dzisiaj kobiety nasze, mozna powiedziec, steruja juz calym zyciem narodu. No bo mezczyzni bez reszty oddali sie nowym i zupelnie jalowym rozrywkom takim jak glasnost i pierestrojka, a pozniej doszly do tego jeszcze pucze. My zas, posiadajac klauzule G.A.R.N.K.I. i ustawiwszy sie strategicznie tam gdzie toczy sie zycie spoleczne, tj. w kolejkach, decydujemy juz absolutnie o wszystkim. Poczynajac od decyzji na codzien: co lapac dzis, sol, musztarde czy ocet, a konczac na planach strategicznych przeobrazania spoleczenstwa bezmiesnego w wyzsza formacje spoleczna, wstepnie nazwana jelcjalizmem surrealnym (...) Na koniec wreszcie chce wspomniec o pierwszej kobiecie w kosmosie, ktorej imie czczone jest na swiecie podczas uroczystych obchodow Valentine Day. To ona dowiodla, i to poza wszelka watpliwosc, iz nieprawdziwe jest twierdzenie: gdzie diabel nie moze, tam babe posle. Bo przeciez diabel mogl, jako ze od dawna tam mieszkal, wiec tak naprawde nikogo nigdzie nie musial posylac, bo i po co? Valentine zatem sama siebie wystrzelila w kosmos, wlasnie w ogole nie wiedzac po co i wcale tym sobie glowy nie zawracajac. Tym samym niezbicie dowiodla naszej rownosci z calym gatunkiem meskim, wlacznie z dwuroznym mieszkancem mrocznych przestworzy. Albowiem tak jak diabel nie wiedzial po co, przebrawszy sie za weza z racji Haloween, jablko wciskal kobiecie, jak Gorby nie zastanawial sie, w jakim celu dorosli mezczyzni maja sie zabawiac w jakies pierestrojki, tak i nasza bohaterska kosmonautka dokonala owego historycznego lotu kosmicznego calkowicie bez najmniejszego w tym celu. I to byl pierwszy spektakularny wyczyn kobiety w swiecie, ktory na rowni z wieloma dotychczasowymi podobnymi, bo bezsensownymi, czynami mezczyzn, absolutnie niczego nikomu nie przyniosl. A to oznaczalo jedno: my kobiety tez potrafimy, podobnie jak np. samce trutnie, nie tylko w przestworzach bujac, ale na dodatek i korzysci nikomu zadnych nie przynosic. Wypowiedz obywatelki Jelcylandu Dolnego zostala nagrodzona dlugotrwalymi i burzliwymi oklaskami. Kiedy na sali obrad wreszcie zapanowal jaki taki spokoj, do mownicy podeszla postawna i prawie z europejska juz wygladajaca REPREZENTANTKA LECHISTANU CIEMNOGRODZKIEGO panstwa tez stosunkowo mlodego, bo uksztaltowanego w epoce poludowcowej. - Z naszych postaci historycznych - rozpoczela swoja przemowe pani z Lechistanu - ktore mozna tu wymienic, wybralam tylko dwie. Pierwsza byla niejaka Janda, ktora wypada tu wspomniec chocby tylko z tej racji, ze zasluzyla sie dla naszego ruchu na wiele wiekow przed jakimikolwiek objawami ruchow lasko-wyzwolenczych w kraju mojej przedmowczyni (...) Nie chodzi mi wcale o to, iz Janda nie chciala Krzyzaka. Zreszta ten fakt historyczny jest ostatnio akurat kwestionowany, np. w traktacie naukowym "O Krzyzaku co nie chcial Jandy". Autorem traktatu jest znany histeryk Lech Baczek, a moze Leszek Zuk, ciagle mi sie myli co i kiedy podlega zdrobnieniu: stadium poczwarne czy tez forma dojrzala szkodnika. No ale mniejsza o spory histerykow. Dla naszego ruchu i jego rozwoju najwieksze znaczenie mialo to, CO Janda uczynila w ostatecznym rozrachunku, a nie DLACZEGO to zrobila. Bo w tej wszechogarniajacej nas pogoni za przyczynami zjawisk zapominamy czesto najpierw zapytac siebie: a o jakiez to zjawisko niby chodzi? Najwymowniejszym tego przykladem moze byc tak zwane obalenie komuny. Tak zesmy dlugo i namietnie analizowali powody upadku tej najwyzszej formy rozwoju spolecznego, az w koncu sie okazalo, ze nie tylko iz komuna wcale nie zostala obalona. Ona po prostu nigdy nie istniala! Wykazali to ostatnio wyborcy Lechistanu Ciemnogrodzkiego, glosujac na komuchow, ktorzy uparcie twierdza iz takowymi nigdy nie byli. Wczesniej zas jeszcze nasi wi-lennicy zmudzcy przeprosili swoich komuchow i przywrocili ich do wladzy, jednoczesnie usilnie i skutecznie wszystkich przekonujac, ze komuchami zadnymi to oni nigdy nie byli. Nawiasem mowiac ta akurat duchowa jednosc naszych dwoch wspanialych narodow moze oddalic na nastepne przynajmniej pol wieku jeszcze jeden marsz Lechitow na wschod by odebrac co nasze, po Dziadku zreszta. No, ale to temat na inna okazje, godny poruszania w skansenach emigracyjnych. Wracajac zas do Jandy: spektakularnosc jej akcji polegala na owym slynnym skoku do rzeki Bzdury. Tak, tak, do Bzdury wlasnie, a nie do zadnej Wisty. Bo Wiste zalozyl, w celach ubezpieczeniowych, dopiero senator Baranczak, zaraz po napisaniu eseju o Roku Nieustajacej Satysfakcji. Niedlugo po zalozeniu jednak sam spowodowal upadek Wisty, a wiec nie moze tu byc mowy o czyims wpadnieciu do niej. A skoczyla Janda do Bzdury jeszcze przed Przesluchaniem, jak to udokumentowal rezyser Jedrzej Wanda. Czyli - skoczyla bez potrzeby, za wczesnie. I to ten skok bez celu najmniejszego zrownal ja bezspornie, na dlugo przed innymi a swiatowymi naszymi poprzedniczkami, z rodem meskim. Mogl bowiem Jankiel, Zyd co prawda, ale mimo to chlop chyba, przygrywac bez celu szlachcie na cymbalach. Mogl Natenczas Wojski chwytac za rog, zupelnie bez zadnej nadziei na jakikolwiek skutek swojej akcji. No to wolno bylo i Jandzie kopnac sie bez sensu w Bzdure, tym bardziej ze wyprzedzala obu wymienionych panow o ladne kilka wiekow. Nie mowiac juz o tym, ze i spektakularnosc jej czynu dokladnie o glowe, ze uzyje tu przenosni, przewyzszala wspomniane akcje meskie. Druga historyczna juz dzisiaj postacia, o ktorej chcialabym powiedziec, jest slynna Cnocka Panna, jedyna z reszta w swoim rodzaju w moim kraju. I choc jest ona juz historia, to jednak do zywych legend wciaz nalezy (...) Spektakularnosc wyczynu Cnockiej nie polegala wcale na tym, jak to moze komus by sie moglo wydawac, ze znizyla sie ona do roli przewodzenia, przez rok nieomal, gabinetowi cieni Lechistanu. Ostatecznie jeszcze przed nia inne nasze siostry w historii swiata musialy, z braku laku czy raczej kleju w glowach meskich, ponizac sie do stawania na czele czyli przed roznymi gabinetami. Nawet przed calkowicie meskimi, lub stojacymi w cieniu nadwladcow i wodzusiow narodu, jak w jej przypadku. Czym zatem zaslynela Cnocka? Otoz tym, ze z pelnym wyrachowaniem, wrecz z precyzja dotad mezczyznom tylko w tej materii przypisywana, doprowadzila do upadku swojego gabinetu. Czynem tym przelamala meski monopol dotad wszechwladnie panujacy w dziedzinie bezmyslnego pozbywania sie wladzy. Produktem jakby ubocznym tego precyzyjnego dzialania naszej bohaterki bylo to, o czym juz wspomnialam wczesniej. Czyli odkrycie, w wyniku wyborow, ktore nastapily po upadku gabinetu Cnockiej, iz zjawisko komuny, czy tez jej upadku, nigdy nie mialy miejsca. Sam ten fakt powinien juz wystarczyc by zapewnic Pannie Cnockiej trwale miejsce w panteonie zywych legend naszych czasow. Legendy te zas beda pieczolowicie pielegnowane przez moje rodaczki, o czym chce dzisiaj po raz pierwszy oglosic wszem, wobec i kazdemu z osobna. A wiec, poczynajac od swiat Bozego Narodzenia, w prywatnej telewizji pani Bogubilly Wander-Zalmy, w programie pt. Panie na Sianie - tu wyrazne odniesienie do stolu wigilijnego, z tradycyjnym sianem pod obrusem - bedziemy przedstawiac tylko i wylacznie osiagniecia naszej plci! Wypowiedz, a szczegolnie dlugo oczekiwana zapowiedz pierwszego w swiecie ambitnego programu telewizyjnego przeznaczonego wylacznie dla plci ozdobnej, zostala nagrodzona rzesistymi i dlugotrwalymi oklaskami zebranych. Kiedy do mikrofonu zblizyla sie nastepna mowczyni, zamierajace juz owacje wybuchly ze zdwojona sila. Okazalo sie bowiem, ze REFERENTKA BANANADY POLNOCNEJ to nikt inny tylko sama Bim Bumble, madonna tych lat. Poznano zas ja po konserwatywnym stroju: wieszak, na wieszaku toga sedziowska, obok togi Bim, zwyczajna bo w naturze. Listek tylko nie figowy a klonowy, bo gdzie by tam na polnocy szukac drzew poludniowych. Kilkakrotnie probowala przekrzyczec nieustajace owacje, ale dopiero jej slynne zawolanie: czujcie sie przytuleni! odnioslo jakis skutek. - Bede mowic o sobie i tylko o sobie - rozpoczela ostro pani Bumble, wywolujac znowu burze, na szczescie krotkotrwala, oklaskow. - Ale taka juz jestem: co z piersi, to i z bioder, im szybciej tym lepiej. Poniewaz jestem szybka we wszystkim - nawet nadano mi z tej racji przydomek Bim-Bum-Thank-You-Ma'm - postanowilam sama opowiedziec wam o moim spektakularnym wyczynie. Im krocej to bowiem potrwa, tym efekt na sluchaczu bedzie lepszy. Otoz na poczatku tego roku zostalam podstepnie namowiona do ratowania upadajacej partii Wstecznych Postepowcow. Chodzilo jak zwykle o to, ze tylko kobieta, szczegolnie samotna i tak atrakcyjna jak ja, mogla te partie uchronic od calkowitej zaglady, po 9-ciu latach dyktatury serbo-irlandzkiej. Ze niby wszyscy mezczyzni nic tylko by marzyli o bliskosci ze mna, o przytulaniu sie do mnie, jako ze licznych doswiadczen swoich w tej dziedzinie nigdy nie ukrywalam. I zaczeliby glosowac na mnie i na nie mniej upadla partie. Podstep zas polegal na tym, ze w zamian za moja zgode na przywodztwo partii mialam otrzymac od jednego z jej czlonkow, handlarza samochodow uzywanych - pelno ich w tej partii - honde rocznik 83. Czyli auto z doswiadczeniem politycznym wiekszym od mojego o cale 5 lat. Bo ja jezdzilam, i do dzis jezdze, honda 88. Kiedy jednak zostalam, zgodnie z kontraktem, przywodczynia partii oraz pierwsza kobieta-premierem kraju, obiecana honda okazala sie rocznikiem 85! Wtedy to powiedzialam sobie: niedoczekanie wasze, ja wam jeszcze pokaze. I pokazalam, w dniu wyborow: dzieki moim absolutnie bezmyslnym posunieciom w kampanii wyborczej cala partia Wstecznych Postepowcow, na czele ze mna, zostala zmieciona z politycznej mapy Bananady prosto do smietnika historii. Tego przede mna nie dokonal nikt, zaden mezczyzna! Ja wiec nie dorownywalam plci uzytkowej, ja ja przewyzszalam! I w ten wyborczy wieczor, w mowie pozegnalnej do partyjnych bankrutow, wypowiedzialam pamietne, do dzisiaj przez wszystkich powtarzane slowa: ja wciaz mam swoja honde, a wy czujcie sie przeze mnie przytuleni. Od klatwy tej Wsteczni Postepowcy nie uwolnia sie wyrzucajac mnie, jak to uczynili akurat, z partii. Moze ich wywiazanie sie z umowy samochodowej ze mna by tu cos zmienilo, ale poprzeczke doswiadczeniowa podnosze o 5 lat: honda 78 tym razem, i to przed, a nie po przerwaniu stosunku kontraktowego ze mna (...) Wyboru wypowiedzi oraz skrotow redakcyjnych dokonal Kostek Malczyk Od autora: Jestem zmuszony przypomniec Czytelnikom nasza maksyme: jesli poglady jakies sa gloszone na naszych lamach - czego unikamy jak ognia - my ich wcale nie musimy podzielac czy tez sie do nich przyznawac. Tekst powyzszy zdaje sie dowodzic calkowitego bezpogladowia, polaczonego z bloga bezmyslnoscia piszacego. Stan ten wlasciwy jest okresowi swiatecznemu, w zwiazku z czym i Wam wszystkim, Drodzy Czytelnicy, go zycze zarowno na swieta jak i na caly Nowy Rok. Do zobaczenia pod stolem, tfu, chcialem powiedziec, przy zlobie, tfu, na sianie wigilijnym! [Mysle wiec, ze ze wzgledu na charakterystyczne wlasnosci okresu swiatecznego Kostek wybaczy poslizg, ktory spowodowal opoznienie, ktore zmusza nas do odczekania do tego siana w nastepnym roku. J.K-uk] _______________________________________________________________________ Tomasz Lubienski [Tygodnik Powszechny" 16/1993, skroty red. "Spojrzen" niezaznaczone.] Elity: dwuznaczne powolanie ZACZAC OD SIEBIE (CZ. I) ======================== Czego potrzebujemy duchowo, aby usmierzyc, rozbroic pretensje i wrogosci narodowe, spoleczne, ktorymi podminowana jest czesc Europy? Odpowiada sie na to pieknymi slowkami o codziennej wyobrazni, nieustepliwej edukacji, pielegnowaniu dobrej woli. A kto moglby odegrac tu szczegolna role? Albo prosciej: kto moglby pomoc w takim dziele, no, kto? Wiadomo: panowie inteligencja, intelektualisci, trudno nawet rozdzielic ich na dwie kategorie. Od tych ostatnich jednak przyjelo sie najwiecej oczekiwac. I wymagac. Dla wygody, dla skrotu, nazwijmy ich z francuska "intello". Zastanawiaja sie, co krazy w powietrzu nad Europa: glownie humanisci z profesji, czasem artysta, przedstawiciel scislej nauki. Ale uczony szczelnie zamkniety w swojej ciasnej specjalnosci, ktory nie zwraca wiekszej uwagi na swiat dookola, nie bedzie nalezal do tej konfraterni, ani pisarz-samorodek, ktoremu za kosmos wystarcza wlasne zycie. Jezeli przyjmiemy, ze "intello" powinien myslec i dzialac na rzecz poprawy naszego swiata. Rozgoryczeni intello "Intello" (odtad juz bez cudzyslowu), po polsku w kazdym razie to slowo brzmi wdziecznie, trudno by sie w nim dosluchac jakiegos przedrzezniania. Co podkreslam usilnie, bo intello sa wybitnie obrazliwi. Otoz dosc powszechnie poobrazali sie na swoje srodkowo- wschodnie europejskie spoleczenstwa. Czemu? A ze ich nie sluchaja, jakby sie nalezalo. I to prawda, ze spoleczenstwo w niejednym zawiodlo oczekiwania intello, rowniez swoje wlasne. Rzeczywiscie mozna bez trudu znalezc wokol powody do zgorszenia, obawy, wstretu, a przeciez mowilismy! straszylismy! Intello maja racje, tylko ze ta ich publiczna ideowa obraza przybiera prywatny, osobisty charakterek. Kiedy robi sie niedobrze, powiadaja: uzywa sie nas do pomocy. A jesli (pozornie, pozornie), brak powodow do alarmu - krytykuje sie, obsmiewa. I zapomina, przedwczesnie. Z niepokojem obywatelskim, nie pozbawionym jednak ironicznej satysfakcji, intello punktuja chroniczne dolegliwosci, ofensywne choroby lekkomyslnego spoleczenstwa. Spoleczenstwu, ktoremu zachcialo sie bogacic na gwalt, nie ogladajac sie na imponderabilia, to znaczy rowniez na specjalistow od imponderabiliow. Ktore ponadto wykazuje przemozny pociag do kultury masowej tworzac sobie jakies hierarchie wedlug wlasnego, raczej niestety prostackiego gustu, nie konsultujac sie z autorytetami, ktore *wiedza lepiej*. Myslac, ze jak juz sie rozsypal zly ustroj, zawalilo imperium klamstwa (przy okazji intello pozwalaja sobie przypomniec wlasna ideologie i zaslugi), to wszystko sie automatycznie samo wyreguluje. Wypada, aby intello ochlonawszy z wscieklosci, spokojnie sie nad nia, ta swoja wsciekloscia zastanowili. Co moze pomogloby sie im samym samookreslic. Jaka role chcieliby sobie przypisac dzisiaj? Do czego uwazaja sie powolani? A jeszcze wczesniej nie zaszkodzilby inteligentny rachunek sumienia. Kogo, jak kogo, ale wlasnie intello, powinno stac na przyjrzenie sie wlasnej ideologii. Wczoraj jeszcze uzyteczna w wolnosciowych potyczkach i kampaniach, dzis nabiera ona barw kombatanckich. Oczywiscie intello, ktorzy w swoim czasie sprzeciwili sie wladzy, a juz na pewno nie ci pierwsi, wybitnie wowczas osamotnieni, nie czynili tego z prestizowego wyrachowania. Nie mogliby nawet: nikt naprawde nie potrafil wymyslic tak predkiego i w sumie jak dotad - na szczescie - wzglednie pokojowego krachu uzbrojonej po zeby utopii. Nie ryzykowali wiec dla kariery; niektorzy, ewentualnie, ale to juz znacznie pozniej, dla kariery towarzyskiej. Dzis jednak niejeden podlicza straty: stracone lata, nie odbyte podroze, ksiazki niedostepne w swoim czasie, a potem przeciez spoznione. Uskarza sie na los, jak gdyby los podobny nie byl udzialem adwokatow, inzynierow, wlasciwie kazdego, kto placil za niezaleznosc. W tym podliczaniu przeszlosci jest placzliwosc i pretensja, jedno z drugim uczucia negatywne, przykre dla otoczenia, niezdrowe rowniez dla ich nosiciela. Ale intello wsciekli sa szczegolnie, bo czuja sie ofiarami wlasnego zwyciestwa. Sami tego chcieli, a teraz nie bardzo im sie to zwyciestwo podoba. Trudno sie pogodzic (w praktyce, nie w zasadzie) z surowymi prawami demokracji, w mysl ktorych glos pijaka, ciemniaka i prymitywa wazy w urnie wyborczej tyle samo, co glos zasluzonego artysty albo dynamicznego czlonka miedzynarodowej rady programowej interdyscyplinarnego instytutu naukowego. No trudno, na szczescie intello malo sie zadaja z marginesem fizycznym czy umyslowym. Rowniez ekonomicznie czyli klasowo dystans wydaje sie odpowiednio bezpieczny. Nie do konca jednak, skoro rosna w sile i znaczenie owi prywatierzy z "Diatryby". To za ich sprawa chwieje sie i sypie mit, jakoby pieniadze mialy malo wspolnego z elegancja, ze ksiazka nie jest absolutnie towarem, ze intello naleza sie stale oklaski przechodzace od czasu do czasu w owacje, polaczone ze specjalnym dozywotnim uklonem - moze w rodzaju przedwojennego czapkowania. A poniewaz w samej rzeczy nowa rzeczywistosc okazuje sie wobec tych mitow brutalna, bija pod niebiosa krzyki o nadciagajacej kluturalnej apokalipsie. Prozna sluzba Pisze Gombrowicz w "Dziennikach" po otrzymaniu jakiejs nagrody czy stypendium (w kazdym razie chodzilo o 10 tys. dolarow w latach 60-tych), ze taka sume zarabia biznesmen na sredniej transakcji. Pisze autoironicznie, ale do tego trzeba byc Gombrowiczem. A takze, co tez nielatwo, godzic sie na swiat, ktorym co prawda rzadzi pieniadz, ale pieniadz nie jest sam w sobie jakas demoniczna, wstretna i pozadana zarazem materia, skoro mozna sie nim rozmaicie poslugiwac. A do tego Gombrowicz, prawdziwy arystokrata ducha, umial sie przyzwyczaic biedujac w dalekiej Argentynie. Przykre jest postepujace zubozenie inteligencji, ale nawet ci intello, ktorzy przestali jezdzic tramwajem czesto cierpia ambicjonalnie. Ci nawet, ktorzy moga sie pocieszyc nowymi prestizowymi wizytowkami. Skoro wiec pretensja do swiata nie wynika wprost z przyziemnych pobudek, i nie da sie tak latwo uciszyc pieniedzmi ani posada, winni intello, bez zadnych wstepnych warunkow, magicznym gestem Anteusza dotknac ziemi. Tzn. przypomniec sobie, ze w dalszym ciagu, jak zwykle, maja sluzyc spoleczenstwu. Nasz swiat srodkowo-europejski nie stanal przeciez na glowie, przeciwnie, wraca do rownowagi. A wiec sluzba, *sluzba* - piekne slowo, zdolne zaspokoic proznosc. Wyrafinowana proznosc, ktora pomagala opierac sie strachom i pokusom zniewalajacego rezimu, a teraz sa pewne klopoty z jej zaspokojeniem. Lecz w dalszym ciagu nie ma sie co jej wstydzic, czy wypierac; poki nie laczy sie z pycha i pogarda. Intello maja ostrzej niz inni przeczuwac zagrozenia, dlatego lepiej ich slychac; co przeciez nie znaczy, ze naprawde dotkliwiej doswiadcza ich glod, chlod czy strach. Oni tylko wiecej o tym mowia, co po prostu nalezy do obowiazkow, jakie im powierzono. Obowiazki, sluzba, te slowa brzmia surowo, ale dla intello sa naprawde wygodne. Trapia go przeciez watpliwosci co do sensu swojego powolania. I ta zaleznosc od publicznosci, do ktorej sie zwraca, ktora o tym sensie decyduje. Ktorej sie schlebia, ktora sie chloszcze, ktorej sie potakuje. Ktora oklaskuje, wygwizduje, czasem lubi byc pokrzepiona, czasem jak w sztuce Petera Handke zwymyslana do suchej nitki. Pocieszenie, wymyslanie: intello w swojej sluzbie swiadcza rozmaite uslugi. Podobnie jak w sztuce nie ma tu ani recepty na sukces, ani emerytury: nie ma tez, bardzo czesto, tworczej przyjemnosci, kiedy chodzi o powtarzanie tego samego oczywistego. Przeszle grzechy i przeszle zaslugi Ale nie! Nie, doprawdy, nie powinni intello srodkowo-europejscy narzekac, bo, na dobre i zle, wybitnie odznaczyli sie w historii najnowszej. Na zle: znacznie przylozyli rece i glowy do adaptacji narzuconego systemu. Na zamowienie czy rozkaz ktorego, manipulujac po kuglarsku klamstwem i polprawda, mocno zakrecili ludziom w glowie. Nie tylko zaslugi niektorych w tej mierze, rowniez tzw. historyczna madrosc, czyli pogodzenie sie z rzeczywistoscia, byly mile widziane i zupelnie przyzwoicie wynagradzane. Potem przyszlo (na dobre) odpracowywac grzechy wlasne i kolegow, nawrocenie intello rozegralo sie w wyzszej sferze spoleczno-ustrojowej. Inaczej byloby niezauwazalne, a wiec nie istniejace. A wtedy niebezpieczniejsze, bo wladza chetniej dawala po glowie (czasem w przenosni, czasem doslownie) ludziom ogolnie nieznanym. Intello dawano szanse skruchy i poprawy. Tak, byli wazni, zarazem szykanowani i kupowani, kokietowani i straszeni. Spojono bowiem nowa wyzsza sfere, uzupelniona tu i owdzie przedstawicielami starszej inteligencji, feudalna zasada przywileju. W latach stalinowskich nietrudno bylo przywileje utracic, z nimi wolnosc, czasem zycie. Potem jednak represjami zajely sie glownie instytucje o lagodniejszym, mozna by powiedziec prawno-kulturalnym charakterze jak cenzura czy biuro paszportowe. Policja polityczna korzystala z dorobku poprzednich lat. Wszyscy pamietali, co potrafi, wystarczalo wiec na ogol, ze przypominala o swym istnieniu zlosliwie zatruwajac zycie i toczac z intello intelektualne pojedynki, ktore zreszta nierzadko wygrywala. Bywa, ze wladza oparta na przemocy, niby nie zagrozona, ale powoli slabnaca, robi sie troche sentymentalna: wciaz ktos okazuje jej niewdziecznosc, chetnie bierze ale jak najmniej w zamian gotow jest dac, dochodzi do tego, ze odmawia wspolpracy i wreszcie demonstracyjnie nie klania sie na ulicy. A przeciez wczesniej, jak kazda dyktatura, dyktatura proletariatu rowniez potrzebowala artystow czy intello dla uzasadnienia swojego panowania, dla poprawiajacej samopoczucie dekoracji, wreszcie przez snobistyczna slabosc do lepszego towarzystwa. Zarazem dla praktycznej przydatnosci intello w procesie reform: nasi wladcy nie czytali Tocqueville'a, ale bez niego domyslali sie, ze liberalizacja jest delikatnym momentem w zyciu kazdego mocnego rezimu. Nawet jezeli tzw. wlascicieli WRL czy PRL uznamy, z dzisiejszej perspektywy, za rzadcow prowincji imperium, to przeciez im takze nieobce byly ludzkie tesknoty, aby swoja wlasnosc lepiej urzadzic. Jak? Pytano intello obdarzajac ich ograniczonym zaufaniem. Ci zreszta przed dluzszy czas chetnie, obszernie, dykretnie podpowiadali, deklarujac rownie ograniczona, jak mialo sie z czasem okazac, lojalnosc wobec niewzruszonych podstaw ustroju. Taki byl zreszta warunek dyskusji, potem sporu, ktory intello prowadzili z wladza, niechby nawet w imieniu spoleczenstwa, bo wladza, choc ludowa, dosc gladko, po cichu rzecz jasna, przestawala sie upierac, ze to ona wlasnie lud reprezentuje. Dla niej przeciez wygodniejsza byla rozmowa z przedstwicielami spoleczenstwa niz z samym wscieklym spoleczenstwem. Wiadomo, ze lepiej sie nawet poklocic, ale w kameralnym gronie, z kulturalnymi ludzmi: elita i establishment potrafia sie czasem wbrew pozorom dogadywac. Decyzje glowne wladza ludowa i tak podejmowala w swoim scislym kierownictwie, konsultujac sie jeszcze ewentualnie z wielkim bratnim sojusznikiem, natomiast widoczna gre polityczna starano sie w miare moznosci przeniesc na scene intelektualna, artystyczna, a wiec dla wybranej z natury rzeczy publicznosci. I wlasnie intello, artysci, stawali sie glownymi protagonistami tej sceny. Roznica miedzy twardymi i elastycznymi, liberalami i zamordystami objawiala sie w interpretacji, a co za nia szlo - puszczeniu albo zatrzymaniu artykulu, opowiadania czy wiersza. Wolnosci obywatelskiej bylo tak malo, ze prawdziwym jej triumfem mogly stac sie przedstawienia teatralne, gdzie smigla aluzja wymykala sie brudnym cenzorskim lapom. Walka o wolnosc toczyla sie rowniez w kolektywnym sumieniu wladzy; fizycznie biorac w gabinetach pierwszych osob w panstwie, kiedy podejmowaly decyzje o wydaniu ksiazki czy paszportu. A jesli wladza zaparla sie w swoim uporze, ziemia sie trzesla, rzeki wzbieraly od miedzynarodowego oburzenia. Wreszcie ustepowano, troche dla swietego spokoju, a tak naprawde - aby pozytywna decyzja paszportowa (czy ksiazkowa) po tych wszystkich trudach nabrala wagi symbolicznej. Dobrych intencji aktualnego kierownictwa, ktore liberalizuje co sie da przeciw twardoglowej opozycji. [dokonczenie nastapi] _______________________________________________________________________ Jurek Dydak [Autor: Jurek Dydak jest forma przejsciowa miedzy Polakiem a Amerykaninem. Wychowany, ku jego satysfakcji, na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego (1969-1982) przebywa w USA od Stanu Wojennego. Aktualnie jest profesorem matematyki na University of Tennessee. J.D.] NIE TOLEROWAC NIETOLERANCJI ! =========================== Z zainteresowaniem przegladnalem wymiane pogladow na temat tolerancji w kilku ostatnich "Spojrzeniach". Wydaje mi sie, ze dyskusja ta ma charakter zbyt ogolny, a dyskutanci usiluja zdefiniowac pojecie tolerancji bez zadnego kontekstu. To, ze zbyt duza ogolnosc prowadzi do paradoksow jak w tytule mej wypowiedzi jest dobrze znany z logiki (nie istnieje zbior wszystkich zbiorow) lub klasycznej filozofii. Postaram sie zademonstrowac, jak podejsc do zagadnienia tolerancji uzywajac prostych schematow z teorii gier/cybernetyki/systemow. Zakladam, ze rzeczywistosc polega na wzajemnym odddzialywaniu na siebie obiektow (osob, zwierzat, instytucji, narodow). Potocznie wyraza sie to stwierdzajac, ze czlowiek jest suma swoich doswiadczen. Na ogol takie oddzialywanie ma wieloraki charakter (odbywa sie na wielu torach) i poszczegolne tory moga byc pozytywne badz negatywne dla danego obiektu. Jezeli odczuwam jakis aspekt mojego oddzialywania X z obiektem Y jako negatywny, to powstaje kwestia podjecia decyzji: Czy tolerowac X, czy tez starac sie zmienic? Stwierdzam wiec, ze rozwazanie tolerancji ma sens tylko wtedy, gdy precyzuje sie przynajmniej dwa obiekty i przynajmniej jeden obieg ich oddzialywania. Odpowiedz na pytanie, czy tolerowac jest wiec czysto subiektywna, chociaz mozna stwierdzac, ze statystycznie Polacy toleruja np. palenie w ich obecnosci. Osobiscie nie popieram palenia w mojej obecnosci, gdyz ma negatywny wplyw na moje samopoczucie/zdrowie. Podjecie decyzji o tolerowaniu palenia zalezy od moich pozostalych powiazan z osoba palaca. Na przyklad, jestem sklonny tolerowac palaczy w jednej z nastepujacych okolicznosci: a. maja umysl Einsteina, b. wreczaja mi czek w wysokosci 1000 dolarow, c. sa pokryci tatuazem. Zaznaczam, ze nie glosze ogolnych stwierdzen typu "Palenie jest szkodliwe", gdyz jest ono zbyt ogolne i znam osoby, dla ktorych palenie jest pozyteczne. Ogolna Zasada Tolerancji: Tolerowac, gdy nietolerancja prowadzi do pogorszenia sytuacji. Czytelnicy Biblii zapewne wiedza, ze Izraelici (lub Judaici lub Zydzi) namietnie wyznawali zasade "Oko za oko zab za zab". Wydaje sie, ze nawet teraz jest to stosowane przez rzad Izraela (nie znam innej instytucji, ktora by tak czesto te zasade cytowala). Natomiast Jezus Chrystus dokonal podstawowego odkrycia (nadstaw drugi policzek), ze czasami mozna rozwiazac konflikt przez pierwszy krok pokojowy natomiast krok wrogi moze prowadzic do zniszczenia obiektu, ktory ten krok robi. Poniewaz przynosi to dobre efekty (tzn. lepsze niz tylko nawolywanie do odwetu), wiec zasada ta podniesiona zostala do rangi podstawowej cnoty chrzescijanskiej. Tymczasem jest to po prostu cecha dobrego polityka by wiedziec kiedy polozyc kres eskalacji wrogich posuniec. Prosze zwrocic uwage, ze Dziesiec Przykazan to glownie lista aktow gwarantujacych, w czasach biblijnych i nawet pozniej, dlugotrwale wojny klanowe, ktore dopiero milosc Romea i Julii moze przerwac. W praktyce oskarzenia o nietolerancje oznaczaja brak zrozumienia drugiej strony: glownie wystepuje to, gdy nie widac szkod materialnych (a zatem sa to szkody wylacznie psychiczne) wynikajacych z tolerancji. Szacowanie szkod materialnych jest powszechnie rozumiane, natomiast dopiero od niedawna sady amerykanskie staraja sie nadac wieksza range szkodom psychicznym. Postarajmy sie uzyc wspolczesnego przykladu: Fundamentalisci religijni w USA sa nietolerancyjni wobec homoseksualistow, gdyz nabyli wszechstronna wiedze na temat Sodomy i Gomory. Slowo "homoseksualizm" wywoluje u nich pewne skojarzenia, ktore nie sa pozytywne dla ich samopoczucia. Natomiast homoseksualisci uwazaja, ze cokolwiek robia za zamknietymi drzwiami, jest ich wlasna sprawa i nie powinno nikogo obchodzic. Nawolujac fundamentalistow religijnych do tolerancji wobec homoseksualistow, staramy sie oslodzic ich bol przez podkreslenie, ze nadstawianie drugiego policzka jest cnota chrzescijanska. Osobiscie nie widze wyraznego postepu w tym konflikcie, a ostatnio dotyka on sfer materialnych - bardzo czesto jedyna metoda uzyskania ubezpieczenia zdrowotnego dla homoseksualisty jest bycie wspolmalzonkiem osoby, ktora takowe posiada (inaczej firmy ubezpieczeniowe odmawiaja, bojac sie wysokich kosztow leczenia AIDS). Stad proby rozszerzenia pojecia rodziny i caly galimatias. Wydaje mi sie, ze artykul p. Legutki o tolerancji jest po prostu odbiciem faktu, ze w spoleczenstwach chrzescijanskich nadstawianie drugiego policzka (tolerancja) jest rozumiane w sposob bardzo abstrakcyjny, co wykorzystuja rozne autorytety (Kosciol, Rzad) dla rozwiazania (tzn. odsuniecia w czasie) aktualnych problemow spolecznych. Jest to szczegolnie widoczne w Polsce, a w USA pojawa sie okresowo i jest zwiazane glownie z partia demokratyczna. Pozostawiam Szanownemu Czytelnikowi decyzje, czy tolerowac moje poglady, czy tez nie. Polecam Ogolna Zasade Tolerancji (patrz wyzej) zwlaszcza tym, ktorzy sie z tym listem nie zgadzaja. Przechodzimy tutaj do zagadnienia tolerancji cudzych pogladow. Proponuje Panstwu przeprowadzenie eksperymentu socjologiczno-psychologicznego (czyli prowokacji): jadac pociagiem ekspresowym w Polsce prosze wyrazic przekonanie, ze Ziemia jest plaska, i byc upartym. Zaloze sie, ze komentarze beda typu "To po to sie, k..a, Kopernik poswiecal i noce zarywal, by ten tutaj truten takie herezje wyglaszal" i nie radze cytowac Galileusza (czy tez Kolumba) jako tego, ktory Ziemie ostatecznie zaokraglil, bo prowokacja sie wyda. Jezeli natomiast zbada sie opinie publiczna w USA, to pewnie okaze sie iz 40% Amerykanow jest za okragloscia Ziemi, 40% za plaskoscia, a reszta nie wie, gdzie zyje. Tego typu dane sa powodem ogolnego zdumienia inteligencji polskiej nad glupota Amerykanow. Prosze sie jednak zastanowic nad pytaniem: Czy kiedykolwiek ksztalt Ziemi wplynal na Panstwa konkretna decyzje ? Staralem sie wysilic moja mozgowine i nie znalazlem praktycznego zastosowania tego b. waznego faktu. Zaznaczam, ze nie projektuje nadajnikow radiowych lub telewizyjnych. Wydaje sie, ze w Polsce jest stosowana logika dwuwartosciowa (prawda, nieprawda) a w USA mamy do czynienia z logika trojwartosciowa (tak, nie, kogo to obchodzi?), gdyz jest to koniecznosc zyciowa (nigdy nie wiadomo czy przypadkiem rozmowcy nie konczy sie gwarancja na pistolet i trzeba go wyprobowac). Sadze, iz logika trojwartosciowa jest nieodzowna dla tolerancji cudzych pogladow i jest koniecznym elementem demokracji. Natomiast logika binarna jest zrodlem tzw. polskich dowcipow w USA. Jednym z propagatorow nauczania tolerancji w Polsce jest b. posel Jurek, ktory to ceni kary cielesne w tym zakresie (zwiekszaja stopien zrozumienia bliznich). Dyskusja byla burzliwa, jak to bywa miedzy logikami binarnymi. Ciekawe, iz nikt nie szukal rozwiazan demokratycznych. Przeciez mozna czesc szkol przemianowac i zamiast Szkoly Podstawowej Nr.3 w Debicy, gdzie uczeszczalem, mielibysmy SP Nr.3TB (od Tu Bija), a zamiast Liceum Ogolnoksztalcacego Nr.6 w Debicy mielibysmy LO Nr.6TNB. Inna ciekawostka jest fakt calkowitego pominiecia celu nauczania i metod osiagania tego celu. Niestety, nauczanie bez przymusu jest praktycznie niemozliwe i w przypadku uczniow przymus ekonomiczny nie wchodzi w gre, chociaz warto pomyslec. Pozostaje wiec przymus fizyczny lub psychiczny. Musze przyznac, ze wole umiarkowane kary cielesne jakich doznawalem w SP Nr.3, niz szykany psychiczne stosowane w LO Nr.6 (moje uwagi dotycza lat 60-tych - nie wiem jak te instytucje operuja dzisiaj). Jest faktem empirycznie dowiedzionym, ze zbita pupa przyjmuje ksztalt pierwotny po kilku dniach, natomiast skutki urazow psychicznych sa dlugotrwale. Do dzisiaj z rozrzewnieniem wspominam mojego nauczyciela matematyki z podstawowki, Tadeusza Tkacza. Jak go wreszcie wytracilem z rownowagi, to lapal mnie za ucho mowiac "Dydak, ja cie naucze". I nauczyl. Natomiast prawie wszyscy nauczyciele amerykanscy (wlaczajac moja zone), to okazy dobroci i aktualna polityka stara sie ich jeszcze bardziej udobrocic przez delegalizacje prawie kazdej metody presji na uczniow. Efektem tego jest znaczy wzrost uzywania trzeciej wartosci w logice trenarnej. Jezeli maja Panstwo watpliwosci czy tolerowac jakis bezsensowny poglad, to byc moze warto przyjac zasade "Wszyscy mamy racje, a niektorzy maja wieksza racje". Na zakonczenie polecam lekture ksiazki "Cybernetyka i charakter" Mariana Mazura dotyczacej teoretycznych podwalin psychologii. Jest znakomita dla czytelnikow ze znajomoscia nauk scislych. Dla humanistow polecam jakiekolwiek dzielo aktualnego nurtu psychologii amerykanskiej, ktory (moj poglad) mozna wywnioskowac z ksiazki Mazura. Z powazaniem, Jurek Dydak _______________________________________________________________________ z cyklu: Kacik Kulinarny Dzis cos dla odmiany o winie. O calkiem normalnym winie, do picia. Na pozor... * * * Tom Davis [sciagniete z "Mozaiki", tlum. Jurek K-ek] GAMAY ===== Winami, ktore coraz bardziej zwracaja uwage zarowno konsumentow jak i producentow [amerykanskich i kanadyjskich - J.K-ek] sa Gamay. Gamay jest odmiana winogron uprawiana przede wszystkim w Beaujolais. Swego czasu wina produkowane z tego gatunku byly najpopularniejszymi winami czerwonymi na swiecie, na dlugo zanim synonimem wina czerwonego nie stal sie dla konsumentow Cabernet (Beaujolais Nouveau odzyskuje popularnosc, ale tego zdecydowanie przecenianego wina dyskutowac tu nie bedziemy). W ostatnich dziesiatkach lat gust przesunal sie w strone ciezszych, mocniejszych win spozywanych nawet na codzien; Beaujolais i ogolnie Gamay stracily wiec na atrakcyjnosci. Gamay sa winami nieskomplikowanymi. Sa one raczej jednowymiarowe, w takim sensie, ze nie sa zbudowane na podstawie taninowej i nie skladaja sie z wzajemnie na siebie nakladajacych sie warstw taninowych i debowych. Nie fermentuje sie ich w sposob wydobywajacy ze skorek maksimum koloru i smaku. Przede wszystkim musza wykazywac pierwotne, jaskrawe smaki owocowe i delikatne aromaty samych winogron. Wina Gamay powinny przede wszystkim wydzielac zapachy swiezych wisni i truskawek, oraz bardziej delikatne zapachy kwiatowe. Idealne Gamay jest jednorodne smakowo i przejrzyste, jak spojne swiatlo z lasera rubinowego - inaczej niz opalizujace wina Cabernet. Aby otrzymac dobre Gamay nie jest konieczne, a nawet jest zbedne, dojrzewanie w beczce debowej, przedluzana fermentacja czy obnizanie wydajnosci winnic. Winorosl Gamay jest bardzo plodna - jakosc wina nie cierpi nawet przy wydajnosci 5 ton z akra - jego pedy sa niezwykle szybko rosnace, co pozwala na mechanizacje prac w winnicy, oraz dobrze znosi zarowno bardzo cieple, jak i chlodniejsze miejsca - jako ze ma wysoka naturalna kwasowosc i szybko dojrzewa. Dla amerykanskich producentow win, ktorych winnice usytuowane sa glownie w umiarkowanym klimacie, Gamay moze byc i jest optymalnym wyborem winorosli dajacej wino dobrej jakosci przy umiarkowanych kosztach produkcji. Gamay zawdziecza wiele swych zalet specjalnemu rodzajowi fermentacji, zwanemu maceracja dwutlenkowa. Fermentacja ta rozni sie od standardowego procesu drozdzowego czy bakteryjnego. Podczas maceracji dwutlenkowej nietloczone grona pozostawiane sa pod "poduszka" dwutlenku wegla i w takich warunkach enzymy powoduja przemiane cukrow w alkohol i dwutlenek wegla. Delikatne i lotne smaki i zapachy pozostaja przy tym w moszczu. Technika ta produkuje rowniez bardzo niewiele tanin. Producent moze zmieniac proporcje moszczu poddawanego fermentacji klasycznej i maceracji, tym samym majac mozliwosc w duzym stopniu kontrolowac cechy wina. W ubieglym roku mialem okazje probowac trzy rozne Gamay 91 pochodzace z Willamette Valley, Oregon. Byly to jedne z najlepszych win pochodzacych w Polnocnego Zachodu, jakie mialem kiedykolwiek okazje probowac, mimo ze zadna butelka nie kosztowala wiecej niz 10 $ i bylo to wino przeznaczone do szybkiej konsumpcji. Kalifornia probowala przelamac monopol Beaujolais w winach Gamay wiele lat temu, wypuszczajac na rynek wina nieudolnie zwane "Gamay Beaujolais" i "Napa Gamay". Oba byly zwyklymi odmianami Pinot Noir, lekkimi, bez smaku i zapachu. Tylko grona odmiany Gamay, zwane na Polnocnym Zachodzie "Gamay Noir" sa w stanie polaczyc wymagane cechy z niska cena produktu. Mam nadzieje, ze Gamay z Nowego Swiata beda kiedys w stanie osiagnac stopien popularnosci osiagniety przez Beaujolais, gdyz potencjal i zapotrzebowanie na dobre a niedrogie wina jest ogromny. * * * Jurek Karczmarczuk BEAUJOLAIS ========== Jest to stara i zacna prowincja, a wlasciwie czesc starej prowincji lyonskiej, gdzie Masyw Centralny splywa lagodnie ku rowninie Saony, miedzy gorami Charolais i Maconnais na polnocy, a Lyonnais na poludniu. Nalezy glownie do departamentu Rhone, gdzie tez znajduja sie dwie historyczne stolice regionu, Beaujeu i Villefranche-sur-Saone. Beaujeu ma teraz ok. 2000 mieszkancow, resztki dawnej swietnosci mozna zobaczyc w muzeum, w starej zabudowie i w ruinach zamku. No i mozna sie napic. Malo kto, nawet we Francji, wie cokolwiek na temat tej okolicy, jesli nie mial osobistej przyjemnosci. Ale winnice, ktore dominuja glownie we wschodniej czesci regionu (ok. 22 000 ha), rozslawily nazwe Beaujolais na calym swiecie y compris wielkie panstwo, ktorego nazwy nie wymienie, aby sie nie narazic. Wlasciwie, gdy pije sie po raz pierwszy to wino, klasyfikowane jako poludniowy burgund, to nie za bardzo wiadomo dlaczego. Czegos w nim brakuje, jest jakies takie skromne, chyba, ze ktos akurat odkorkowal omszala butelke Julienas, czy specjalny rocznik Morgon. Ale to nie dla wszystkich. Konsumentow jest bardzo wielu (producentow zreszta tez, sa tam bardzo male winnice i ok. 10 000 vitikultorow). Dominuje tu szczep Gamay Noir o bialym soku. Mozna go znalezc i gdzie indziej, w Owernii, czy w dolinie Loary, ale w odroznieniu od innych ziem gliniasto-wapiennych Burgundii, gdzie wino zen produkowane jest przecietne, uzywane do mieszanek stolowych, granitowe podloze Beaujolais wyciaga z niego caly czar. (Na temat czaru Gamay amerykanskiego to juz kto inny sie wypowiada...) Jest to wino lekkie, Beaujolais de crus maja czasami nie wiecej niz 10.5, 11% alkoholu, choc bywa i 13-procentowy Morgon. Sprzedawane jest w butelkach typu burgundzkiego, niskich, o gladko zwezajacej sie szyjce. Podawac je nalezy schlodzone, co jak na czerwone wino jest dosc nietypowe (oczywiscie nie przesadzac, 10 - 12 stopni, jesli mialoby byc za zimne, to w ogole nie chlodzic) i stawiac na stol nie w butelkach, a w krysztalowych karafkach. Jesli padna nan promienie slonca, jasnoczerwone odblaski ukwieca nam stol i wspomoga kwiatowy aromat wina. Przez wiele lat Beaujolais dzielilo sie na 9 crus, 9, tyle, ile Muz! Saint-Amour, Julienas, Chenas, Moulin-a-Vent, Fleurie, Chiroubles, Morgon, Brouilly oraz Cote de Brouilly, ale rok 1988 przyjal, w grzmocie kieliszkow i przetaczanych beczek, nowego lokalnego szlachcica: Regnie. Jako lekkiego burgunda, Beaujolais w zasadzie sie dlugo nie lezakuje, nie warto. Sa wyjatki, niektore crus, w niektore lata dostaja blogoslawienstwo specjalne i potem sa bardzo drogie (do tej pory nie wiem, czy nie jest to kolejna gierka, aby wyciagnac wiecej pieniedzy od snobow...) W kazdym razie Beaujolais pije sie na ogol mlode. Pije sie do wszystkiego, raczej wczesniej niz pozniej. Ciezka i dluga kolacja oparta wylacznie na lekkim burgundzie nie ma sensu. Lepiej wtedy juz sie skazac na mroczniejsze chateauneuf-de-pape. (A ja juz w ogole wtedy wyciagam glownie ciezkie Bordeaux, ale ja nie jestem rasowy, wiec nie wiem kiedy grzesze...) W kazdym razie do salatek, do lososia, do lekkich potraw drobiowych - do czynu! A na przyklad do ludowego dania francuskiego, do golonki z soczewica (spodziewalibyscie sie?!...) Beajolais wydaje sie niezastapione. Pozwole sobie strescic komentarz do tego dania (ktorego polecac tu nie bedziemy ze wzgledow patriotycznych, nasza golonka z musztarda, czerwona kapusta i kluskami slaskimi wydaje mi sie smakowitsza, a rownie smiertelna). Autorzy ksiazeczki "L'Harmonie des vins et des mets" porownuja stosowalnosc Chenas i Morgon do golonki: "CHENAS: wino barwne, mocne, jednak bez agresywnosci, pelne niuansow, o wiosennej woni. Kolory glebokie, bukiet kwiecisty, aromat zwiedlej rozy, fiolka, wisni... Uderza bezposrednio i szczerze, w pieknej harmonii i jedwabiscie. MORGON: wino krzepkie i szczodre, nader swiezo-owocowe (fruite') i bardzo specjalne, gdyz, jak tu sie mawia, Morgon "morgonuje". Znaczy sie, nabywa dojrzewajac atrybutow wielkiego Burgunda. Barwe ma gleboka, jak rubin w cieniu. Aromat - jak dojrzaly owoc: wisnia, brzoskwinia, morela, czarna porzeczka, czy lukrecja. Jest cielesne i czule, a moc jego delikatnie rozpromieniona". Jesli ktos znajdzie oryginal tej ksiazki i stwierdzi, ze tlumaczenie jest naciagane, niech sprobuje sam. Mnie i tak zaczelo ssac w dolku, niestety pod reka nie mam zadnej piwniczki, tylko nadpsuty automat do kawy, w dodatku oblegany przez studentow. A ja nieszczesny nazwalem to wino "skromne"!... Specyficzna jest rola mlodego Beaujolais w swietowaniu Nowego Wina we Francji. Wlasnie sie konczy. Nie jest to zadna punktowa akcja, ale ogolna parotygodniowa atmosfera, podczas ktorej specjalisci od wina (znaczy sie, kilka milionow Francuzow) zwiedzaja sklepy, kupuja po jednej, po dwie butelki, degustuja ze szczegolnym napieciem, a potem powtarzaja operacje, aby moc dlugimi godzinami dyskutowac o walorach tego rocznika i o tym, ze ten, czy tamten gatunek spada na psy. A komersanci rece zacieraja i ceny podkrecaja. Tez dobry sposob na recesje. Wino "primeur" nie moze byc bylejakie. Mianem tym obdarzyc mozna wina klasyfikowane przynajmniej jako AOC lub VDQS (Appelation d'origine controlee; Vins delimites de qualite superieure), ewentualnie tzw. Vin de pays, ktore mozna sciagnac z bek pod warunkiem, ze ich ulotna kwasowosc spadla ponizej 0,60 g/litr i ze uznane zostaly za godne przez upowaznionych degustatorow. AOC "primeur" sciaga sie poczawszy od trzeciego czwartku listopada, a konczy w styczniu. Potem, jak jakis producent sprobuje nazwac sciagniete wino "primeur", to sie go gilotynuje na miejscu bez sadu, taka tradycja francuska... VDQS "primeur" leje sie od pierwszego grudnia, oficjalnej daty zezwolenia na sprzedaz. Rozne gatunki mlodego wina znajduja sie w handlu, ale Beaujolais (zwlaszcza Beaujolais superieur i Beaujolais- villages) ciesza sie najwiekszym uznaniem. I ja, malopolski slazak tez zaczalem doceniac. Po sprobowaniu paru butelek, ktore bardzo mi smakowaly, skontaktowalem sie z zaprzyjaznionym restauratorem z Ouistrehamu w celu utrwalenia opinii. A on jak sie nie skrzywi, jak nie zacznie grymasic! Guzik wszystko warte i za drogie! Tak, tak. Koncze ten felieton Zlota Mysla. Najlepszym sposobem, aby stracic przyjemnosc z zajmowania sie czyms, jest zostac profesjonalista. Ja sobie nigdy na to nie pozwole i oczekuje szczerze na niekonstruktywna krytyke, gdyz i to jest sensem zycia. Jurek Karczmarczuk * * * Slowko od rzeczy red.nacz. Gamay jest moim ulubionym winem czerwonym, a to glownie z tego powodu, ze jestem w stanie zazwyczaj je odroznic z zawiazanymi oczyma od innych rodzajow typu Cabernet czy Pinot Noir. Na swoj prywatny uzytek tlumacze to pewnym szczegolnym smako-zapachem, ktory identyfikuje - prosze sie powstrzymac od niesmaku i nie zrezygnowac z Beaujolais - z zapachem palonej gumy. Dziwnym trafem smak ten (nie czuje sie go nosem, tylko dopiero po wzieciu napoju do ust) zupelnie mi nie przeszkadza, wrecz odwrotnie, natomiast pozwala na latwa identyfikacje. Poza tym osoby majace cokolwiek wspolnego z substancjami zapachowymi wiedza, ze zapach danej substancji niekiedy silnie zalezy od jej koncentracji i rozni ludzie inaczej odbieraja niektore zapachy, gdyz maja rozne progi wrazliwosci. Nie radzilbym n.p. wachac w duzym stezeniu niektorych syntetycznych, a nawet naturalnych substancji uzywanych do produkcji wspaniale pachnacych wod kolonskich czy perfum! J.K-ek _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": [email protected] Adresy redaktorow: [email protected] (Jurek Krzystek) [email protected] (Zbigniew J. Pasek) [email protected] (Jurek Karczmarczuk) [email protected] (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk 1994. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres: (128.32.162.54), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 94___________________________