_______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 21.01.1994.       ISSN 1067-4020                 nr 95
_______________________________________________________________________

W numerze:
             Tomasz Lubienski - Zaczac od siebie (Dokonczenie)
                Michal Ogorek - Encyklopedia (fragment)
   Wlodzimierz Sznarbachowski - Totalizm, terroryzm, katolicyzm
                 Jola Stouten - Nauka a przemysl, 
                                 doswiadczenia amerykanskie
           Jurek Karczmarczuk - Kacik kulinarny
_______________________________________________________________________

[Tygodnik Powszechny" 16/1993, skroty red. "Spojrzen" niezaznaczone.]


Tomasz Lubienski


                         ZACZAC OD SIEBIE (cz. II i ostatnia)
                         ================


                         Prestiz i paczki

W calym imperium po XX Zjezdzie KPZR zaczeto szanowac narodowa
specyfike: tzn. poszczegolne rezimy samookreslaly sobie stopien
wolnosci dopuszczalny dla wlasnego narodu. Poza tym, na tzw. froncie
kulturalnym zmagania toczyly sie juz bardziej racjonalnie: o tresc,
temat utworu czy o nazwisko trefnego autora. Za Stalina i jeszcze
gdzieniegdzie, jakis czas potem, rowniez forma podlegala kontroli.
Zdanow skodyfikowal przeciez pozytywna, w znaczeniu normatywna,
estetyke socjalizmu. Stalinizm oraz hitleryzm w tepieniu tworczosci
burzuazyjnej czy zdegenerowanej poslugiwaly sie podobnym gustem. A poza
tym, juz na wstepie, na pierwszy rzut oka, formalnie wlasnie,
dokonywaly eliminacji, ktora czesto konczyla sie eliminacja fizyczna
osob, ksiazek, dziel sztuki. Z tym, ze stalinizm, jako system
perwersyjny, nieporownywanie bardziej pasjonowal sie inzynieria dusz
ludzkich. Rozkosze intelektualne i artystyczne w tej epoce mogly w
kazdej chwili posluzyc igraszkom godnym Kaliguli. Wiec kiedy tyran
Stalin zakonczyl zycie, wszyscy - lepiej czy gorzej, ale nigdy nie
wiadomo, jak nazajutrz widziani - odetchneli. Przez moment
solidarnie - natychmiast bowiem rozpoczely sie porachunki za takie czy
owakie prowadzenie sie w tamtym czasie. One nie skonczyly sie nigdy, bo
gdy wymra swiadkowie, uczestnicy, pozostanie po nich sprzeczna pamiec,
relacja, legenda. Porachunki czesto gorszace, ktore rujnowaly zdrowie,
skracaly zycie, rozbily niejedna rodzine, ale za cene wzajemnych
kompromitacji pozwolily intello, jako calosci, zdobyc publiczny
prestiz. A tym, ktorzy oparli sie "epidemii instynktu
samozachowawczego" (Zbigniew Herbert), przyszlo ratowac honor zawodu, a
wiec rowniez mniej odpornych i wybrednych moralnie kolegow. Co zreszta
nie zawsze bylo konieczne: o sile opozycji swiadczyl fakt, ze
przystepowali do niej stopniowo znani i uznani. Z pewna dwuznacznoscia,
ktora ujmuje uliczna pogwarka o ludziach, co zawsze zyli z komuny,
najpierw slawiac, potem potepiajac. Materialistyczna wladze
denerwowalo, ze coraz mniej oplacalo sie z nia kolaborowac: stracila
charyzme, stepialy pazury, wreszcie skonczyly sie pieniadze albo
zostalo ich na wydatki intelektualne smiesznie malo.

Niektorzy umieli grac z wladza miarkujac swoj sprzeciw stosownie do
sytuacji, zyskujac punkty na przemian oficjalnie i nieoficjalnie. A w
pewnym momencie skalkulowanego ryzyka przeskakujac z emfaza na mlodego,
modnego konia kontestacji. I oto wbrew Dantemu, ktory ustami Marco
Lombardo, dworskiego intello z XIII w. glosil, ze byloby zbyt proste "z 
dobra miec radosc, a przez zlo zalobe" (Czysciec, piesn XVI, w.
74-75), cnota zaczyna sie oplacac. Nie dosc, ze czlowiek mogl byc dumny
ze swojej odwagi, to jeszcze dostawal za nia paczki z Nescafe i Earl
Grey, a jesli juz wyrwal sie na Zachod, korzystal z ofiarnej
goscinnosci. Kiedys bylo jeszcze inaczej, stad pewna spoleczna rezerwa
wobec opozycjonistow ostatniej godziny, stad moze tych ostatnich
neoficki radykalizm.

                           Wdepnac w polityke                           

Ale przy wszystkich dwuznacznosciach dlugoletniego zycia w polniewoli, 
staneli intello po wlasciwej stronie. Po coz wiec wciaz rozpamietywac, 
wypominac im bledy i slabosci. Wlasnie zeby sie okazalo, jak wielkiego 
dokonali wysilku zwyciezajac oportunizm podszyty strachem i lakomstwem. 
Aby uszanowac tych, ktorzy mieli racje za wczesnie i nie zawsze 
doczekali wolnosci w dobrej formie intelektualnej: za swoje 
nieprzejednanie placa czesto dziwactwem, czasem daja sie wykorzystywac 
politycznym awanturnikom.

A takze docenic innych, ktorych wprawdzie uzarl pajak heglowski, ale 
ktorzy zrecznie i smialo przezwyciezali konsekwencje tego ukaszenia 
nabierajac odpornosci wobec determinizmu historycznego i fatalistycznej 
geopolityki. Bo jezeli wszyscy ludzie z towarzystwa byli od razu 
slusznie przeciw, to doprawdy niewielka sztuka bylo dolaczyc sie do 
nich. Legenda opozycji dziala przeciwko sobie samej, miesza zaslugi i 
przeniewierstwa. Malo tego, legenda ukrywa uszczerbki moralne, jakie 
poniesli intello spotykajac sie z niemoralna wladza. A one rowniez 
skladaja sie na kryzys ich powolania, sa przyczyna tego ciagu do 
stanowisk i zaszczytow, ktory, troche przesadnie, jak na osobowosci 
refleksyjne, pochlania intello srodkowo-wschodniej Europy.

Intello uwazaja na ogol, ze im sie nalezy: nareszcie pozbyli sie 
bolesnego dylematu miedzy tym, co wypada, a czego sie chce. Teraz wolno 
wszystko, im wyzej, wiecej, tym lepiej, tym sluszniej. I niewatpliwie 
obok opozycyjnej ascezy, ow apetyt wzmaga zachowana z poprzedniego 
pokolenia (intello maja juz swoje dynastie) pamiec bliskosci wladzy. 
Lecz obecnie, wladzy wybranej, ktora moze sie jawic jako przyjemny i 
pozyteczny obowiazek. Totez niejeden intello wzial sie za polityke. 
Szczesliwie, jesli okazala sie jego wlasciwym tlumionym dotad ze 
wzgledow ideowych powolaniem, jesli zaszedl w niej tak wysoko, jak 
chcial. Jesli bez wiekszej szarpaniny wewnetrznej rozstal sie ze swoimi 
poprzednimi zajeciami. Slowem - bylby to przypadek udany, bo uczciwie 
patrzac i sluchajac, nie sposob byc intello i politykiem w jednej 
osobie.

Wiadomo, ze polityka organizuje zycie z dokladnoscia do kwadransa, 
wciaga do gry, rownie psychologicznej i gwiazdorskiej, nieobcej intello. 
Pobudza nowa namietnosc, kariery, rezyserowania wlasnej biografii. 
Zaszczyty, honory, ceremonialy tez nie sa do pogardzenia. Intello lubia 
to przeciez. Jako przedstawiciele wolnego zawodu, ktorego obowiazki nie 
zostaly nigdzie okreslone, cenia sobie tytuly, zasiadanie w gremiach,
mnozenie bytow doradczych. A polityka potrafi naprawde zaspokoic te 
potrzeby. Wszak ambasadorem czy ministrem jest sie dzien w dzien przed 
dwadziescia cztery godziny, spiac i jedzac rowniez. Natomiast intello 
wciaz musi sie sprawdzac i potwierdzac. Co bywa meczace, z biegiem lat 
zwlaszcza. Tym bardziej, ze w nowej sytuacji trzeba koniecznie wymyslac 
cos nowego, cala wiedza jak zyc i pracowac w warunkach demokracji 
ludowej malo jest przydatna. Stad odmiana losu, wejscie na urzedy, 
chocby nie pozostawiala intello ani jednej wolnej chwili, bywa mu 
odpoczynkiem. Od refleksji rowniez: najtrudniej wytrzymac we wlasnym 
towarzystwie, kiedy tyle sie dzieje wokolo. Intello wyczuleni na powiewy 
historii skazani byli przez tyle lat, z wlasnej czy cudzej woli, na 
wizjonerstwo i nieoficjalnosc.

                   Komfort biurokratycznej hierarchii                   

Dzis mizantropijne pielegnowanie integralnosci osobistej staje sie 
dziwactwem, modne jest przyjmowanie odpowiedzialnosci bez granic i na 
tym polu intello moga jeszcze raz udowodnic nowobogackim, ze nie 
wszystko mozna kupic za pieniadze. Ale w mysl amerykanskiej maksymy "no 
free lunch" intello placi za odmiane losu, nawet jesli sie na nia 
zdecydowal.

Tu, teraz, jak wszedzie na swiecie polityke uprawia sie hierarchicznie, 
do czego intello musi przywyknac: im predzej tym lepiej dla niego uznac, 
ze hierarchia moze byc mierzona rozmiarem gabinetu, marka samochodu, 
miejscem przy stole prezydialnym. Wiec choby nas intello wspial sie i 
zostal podniesiony dostatecznie wysoko, podlegac bedzie pragmatyce 
sluzbowej. Co oznacza bardzo prawdopodobnie, ze przyjdzie mu sluchac 
polecen i pracowac dla ludzi, ktorych uwaza za glupszych od siebie.

Dla intello, ktory chcialby intello pozostac, a zarazem trwac przy 
polityce, bardziej naturalna zdaje sie rola doradcy; wspieranie umyslowe 
polityka, ktorego linia wydaje sie sympatyczna. Ale dobrac sie w tandem: 
doradca - decydent, trudno. Kto znalazl sie blisko wladzy i wladze 
polubil, chcialby ja miec, a jako doradca co najmniej rozpoznawac sie w 
podejmowanych decyzjach.

A jesli wspomniec, ze klerkowie Juliena Bendy, kilkadziesiat lat temu, 
zdradzili, sprzedali swoja niezaleznosc panstwu, ideologii, to mozna 
powiedziec, nie gorszac sie tym zbytnio i nie dziwiac, ze wspolczesni 
intello - srodkowo-wschodnioeuropejscy chetnie uciekaja od swojej 
niezaleznosci (bywa meczaca, nie zawsze wiadomo, co z nia zrobic) w 
komforty biurokratycznej hierarchii.


                      Potrzeba staroswieckich cnot                      

Niestety, talent nie zawsze sprzyja prawdzie - rozum towarzyszy
moralnosci. Sam wielki Voltaire jest tu przygnebiajaym przykladem. Jego
umilowanie wolnosci bylo selektywne: bronil jej we Francji, natomiast
nie razilo go cwiartowanie Pugaczowa, rozbior Polski, gnebienie
wszelkiej swobodnej rosyjskiej mysli. Byly to bowiem sprawki Katarzyny
II, ktorej Voltaire swiadczyl uslugi intelektualne, podobnie jak Grimm
i Diderot: za dobre pieniadze.

Intello bowiem misje oswiecania ciemnego spoleczenstwa przyjmowal z 
nadania narzuconego totalitarnego rezimu. Zreszta ow ton wyzszosciowy 
pobrzmiewal takze w kampanii na rzecz Maastricht, gdzie wszelkie 
watpliwosci wobec projektu oglaszano symbolem wstecznictwa. Arogancka 
demagogia intello o malo co nie przyniosla porazki pieknej, choc nieco 
utopijnej idei.

Wiec nie szkodzi pamietac, ze wspanialy wiek XVIII, do ktorego idealow 
tak bardzo tesknimy, nie byl laskawy dla tej czesci Europy: swiatle, 
choc nietrwale reformy Jozefa II sa wyjatkiem. Co nie znaczy, aby 
nalezalo madremu wiekowi XVIII przeciwstawiac romantyczny wiek XIX, w 
ktorym intello bywal zwykle poeta zagrozonym przez nedze i gruzlice, 
prorokiem poczuwajaym sie do poswiecenia i przewodzenia. Romantyzm pelen 
pieknych i groznych mitow uspolecznil, zdemokratyzowal jednak elity 
umyslowe: w kazdym razie obarczanie go jakas odpowiedzialnoscia za 
szalenstwa naszego stulecia jest niemadre.

Mysle, ze intello najbardziej dzis przydalaby sie tradycja 
pozytywistyczna, laczaca mysl Oswiecenia i romantyczna nadzieje poprawy 
swiata. W tej tradycji miesci sie rowniez pojecie rzetelnosci i 
moralnosci zawodowej. Jesli probuje sie, ze zmiennym co prawda 
szczesciem, moralizowac polityka, to czemuz by nie mialo to dotyczyc 
intello czy artystow, ktorzy nie majac wladzy bardziej sa wolni w swoich 
myslach i czynach. 

Wobec intello, rowniez pisarza, jesli wystepuje w takiej roli, wymagania 
sa wieksze i prostsze. Nie nadaje sie on na ogol na swietego, chociaz 
wspolczesnemu swiatu swieci, religijni czy ateistyczni, byliby bardzo 
potrzebni. Ale potrzebni sa rownie intello, zasobni w cnoty zawodowe, 
chociaz i prywatne, jako porzadkujace zycie, bylyby nie do pogardzenia. 
Cnoty wlasnie, slowo staroswieckie, bo wartosci, jakich sie zamiast nich 
zwyklo uzywac, mniej sa wyraziste moralnie. A takiej wyrazistosci trzeba, 
zeby slowa-slowa-slowa, ktore intello glosza, brzmialy i znaczyly 
wiarygodnie. Potrzebna tu zatem, chocby ze wzgledow zawodowych, 
moralnosc nauczycielska. Do ktorej nalezy tez nieustajaca pretensja 
wobec samego siebie, nie tylko wobec sluchaczy, za ich niezadowalajace 
postepy. I watpliwosc, czy aby zrobilo sie wszystko, aby im pomoc w 
awansie duchowym. Intello powienien wreszcie inspirowac sie etyka 
lekarza, ktory walczy z chorobami i smiercia, choc tej walki nigdy nie 
wygra, rowniez osobiscie sam nie wygra. Wiec wyrozumialy jest i wytrwaly 
wobec pacjentow, ktorzy zdrowieja nie dosc aktywnie.

Jesli chca intello rzeczywiscie poprawiac swiat, jesli tak mozna by 
okreslic nigdy do konca nieosiagalny cel uprawiania tego zawodu, powinni 
zaczac od siebie samych. Swiat nie bedzie lepszy, ale niech przynajmniej 
ci, ktorzy za tym oreduja, stana sie lepsi: wtedy mozna zywic nadzieje, 
ze za ich przykladem pojdzie jeszcze ten i ow.


_______________________________________________________________________

"Gazeta Wyborcza - Magazyn", 26.11.1993.


                      ENCYKLOPEDIA OGORKA (litery B-D)
                      ===================

Brud - produkt powstajacy z powodu produkcji proszkow do prania i mydla.

Bruno Giordano - nieslusznie skazany w procesie politycznym, winni do
dzis nie poniesli odpowiedzialnosci ze wzgledu na zastosowanie wobec
nich filozofii grubej kreski.

Budzet panstwa - wyszczegolnienie, komu nie wyplacic pieniedzy nie
wplywajacych do skarbu panstwa.

Budzetowa dziura - jednostka przeliczeniowa skarbu panstwa; 100 dziur =
1 do'l.

Chlop - glowny produkt gospodarczy dostarczany przez wies; jedyna
rzecz, jakiej na wsi jest pod dostatkiem, a w stosunku do innych
wystepujacych tam dobr - nawet w nadmiarze.

Rola gospodarcza chlopa jest niejednorodna, poniewaz trudno
jednoznacznie okreslic, czy to on zywi krowe czy krowa jego i kto z
tej pary jest producentem, a kto konsumentem.

Przez lata z marnujacego sie na wsi chlopa probowano otrzymac kolejno i
bezskutecznie: robotnika, chloporobotnika, producenta zywnosci itp.;
ostatnio juz tylko ministra.

Cud - osiaganie celu niemozliwego do zdobycia normalnym wysilkiem
poprzez jego niepodejmowanie. Przykladem dzialan cudownych jest:

1. Odzyskanie niepodleglosci przez Polske w 1918 roku, kiedy to po
   latach bezskutecznej walki zaborcy pobili sie miedzy soba tak
   skutecznie, ze wszyscy jednoczesnie poniesli sromotna kleske.

2. Obalenie po latach staran w Europie Wschodniej komunizmu poprzez
   jego samoczynny upadek.

Cudzoziemiec - osoba otoczona nimbem podziwu za to, ze nie jest jednym
z nas, ale podejrzewana, ze jednak chce jednym z nas zostac.

Dla zatarcia zlego wrazenia cudzoziemcy udaja miejscowych, a miejscowi
- cudzoziemcow. Im bardziej cos jest cudzoziemskie ("Pollena 2000",
"Wedel"), tym bardziej sie od tego odzegnuje, a im mniej jest
cudzoziemskie ("Amerykanski smak"), tym bardziej stwarza takie pozory.
W rezultacie skrajni nacjonalisci i ludzie o mentalnosci zasciankowej
popieraja cudzoziemcow, a swiatowcy unikaja ich jak ognia.

Por. cudzoloznik.

Czestochowa - miejsce, gdzie Matce Boskiej objawili sie Szwedzi.

Daltonizm - szeroko rozpowszechniona w Polsce wada polegajaca na
zapominaniu Czerwonego.

Darwin - genealog, ktory najstarszym rodom ustalil jeszcze
wczesniejszych przodkow.

Dekomunizacja - proces, ktory po calkowitym rozgromieniu komunistow
doprowadza do oddania im pelni wladzy w drodze demokratycznej. W wyniku
dekomunizacji kluczowe z punktu widzenia bezpieczenstwa panstwa sfery,
ktore mialy byc dla osob proweniencji komunistycznej zastrzezone,
zostaja im oddane w calosci. Dekomunizacja w efekcie pozwala na
odtworzenie wladzy komunistycznej, a jesli w calosci sie ona nie
odtwarza, to tylko dlatego, ze komunisci juz byc nimi nie chca.
Dekomunizacja nie jest procedura demokratyczna, poniewaz - mimo ze
komunisci staja sie dzieki jej zastosowaniu wybieralni - z piastowania
jakichkolwiek funkcji w panstwie zaczynaja byc wylaczeni
dekomunizatorzy.

Dementi - oficjalne potwierdzenie, ze kursuje w jakiejs sprawie pogloska.

Dieta poselska - dla niektorych: pierwsze apanaze nie tylko nie
wyplacane w rublach, ale jeszcze takie, ktorych nie trzeba oddawac
KGB.

Dinozaury - gady, ktorym wydawalo sie, ze juz wymarly, ale zostaly
wskrzeszone w glosowaniu powszechnym w 1993 roku.

Dobrobyt - pojecie wykluczajace sie z pojeciem lewicy wedlug jej
wlasnych zrodel; jak podaje Wielka Encyklopedia Powszechna, Warszawa
1973, s. 602: "koncepcja panstwa dobrobytu jest sprzeczna z
marksistowska teoria panstwa".

Dozynki - regularne, tradycyjne i w zasadzie jedyne kontakty chlopow z
wladza panstwowa.

Duma - Sejm sprzed odzyskania przez Polske niepodleglosci, ktoremu
jednak nie powierzono juz misji tworzenia rzadu w Polsce niepodleglej.

Drozyzna - aktualny poziom cen, konczacy sie podwyzkami, po ktorych
nastepuje jeszcze wieksza drozyzna.

Dynastia - bardzo uciazliwy styl zycia, wymyslony z zemsty przez
scenarzystow amerykanskich dla milionerow calego swiata.


                                                  Michal Ogorek

_______________________________________________________________________

"Tygodnik Powszechny" 44/1993

Wlodzimierz Sznarbachowski

                     TOTALIZM, TERRORYZM, KATOLICYZM                    
                     ===============================

-------------------------------------------------------------------------

[Przedslowie redakcyjne:

  Po raz drugi w biezacym roku 1993 (o ile czegos nie przeoczylem) 
  redakcja "Tygodnika Powszechnego" uzyczyla swych lamow Wlodzimierzowi
  Sznarbachowskiemu, aktywiscie przedwojennej organizacji o nazwie
  "Falanga" (patrz rowniez "Spojrzenia" nr 90 - poslowie do wywiadu z
  Janem Pawlem II). Przyznam, ze unioslem nieco brwi ze zdziwienia, ze
  TP poswieca tyle miejsca osobie znanej swego czasu z pogladow
  zblizonych do faszyzmu, ale przeczytawszy numer 44 przekonalem sie, ze
  byla to decyzja sluszna. Nie dlatego nawet, ze Sznarbachowski okazuje
  skruche i potrzebe ekspiacji (w zamieszczonym ponizej artykule widac to
  wyraznie tylko w jednym miejscu), ale dla dania swiadectwa historycznej
  prawdzie. Czym innym sa bowiem swiadectwa przeciwnikow politycznych
  "Falangi", a czym innym wspomnienia bylego falangisty.

  Artykul zamieszczony ponizej jest poprzedzony wywiadem, ktory
  Sznarbachowski przeprowadzil wspolczesnie z Jerzym Gorskim, rowniez
  bylym falangista. Tytul owego wywiadu: "Terroryzm: wciaz przemilczany
  odcinek dzialanosci ONR-`Falangi'". O ile Sznarbachowski byl swego
  rodzaju ideologiem ruchu, to Gorski wydaje sie byc jego glownym
  palkarzem. I o ile Sznarbachowski tu i owdzie daje poznac, ze na stare
  lata potrafi spojrzec z dystansem na swa mlodziencza dzialalnosc, to
  Gorski wydaje sie byc ciagle dumny z tego, co robil. Jest wiec ten
  wywiad dosc przerazajacy. Dlatego rowniez, ze widac z niego jasno,
  jakie byly cele i metody walki o wladze "obozu narodowego". Haslo
  brzmialo ponetnie: bic komunistow. Ale kto jest komunista, decydowali
  sami "narodowcy". Poniewaz zas na prawo od nich byla juz tylko sciana, 
  wiec komunista, czyli celem ataku fizycznego mial szanse zostac 
  praktycznie kazdy. Z definicji n.p. komunistami byli Zydzi - chocby
  wspomniany przez Gorskiego "Bund", ktory jako organizacja
  socjalistyczna od komunizmu byl dosc daleko i dlatego byl przez
  komunistow okrutnie tepiony, a na lokale ktorego bojowki "Falangi"
  urzadzily kilka krwawych napadow.

  Wywiadu z Gorskim jednak nie przedrukowujemy; moze on chyba byc ciekawy
  tylko dla historykow i osob szczegolnie zainteresowanych scena
  polityczna Polski tuz przed II Wojna Swiatowa. Podajemy za to Panstwu
  wspomnienia Sznarbachowskiego na temat, ktory i dzis odzywa sie tu i
  owdzie: czy katolicyzm (a szerzej - chrzescijanstwo) jest do pogodzenia
  z totalizmem. Zwazywszy, ze - jak zauwaza sam autor - idee i trendy, o
  ktorych pisze, maja dzis pewna rosnaca liczbe zwolennikow w Polsce,
  jest to chyba pytanie na czasie.

  Kilka objasnien skrotow uzywanych w artykule:

  ONR - Oboz Narodowo-Radykalny (podzielil sie szybko na ONR-ABC i ONR -
        Falange; ABC z kolei bylo skrotem od: Adriatyk - Baltyk - Czarne,
        co daje niejakie pojecie o ambicjach i celach, jak rowniez
        realizmie politycznym jego tworcow);
  RNR - Ruch Narodowo-Radykalny;
  NOB - Narodowa Organizacja Bojowa "Zycie i Smierc dla Narodu" (elitarne 
        bojowki Falangi);
  SN  - Stronnictwo Narodowe ("Endecja");
  ZMP - Zwiazek Mlodej Polski.

                                               J.K-ek]

-------------------------------------------------------------------------

Dzialacze i czlonkowie ONR, Falangi, RNR, NOB byli w ogromnej wiekszosci 
szczerze i gleboko wierzacy i praktykujacy. "Zasady Programu Narodowo- 
Radykalnego" z 7.02.1937 (zwane od koloru okladki "Zielonym Programem") 
opracowane pod przewodnictwem Boleslawa Piaseckiego, w pierwszej z 
trzech tez, ujetych lacznie z komentarzem w rozdziale pierwszym pod 
nazwa "Prawdy Bezwgledne" glosily, ze "Bog jest najwyzszym celem 
czlowieka" i ze "zyciowe dzialania czlowieka musza byc kierowane do 
osiagniecia szczescia w [...] Bogu, [...] ktorego stosunek do ludzi 
ujmuje i tlumaczy religia katolicka". Teza druga stanowila, ze "Droga 
czlowieka do Boga - praca dla narodu".

Kazdemu wierzacemu czlonkowi ruchu nasuwac sie musialy dwa pytania, 
ktore formuluje i na ktore odpowiadam kolejno.

*Jak pogodzic katolicyzm i totalizm*, zwlaszcza po jasnym i bezwglednym 
potepieniu go przez papieza Piusa XI w encyklice "Mit brennender Sorge" 
z marca 1937 oraz po uchwale Synodu Biskupow Polskich, ktora 
obowiazywala od 15.06.1937. Jej artykul 70 punkt 3 brzmial: 
"Przeciwstawiac sie nalezy blednym doktrynom politycznym, wedlug ktorych 
wszystkie dziedziny zycia powinny byc poddane wladzy i kontroli panstwa, 
tak, izby mu podlegaly nawet sprawy sumienia, wladza Kosciola 
Katolickiego oraz wszystkie bez wyjatku prawa tak jednostki, jak rodzin 
i spoleczenstwa"?

Odpowiedzi na nieuniknione watpliwosci moralne wielu falangistow, 
zwiazane z tym pierwszym pytaniem, szukalo kilku publicystow 
narodowo-radykalnych (Nie zapominajmy, ze "starzy" Stronnictwa 
Narodowego i sam Dmowski - mimo przejsciowych wahan - odrzucili 
przydatnosc totalizmu dla Polski, chociaz podkreslali jego niektore 
pozytywne skutki dla Niemiec i Wloch. Natomiast poglady "mlodych" SN nie 
roznily sie od ONR-owskich.)

Pozwole tu sobie powolac sie na moja wlasna odpowiedz - wyklad, z 
ktorym wowczas jezdzilem na zebrania grup NOB i placowek RNR. Jego tekst 
- pod roznymi tytulami (najczesciej "Totalizm i katolicyzm" albo 
"Katolickie panstwo totalne narodu polskiego") i w nieco zmieniajacych 
sie wersjach - byl przedrukowywany w centralnych, jak "Ruch Mlodych" czy 
"Falanga", i w prowincjonalnych pismach RNR i ZMP. Zasadnicza wersje pt. 
"Naczelne problemy wspolczesnego ustroju" oglosil miesiecznik ksiezy 
Marianow "Pro Christo" w nrze 1-12 z 1937, a wiec juz pare miesiecy po 
antytotalistycznej bulli Piusa XI i po uchwale Synodu Biskupow Polskich. 
Bylo to w krotkim okresie, kiedy pismo redagowal o. Jerzy Pawski MIC, 
blisko zwiazany z RNR i Boleslawem Piaseckim (zwiazek ten przetrwal 
wojne i Ojciec Jerzy uczestniczyl w pierwszym organizacyjnym zebraniu 
redakcji tygodnika "Dzis i Jutro" 12.10.1945.) Redakcja oznajmila w 
przedslowiu, ze "p. Sznarbachowski jest pierwszym z publicystow mlodego 
pokolenia, ktory podjal smiala probe sformulowania podstaw katolickiego 
totalizmu narodowego". Z mego dosc dlugiego tekstu przytaczam kilka 
najbardziej charakterystycznych tez:

"Dla nas, katolikow, naczelnym problemem wspolczesnego ustroju jest 
*problem Panstwa Bozego*. To znaczy takiej organizacji narodu, ktora 
przeprowadza calkowita wewnetrzna harmonie miedzy okreslonym przez nauke 
Kosciola celem ostatecznym i szczesciem jednostki oraz miedzy 
uzaleznionymi od aktualnego stanu kultury, gospodarki i techniki drogami 
ich osiagania a stanowiskiem jakie zajmuje jednostka w panstwie wobec 
innych".

"*Panstwo totalne chce zapewnic jednostce te konieczna dla jej rozwoju 
harmonie i zrealizowac bezposrednia odpowiedzialnosc kazdego za rozwoj 
narodu*. Ale dopoki opiera swa organizacje na falszywym pojmowaniu 
szczescia i celu czlowieka, jak np. hitleryzm i bolszewizm - nie jest do 
tego zdolne, a jednostka musi mu sie przeciwstawiac w obronie swych 
gwalconych praw".

"Koniecznosc podzialu ustojow totalitarnych na dobre i zle, zaleznie od 
ich stosunku do celow bezwglednych czlowieka, jest oczywista".

"*Panstwo totalne z natury swej jest oparte o religie* lub jego 
ideologia staje sie religia."

"*Tylko katolickie panstwo totalne jest w stanie zrealizowac tendencje 
nowych ustrojow, nie niszczac a nawet rozwijajac osobowosc czlowieka*"

"... umundurowanie dusz, o ktorym mowil jeden z przywodcow mlodego 
pokolenia - to tylko przetlumaczona na jezyk codzienny zasada sw. 
Tomasza: >>Prawo... ma na celu dobro powszechne. I dla niego nie ma 
cnoty, ktorej by aktow prawo nie moglo nakazywac...<<"

"Miedzy duchem czasow nowych a nauka katolicka nie ma sprzecznosci... w 
Kosciele jest miejsce - i to poczesne - dla nowoczesnego czlowieka i jego 
tworow. To co przewidzial juz nawracajacy sie Brzozowski, piszac: 
>>Kosciol... jest w stanie uznac, ze zycie poza obrebem Kosciola 
dokonywalo w ciagu ostatnich stuleci prac niezbednych, lecz ze zostaly 
one niezupelnymi wlasnie dlatego, ze byly wykonywane poza spoleczenstwem 
koscielnym i ze dzisiejszy kryzys kulturalny jest wynikiem tego 
przebiegu historii<<".

Moj szkic w "Pro Christo" konczy nastepujace stwierdzenie:

"Poniewaz obce jest nam deterministyczne pojmowanie historii, a w 
*dziejach widzimy przejaw Opatrznosci i Wolnej Woli*, rozumiemy, ze 
chociaz nowoczesne Panstwo Boze jest najlogiczniejsza synteza rozwoju 
ostatnich stuleci, jednak jego realizacja i utrzymanie zalezy tylko od 
naszego wysilku, tak jak wszystko w rzeczach ludzkich".

Z innych wypowiedzi na temat Kosciola i totalizmu powolywano sie czesto 
na zebraniach Falangi na glosy przedstawicieli duchowienstwa. Przede 
wszystkim na wspomnianego juz o. Jerzego Pawskiego. W numerze 
pazdziernikowym "Pro Christo" w 1937 r. stwierdzil on wprost, ze 
totalizm nie jest sprzeczny z doktryna chrzescijanska. Jeszcze 
wczesniej, bo pod koniec 1936, wydawany w Wilnie dwutygodnik katolicki 
"Pax" napisal, ze "totalizm oznacza monopolistyczne stanowisko idei" i 
podawal sredniowiecze jako przyklad totalizmu chrzescijanskiego. O. 
Innocenty Bochenski, domikanin, profesor Uniwersytetu Angelicum w 
Rzymie, wypowiadal sie na lamach kilku pism w obronie totalizmu 
katolickiego. Miesiecznik RNR "Ruch Mlodych", redagowany przez Wojciecha 
Wasiutynskiego i inne pisma narodowo-radykalne podchwytywaly te poglady, 
oznajmiajac z radoscia, ze po raz pierwszy przedstawiciele opinii 
katolickiej przyznaja, iz nie ma sprzecznosci miedzy katolicyzmem a 
totalizmem, jezeli ten ostatni opiera sie o "prawdy bezwgledne", i ze 
Kosciol potepia wylacznie totalizmy ateistyczne czy neo-poganskie. 
Jednak niepokoj sumienia trwal dalej i wciaz szukano nowych argumentow 
obronnych.

Na drugie nieuniknione pytanie: jak pogodzic programowy katolicyzm RNR z 
aktami terrorystycznymi i z coraz bardziej rozwijajacym sie bezwglednym 
i nieraz krwawym antysemityzmem - zadowalajacej sumienia odpowiedzi 
teoretyczno-teologicznej nie znaleziono, mimo czestego cytowania kilku 
marginesowych wypowiedzi sw. Tomasza. Usprawiedliwiano bojowy 
antysemityzm wymogami samoobrony gospodarczej i politycznej narodu oraz 
koniecznosci zwalczania "szkodliwej i demoralizatorskiej w kulturze i 
sztuce roli Zydow i wyslugujacych im sie Polakow ("na wojnie jak na 
wojnie"). Wykorzystywano tez antysemicka propagande pewnej czesci prasy 
katolickiej z bardzo poczytnym "Malym Dziennikiem" z Niepokalanowa na 
czele oraz postawe niektorych ksiezy, czesto poblazliwa a niekiedy wrecz 
sympatyzujaca z ostrym bojkotem i pikietowaniem sklepow zydowskich, 
odpedzaniem przez bojowki "narodowe" kupcow - Zydow od chlopow 
szukajacych nabywcy na swe plody rolne czy z zamachami bombowymi na 
banki zydowskie.

Rozmiary i metody narastajacego antysemityzmu ukazala glosna pielgrzymka 
akademicka na Jasna Gore 24.05.1936. Byla ona zorganizowana wspolnie 
przez mlodych SN i RNR, a pomyslana byla jako propagandowa demonstracja 
polityczna i antysemicka na skale masowa. Powiodlo sie to w pelni. 
Przede wszystkim wzielo w niej udzial 20 tys. studentow, czyli dwie 
piate ogolu zapisanych na wyzsze uczelnie. Endecko-oenerowski "Hymn 
Mlodych" zalguszal pienia sodalisek, wszedzie, wszedzie emblematy i 
plakaty ze sloganami narodowo-radykalnymi, druki propagandowe i 
antysemickie i wreszcie demolowanie zydowskich straganow z dewocjonaliami 
pod Jasna Gora. Nastroj podczas przemarszu pielgrzymow przez Czestochowe 
podobny byl jak na zlotach szturmowek hitlerowskich czy na via del 
Impero w Rzymie w czasie parad "czarnych koszul", jak to ujal Henryk 
Dembinski w czasopismie "Karta" i Ksawery Proszynski w reportazu "Podroz 
po Polsce".

Naruszenie religijnego charakteru pielgrzymki i poslugiwanie sie nia 
dla celow politycznych wywolalo oburzenia kardynala Aleksandra 
Kakowskiego, metropolity warszawskiego, ktory w liscie pasterskim do 
mlodziezy napisal w slowach oglednych ale jasno: "niektorzy chcieliby z 
Waszych slubowan uczynic narzedzie dla innych celow. [...] Religia 
traktowana jako narzedzie do akcji politycznej traci na swoich 
wartosciach i zamiast pozytku moze wyrzadzic spoleczenstwu krzywde".

Protesty przeciw coraz liczniejszym, czestszym i bezwgledniejszym 
ekscesom antysemickim (trafiali sie i zabici) wychodzily juz nie tylko z 
kol lewicowych czy od intelektualistow i przedstawicieli swiata kultury 
i nauki spod znaku "Wiadomosci Literackich", lecz rowniez ze swieckich 
osrodkow katolickich, prasy - zwlaszcza konserwatywnej i liberalnej - i 
od poszczegolnych osobistosci. Tak wiec np. krakowski "Czas" nawolywal 
duchowienstwo do potepienia ekscesow z ambony, a prof. Mieczyslaw 
Michalowicz tak umotywowal swoj protest: "W sumieniu moim chce zostac 
wiernym katolikiem".

Przywodcy narodowo-radykalni zaczeli sie obawiac, ze te glosy
potepienia moga wywrzec "niepozadany" wplyw na myslaca samodzielnie
czesc mlodziezy. Nie wystarczylo pietnowac protestujace osobistosci ze
swiata nauki i kultury, zarowno katolikow jak i protestantow, jak
religijnie niezaangazowanych, mianem "*szabesgojow, niestety Polakow*".
Na takiej "czarnej liscie" profesorow wyzszych uczelni sporzadzonej np.
przez pismo ONR-owskie "Alma Mater" (15/31.01.1938) oprocz kilku
uczonych pochodzenia zydowskiego, jak prof. Marceli Handelsman,
znalazlo sie paru kaplanow, takze protestanckich, jak ks. prof. Edmund
Bursche (b. rektor UW) wsrod ponad polsetki innych luminarzy nauki
polskiej, jak profesorowie Jan Bystron, Jozef Chalasinski, Tadeusz
Kotarbinski, Manfred Kridl, Ludwik Krzywicki, Mieczyslaw Michalowicz i
in. Wszyscy oni mieli duzy wplyw na mloda inteligencje i wybitniejszych
studentow.

Aby przeciwdzialac inicjatywom katolikow i naukowcow przeciw
antysemizmowi w sukurs przywodcom narodowo-radykalnym przyszli m.in.
dwaj popularni ksieza pralaci: Seweryn Poplawski i Marceli Nowakowski,
oglaszajac list otwarty z poparciem dla stanowiska mlodziezy
nacjonalistycznej. Odnoszac sie w szczegolnosci do motywacji cytowanego
w poprzednim akapicie protestu Michalowicza ("aby zostac wiernym
chrzescijaninem") pisali oni "poniewaz to powiedzenie pogloby wywolac
wsrod mlodziezy pewien niepokoj sumienia, my, nizej podpisani,
dlugoletni wychowawcy i nauczyciele mlodziezy, chcemy stwierdzic, ze
dazenie pozytywne do odgrodzenia sie wsrod wiernych w zyciu od Zydow
nie sprzeciwia sie intencjom i nauce Kosciola".

Wsrod wielu tego rodzaju wystapien najbardziej chyba zaskakujaca byla
wypowiedz ks. Ignacego Charaszewskiego w "Samoobronie Narodu"
29.05.1938: "Co winien Zyd, ze sie Zydem urodzil? Wilk takze nie
winien, ze urodzil sie wilkiem, a tepimy wilki". Sadze, ze wypowiedz te
powinni znac mlodzi, ktorzy w Krakowie w dawnym lokalu Stowarzyszenia
PAX, wystepujacego teraz pod nazwa "Civitas Christiana", odtworzyli
ONR. Ku ich pouczeniu i przestrodze - ja, ktory bylem przez kilka lat
dzialaczem i ideologiem ONR - Falangi, przytaczam podane przez prof.
Szymona Rudnickiego w ksiazce "Oboz Narodowo-Radykalny - Geneza i
dzialalnosc" zrodlo wypowiedzi ks. Charaszewskiego: "Ksiadz albo nie
wiedzial, albo nie chcial sie przyznac do plagiatu. 26.03.1861 Bismarck
pisal do siostry: `Bijcie Polakow, by ich ochota do zycia odeszla;
osobiscie wspolczuje ich polozeniu, ale pragnac istniec, nie pozostaje
nam nic innego jak ich wytepic. Wilk tez nie odpowiada za to, ze Bog
stworzyl go takim jakim jest, dlatego zabija sie go, gdy tylko moze.'"

_______________________________________________________________________

Jola Stouten 


            NAUKA A PRZEMYSL - DOSWIADCZENIA AMERYKANSKIE
            =============================================


W drugim numerze tegorocznego [1993] wydania "Protein and Science" na 
stronach 1371-1372 ukazal sie artykul S. L. Brennera i R. I. Tabera 
zatytulowany "Academic-Industrial Partnering - the Changing Climate". 
Oba artykuly Brennera i moj (pisane niezaleznie od siebie) dotyczace 
tego samego zagadnienia roznia sie od siebie katem spojrzenia na sprawe. 
Podczas gdy ja skoncentrowalam sie na opisie choroby (z uwzglednieniem 
"stanu" inkubacji) Brenner i Taber skoncentrowali sie na profilaktyce, 
znalezieniu lekarstwa specjalistom prezydenta Clintona.


Skad biora sie naukowcy i gdzie sa robione podstawowe prace badawcze? 
Jak w sposob wymierny mozna okreslic prace naukowa uniwersytetu czy 
instytutu naukowo-badawczego? Odpowiedz na oba pytania jest prosta. 
Tylko uniwersytety sa "kuznia" nowych talentow naukowych a miara 
preznosci naukowej uniwersytetu czy instytutu naukowo-badawczego jest 
ilosc publikacji naukowych publikowanych w renomowanych czasopismach 
naukowych o zasiegu miedzynarodowym, jak rowniez ilosc wydanych przez 
nie patentow. Od niedawna wysoko ceniona jest takze ilosc zakladow 
przemyslowych z ktorymi uniwersytet wspolpracuje. "Wyprodukowanie"
jednego naukowca jest procesem niezmiernie czasochlonnym i kosztownym.
Rosnace zapotrzebowanie na wysokokwalifikowanych mlodych pracownikow 
nauki i ciagle ograniczenia rzadowych srodkow finansowych na nauke 
spowodowaly, ze uniwersytety zaczely szukac sponsorow prac badawczych 
w postaci bogatych zakladow przemyslowych. Jednak wspolpraca ta 
okazala sie byc w praktyce tylko jednostronna i niewystarczajaca 
(skad my to znamy?).

Przyjrzyjmy sie pokrotce problemom, ktorym musza sprostac amerykanskie
instytuty naukowo-badawcze pracujace dla przemyslu farmaceutycznego i
biotechnologicznego (sztuczne organy zastepcze) na poczatku lat
dziewiecdziesiatych. Instytuty naukowo-badawcze dzialaja pod duza presja
finansowa przemyslu. Pracujac w nie slabnacej konkurencji przemysl
farmaceutyczny potrzebuje coraz to wiecej nowych produktow i nowych
technologii. W nieustajacym poscigu za nowosciami instytuty z 
koniecznosci skoncentrowaly sie na krotkoterminowych badaniach naukowych 
tracac rownoczesnie sporo czasu i nakladow na ochrone wlasnych badan 
przed "szpiegostwem" naukowym.

Zeby sprostac potrzebom dwudziestego pierwszego wieku przemysl 
farmaceutyczny i biotechnologiczny musi wprowadzic na rynek nowe, 
pelne zestawy terapeutyczne, w szczegolnosci dla leczenia chorob 
nowotworowych i ukladu immunologicznego, a takze unowoczesnione 
technologie produkcji organow zastepczych. Nie moze byc wiec mowy 
o prowadzeniu badan naukowych na dotychczasowym, zredukowanym
poziomie. Prawdziwy sukces w tej dziedzinie moze przyniesc jedynie 
pelne zrozumienie patofizjologii i terapii chorob na poziomie 
molekularnym, poprzez poznanie struktur zwiazkow biologicznie 
czynnych (odpowiedzialnych za powstawanie i zwalczanie chorob), 
mechanizmu ich dzialania i regulacji.

Wymaga to nie tylko zastosowania kolosalnych nakladow finansowych,
zatrudnienia duzej ilosci wyspecjalizowanych naukowcow i duzej ilosci 
sprzetu ale rowniez pelnej wspolpracy miedzy uniwersytetami, 
instytutami naukowo-badawczymi i zakladami przemyslowymi. Konieczne 
jest stworzenie odpowiednich warunkow do niczym nieskrepowanej wymiany 
mysli i doswiadczen naukowych. Mechanizm donor - akceptor musi dzialac 
we wszystkich kierunkach, nie tylko naukowiec - inzynier, inzynier - 
naukowiec ale rowniez naukowiec uniwersytecki - naukowiec przemyslowy 
i odwrotnie. Naukowiec uniwersytecki musi skoncentrowac sie na 
szczegolowym zrozumieniu problemu po to, by naukowiec przemyslowy mogl wykorzystac i zastosowac nabyta wiedze a inzynier wyprodukowac gotowy 
produkt.

Wspolpraca taka jest niezbedna, ale, zanim to nastapi, instytuty 
naukowo-badawcze stanely przed problemem: skad wziac 
wysokokwalifikowanych naukowcow, ktorzy beda umieli zamienic 
dotychczasowe zdobycze nauki w produkt rynkowy. Zawezenie programu 
badan, uksztaltowany instytutowy stereotyp myslenia nie zasilany 
doplywem nowych mysli i idei (ktore jakze czesto sa udzialem 
utalentowanych mlodych pracownikow nauki) i ograniczona wymiana 
doswiadczen rowna jest brakowi nowych produktow, stanowi regres.

Najstarsza a jednoczesnie najprostsza metoda "poprawy" jest wymiana 
naukowcow w systemie stypendiow i grantow.

Zmiany polityczne w Europie (zjednoczenie Niemiec, otwarcie granic, 
upadek socjalizmu) spowodowaly niekorzystny, nagly, i niemal calkowity 
spadek zainteresowania europejskich naukowcow amerykanskimi 
instytutami i uniwersytetami. Stad od poczatku 1991 roku bogate 
instytuty naukowo-badawcze zaczely stosowac krotkotrwaly, kosztowny, 
"import" naukowcow z Europy Zachodniej, a ostatnio i Srodkowej oraz 
Japonii, oferujac bezkonkurencyjne warunki pracy i placy. Koszt 
"importu" jednego naukowca z Europy obciaza kase instytutu na 
35-80 tys. $, w zaleznosci od stopnia i stazu naukowego zaproszonego 
goscia. Do tego dochodza standardowe oplaty zwiazane z relokacja
(transport mienia, straty powstale w czasie transportu), wstepna 
aprowizacja w nowym miejscu, podatki, oplaty zwiazane z wizami i 
zielona karta (poza przydzialem) itp. Stad calkowity koszt czesto 
przekracza 150 - 200 tys. $. Terapia musi przynosic bardzo zadawalajace 
rezultaty, skoro mimo tak wysokich kosztow "importu", kazde wakujace 
stanowisko samodzielnego pracownika naukowego wypelniane jest przez 
zaproszonego przybysza z Europy. Czasem dochodzi do paradoksalnych 
sytuacji, gdy dwa o podobnym profilu instytuty "bija" sie o jednego 
naukowca.

A tak na marginesie: Sama ze swojej strony uwazam, ze i tak Amerykanie 
robia na tym zupelnie niezly interes, poniewaz placac za jednego 
zaproszonego naukowca czesto zyskuja dwoch, drugiego w osobie 
wspolmalzonka.

                                                           Jola Stouten

_______________________________________________________________________

z cyklu: Kacik Kulinarny

Jurek Karczmarczuk


                          DORSZ PO PORTUGALSKU
                          ====================


Jest to danie dosc skomplikowane i pracochlonne, choc oczywiscie nie 
az tak bardzo. Zastanowic sie nad jego realizacja mozna, gdy wiemy, ze 
zaproszeni goscie sa milosnikami pracy w kuchni, gdy Pani Domu 
spodziewa sie barokowych pochwal, mlaskan, westchnien i innych oznak 
holdu.

Podstawa: solony dorsz (morue we Francji, bacalhau w Portugalii, czy
Brazylii). Czesto kupuje paczkowanego, namoczonego w solance, ale 
prawdziwy Luzytanczyk winien kupic podsuszonego, ok. kilograma na szesc
osob. Rybe nalezy pod waskim strumieniem biezacej wody odsalac przez
kilkanascie minut, a nastepnie jeszcze w pojemniku przez ok. 12 godzin,
zmieniajac czasami wode. Zawsze istnieje niebezpieczenstwo przesolenia.
Nalezy oszacowac potencjalna tolerancje zaproszonych gosci!

Nastepnie rybe nalezy wyjac, osaczyc, i wlozyc do rondla z wrzaca woda.
Gotowac ok. 5 minut, wyjac i podzielic na dosc spore kawalki, 
oddzielajac osci i skore. Uff. Reszta jest juz przyjemniejsza.

Wode z gotowania ryby wykorzystujemy do ugotowania w niej ziemniakow w
mundurkach, po poltora - dwa niezbyt duze ziemniaki na osobe. W
miedzyczasie ugotowac kilka, powiedzmy 4, jajka na twardo. 

Posiekac niezbyt drobno dwie duze cebule i podsmazyc w cwierci szklanki
oleju. Dorzucic ok. 6 lub nieco wiecej pomidorow, obranych ze skorki,
pozbawionych pestek i troche pogniecionych. Mozna oczywiscie kupic
gotowe polprodukty, ale prosze sie wystrzegac koncentratu pomidorowego.
Zrobilem to raz i juz nie zrobie. To po prostu nie to! Dodac kilka
zmiazdzonych zabkow czosnku i troche zieleniny, np. pietruszki. Mozna
dodac troche aromatycznych ziol, np. tymianku, ale jak sie przesadzi, 
to sie zrobi danie bardziej wloskie niz portugalskie, a tego nie 
przezyjemy ze wzgledow patriotycznych.

Ziemniaki obrac i pokroic na plastry. Jajka rowniez.

Przystapic do montazu. Na dno plaskiego, prostokatnego naczynia
zaroodpornego nalac troche oleju, rozprowadzic. Ulozyc warstwe dorsza,
pokryc warstwa ziemniakow, potem jajek, ale niekoniecznie. Przykryc 
wszystko warstwa masy pomidorowej, do ktorej dodac (opcjonalnie) troche 
czarnych oliwek. Wtedy jednak usunac z nich pestki, gdyz statystyki WHO 
wskazuja, ze zawsze znajdzie sie ktos, kto sie pestka udlawi, albo 
zlamie sobie zeba i zepsuje nam atmosfere przy stole. Problem jedynie 
w tym, ze pestek z czarnych oliwek usuwac sie nie da. Caveat consumator!


Istnieja dwie szkoly tej potrawy, usilnie sie zwalczajace. Szkola
klasyczna proponuje, aby warstw bylo kilka: na pomidory znowu ryba,
ziemniaki itp.; pelnych kompletow moze byc dwa lub trzy, oraz
modernisci, ktorzy uwazaja to za zawracanie glowy. Tak czy inaczej na
gorze maja byc pomidory i troche jajek, przy czym wlasciwie to te jajka
na gorze nie maja specjalnego sensu przed pakowaniem do pieca. Mozna
zachowac troche plasterkow i dopiero przed podaniem ubarwic 
powierzchnie ladnie przystrzyzonymi i udrapowanymi kawalkami jajek. 
Uniknie sie w ten sposob wysuszenia ich w piekarniku, co dla jajek jest 
mordercze.

Nb. istnieje tez inny wariant, w ktorym cienkie plastry surowych
ziemniakow podsmaza sie z szalotka i czosnkiem i tym pokrywa rybe. Ale
to jest jeszcze bardziej pracochlonne i troche bardziej tluste.

Kazda warstwe ewentualnie nieco posolic, zdajac sobie sprawe czym
ryzykujemy, jesli ryba nie byla nalezycie odsolona. Popieprzyc, ale
danie nie moze byc ostre.

Zapiekac ok. 20 minut w uprzednio rozgrzanym piekarniku, jak kaza Pisma
Blogoslawione: 220 stopni, termostat 7.

Czym to podlewac?

Oczywiscie, nie moze byc watpliwosci. Portugalskie Vinho Verde
(verdinho). Dosc kwaskowate wino biale, zwykle mlode. Z braku tegoz, 
jakies biale wino z raczej gorskich okolic. Np. Crepy de Savoie, 
ewentualnie jakies alzackie, byle nie Gewurztraminer! Ale Sylvaner juz 
ujdzie, ja zreszta uzywam dosc taniego Gros Plant Nantais.

Przedyskutowac podczas kolacji kulinarne elementy dziela Eca de Queiroz,
kongenialnego sportugalszczenia ksiazki Ridera Haggarda "As Minas de 
Rei Salomao", w ktorej narrator Alao Quartelmar rozwodzi sie nad
wspanialosciami jedzenia swiezego serca slonia i poledwicy z zyrafy.
(Allan Quartermain w filmowym wykonaniu Richarda Chamberlaina w ogole
jest do niczego, a o sercu slonia nic w filmie nie ma...)

No i wypada odpowiedziec na narzucajace sie pytanie: a jesli nie ma
ryby suszonej, solonej: czy mozna uzyc swieza? Otoz ryzykuje sie
stworzeniem nowej potrawy. Solony dorsz ma zwarte mieso, zuje sie je.
Smak uwalnia sie dosc powoli w trakcie gryzienia, a aromat jest jednak
dosc charakterystyczny, powinny nim przejsc ziemniaki. Wiec to nie 
bedzie to, choc moze byc rowniez nader smakowite.

Desejo-lhes, quando a sineta do jantar vai tocar, muitos prazeres e
muitos aplausos de todos os convidados por esses petiscos saborosos.


                                                  Jorge Karczmarczuk
_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": [email protected]
Adresy redaktorow:   [email protected] (Jurek Krzystek)
                     [email protected] (Zbigniew J. Pasek)
                     [email protected] (Jurek Karczmarczuk)
                     [email protected] (Mirek Bielewicz)

Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk 1994. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres:
 (128.32.162.54), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.

____________________________koniec numeru 95___________________________